sobota, 20 grudnia 2014

Zamknięcie watahy

Żeby się lepiej czytało... KLIK

Pamiętam jeszcze mojego pierwszego wilka na tej watasze. Na imię mu, a właściwie jej było Megan. I to były czasy! Wilki pisały opowiadania, byłam zafascynowana. Niestety teraz sytuacja zupełnie się odwróciła, nikt nie pisze opowiadań. NIKT, nawet ja sama.
Mimo, że teraz są święta i chyba każdy ma więcej czasu, zdecydowałam się zakończyć to wszystko...
Dla mnie to nie ma sensu, nikt już się tym całym blogiem ie interesuje.

SPECJALNE PODZIĘKOWANIA:
Glimmer... Ach, co tu mówić; dla mnie to po prostu Pola. Osoba, bez której tego wszystkiego by tu nie było. Również właścicielka tego bloga. Wprawdzie to ja go założyłam, ale... Glimmer to jest 40% włałcicieli, czyli bardzo dużo... może nawet 45%, czyli prawie połowa, ekhem, jak to nazwać, ważności? Nie, po prostu ja to 4/7, a Glimmer to 3/7. Czyli tak jak mówiłam bardzo dużo.

Dziękuję również Madzi. Nie ma jej już z nami, ale również była właścicielką bloga, i to główną alfą. Ja wtedy odeszłam. Była bardzo ważną częścią watahy.

No i dziękuję też wszystkim Wam, kochani, każdemu, kto tutaj kiedykolwiek dołączył. WSZYSTKIM. To dzięki Wam ten blog został otwarty, istniał przez tyle czasu, ale też został zamknięty.

Wszystko ma kiedyś swój koniec. My też. Pamiętajcie.
Wataha zostanie, nie będę usuwać tej strony, niech sobie tutaj będzie.
I to właśnie będzie ostatni post na tej stronie, proszę inne alfy i tych, którzy mogą pisać posty, o nie pisaniu niczego, niech ten post będzie ostatnim.

Główna alfa,
Emerald


piątek, 12 grudnia 2014

Glimmerowe rewolucje

Już jakiś czas temu Eme dała mi przyzwolenie na pewne rewolucje... Mam nadzieję, że mnie za to nie zabijecie, ale cóż - stało się!
A oto co się stało:
* nowa grafika (którą sama zrobiłam i sama ją kocham)
* usunięte są wilki nieaktywne od długiego czasu (wybaczcie, zapychacze)
* usunięta jest zakładka Upomnienia | Pochwały (za dużo plątaniny, syfu i nieogaru, które do niczego nie prowadzą)
* myślę nad zimowym eventem (ale tylko myślę)
~Glimmer

sobota, 29 listopada 2014

Opowiadanie eventowe od Interlunar - cz. 2

Przenikałam przestrzeń wzrokiem. Co widziałam... złoto które pomału zaczynało drażnić mój wzrok swym połyskiem. A coś po za tym? Gdzieś dalej stykała się podłoga z jedną ze ścian. Już chciałam coś powiedzieć, lecz wtem poczułam jak coś zaciska mi się na szyi. Czułam że słabnę, lecz nie upadam. Coś... jakby przejęło kontrolę nad mym ciałem. cokolwiek to było, wprawiło mnie w tak zwaną furię, ale w takim stopniu że mogłam nad nią panować. Jeszcze raz skupiłam wzrok w miejscu gdzie powinien stać. Po chwili pojawiły się zarysy... wielkiego wilka o potężnej budowie, na równie dobrze zbudowanych łapach. Był cały ze złota, nawet jego oczy, lecz w obecnej postaci mogłam dostrzec iż złoto różni się intensywnością. Na przykład, na nosie było delikatnie ciemniejsze, a w miejscu gdzie powinno być białko oczne nieco jaśniejsze złoto.
- A tego skarabeusza co masz na szyi to dał ci Gepard? Ciekawe... - Spojrzał na moją szyję, lecz ja nie potrafiłam tak obrócić głową aby go dostrzec.
- Kim ty właściwie jesteś? - Zadałam pytanie, dość logiczne, w końcu nawet nie wiem jak ma na imię, a z nim rozmawiam.
- Faraon Derral, wielki i potężny władca Egiptu, za życia, jak i po śmierci. - Odpowiedział z wielką dumą.
Zlustrowałam go wzrokiem.
- Jesteś wilkiem.
- Wiąże się z tym długa historia.. ale każdy widzi mnie inaczej, ty postrzegasz mnie jako wilka, a ktoś inny mógłby mnie dostrzec pod postacią kobry. - Tłumaczył.
Wtedy w mojej głowie znów zahuczał głos lisicy "przeprowadź na właściwą drogę". Chwilę potem poczułam jak ten skarabeusz odczepia się od mojej szyi i upada na złocistą posadzkę. Nie dostałam żadnej instrukcji, co robić i jak. Szczerze... to równie dobrze mogły mi po prostu powiedzieć coś w stylu "łapaj skarabeusza i idź ogarnij faraona" i mnie tu wysłać, bez żadnych ceregieli i mało interesujących rozmów.
- Coś ci upadło. - Zaśmiał się krótko, odwrócił się i szedł gdzieś przed siebie powolnym, lecz dostojnym krokiem.
Człapałam za nim, popychając łapą owada.
- Wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi?
- Otóż... zapewne widziałaś te niewdzięczne zjawy wokół Płomienia Świętego, one są składane mi w ofierze, abym żył wiecznie i wzrastał w siłę. Są one... należą do rodzin zdrajców, ale coraz więcej pojawia się dobrowolnych ofiar, aby nie wzbudzić we mnie gniew.
Zdrajców? Pewnie chodzi mu o osoby które go zamordowały. Jednak od razu nasunęła mi się scena walk tych zjaw.
- Wiem o czym myślisz, przyjmuję tylko najsilniejsze dusze w ofierze.
- A co się dzieje z tymi co przegrały? - Nie traciłam oczu z niesfornego robala, wyskoczył z cętki... a teraz... jakby chciał dopaść tego Derreal'a. Czułam... że jeszcze nie czas na to aby zrobił to co musi... ciekawość pchała mnie ku zadawaniu pytań, lecz w środku... coś mi szeptało abym się nie dopytywała tylu rzeczy.
- Odchodzą do nicości, a te które nie są tak bezużytecznie lądują w Tartarze.
- Czego mają się obawiać? Czemu są oddawane tobie w ofierze?
- Niczego. - Prychnął. - Najwyżej zmyślonych krwiożerczych istot, które są skutkiem halucynacji, albowiem w korytarzach jest gaz który właśnie je powoduje.
- Czyli te wszystkie gryfy, upiory, potwory i gadający sfinks to... to...
- Zmyślone bajeczki. - Zaśmiał się.
Ja stanęłam w miejscu jak wryta przytrzymując łapą niesfornego skarabeusza. To wszystko to halucynacje? Czyli on też jest halucynacją? A może... to wszystko to tylko zwidy? Faraon odwrócił się w moją stronę z zadowolonym uśmiechem. Nie wiedziałam co mówić... jeśli to prawda... to prawdopodobne jest to że to tylko sen... sen... z lisem... z pięknym i dość dziwnym gepardem... z czarnymi jak smoła zjawami... z cudownym ogniskiem które pochłaniało dusze...z faraonem i ze mną... w środku piramid.
- INTERLUNAR! Skoro już brniesz w tą stronę... zadaj sobie jedno pytanie zanim stąd odejdziesz... w co wierzysz? W co wierzysz, chociaż wiesz że to jest niemożliwe? - Usłyszałam szept tej lisicy w swojej głowie. - Znasz odpowiedź, nie zastanawiaj się nad tym...
- To bezsensu... - Rzuciłam cicho, a złoty wilk przybrał wyraźniejsze kształty wraz z jego szyderczym uśmiechem. - Albowiem wszystko jest możliwe. - Gdy to powiedziałam, jego uśmiech znikł i pojawił się strach.
- NIE! - Pisnęła złota postać która nagle... zaczęła czernieć.
Czerniała, i rozsypywała się w popiół w zastraszającym tempie. Moment później... została tylko kupka popiołu na podłodze, która i tak kilka sekund poleżała i tak jak faraon znikła. A ja stałam. Z neutralnym wyrazem twarzy i z uporem wpatrywałam się w pozostałości po faraonie. Podniosłam łapę pod którą był owad, lecz on tylko gdzieś uciekł. Ja zaś podszedłszy do tam gdzie jeszcze minutę temu stał(Derral), stwierdziłam z lekkim rozczarowaniem.
- Podobno każdy ma w sobie odrobinę dobra...
Wtem, jakbym rzuciła zaklęcie, a czas się cofnął. Znów na posadce leżał proch, który zamieniał się w jakąś postać. Nie był nią już wilk, więc cofnęłam się kilka kroków. Obserwowałam. Teraz był przede mną człowiek ubrany w białe szaty z kolorowymi detalami, a na głowie miał coś dziwnego... jakby czapkę... z malutkimi figurkami głów kobry i hieny. Spojrzawszy w moją stronę powiedział pogodnie:
- Dziękuję.
Tylko po to... aby znów zniknąć, lecz tym razem rozwiał się... jakby wiał tu wiatr a on stał się jego cząstką.
Złociste i gładkie ściany zaczęły pękać bezdźwięcznie i rozsypywać się w popiół(tak jak wcześniej faraon) ukazując piękne nocne niebo w które się teraz wpatrywałam z miliardami pytań, głównie na temat tego co się teraz dzieje.
- Im więcej wiesz, tym bardziej uświadamiasz sobie że nic nie wiesz. - Zabrzmiał czysty głos Progeny.
Już nic nie powiedziałam, zamknęłam oczy, a gdy je otwarłam rozejrzałam się dookoła. Zobaczyłam tą Złotą Dolinę jaką pamiętam i chcę zapamiętać. Gdyż te wydarzenia... stworzyły we mnie więcej pytań i ciekawości, o których mogę teraz jedynie snuć teorię, może to i lepiej dla mnie.

< KONIEC >


__________________________________
Wiem... trochę mało ambitne to zakończenie. DX

Opowiadanie eventowe od Interlunar - cz. 1

Tym razem ciemność ogarnęła mnie na dłużej, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Byłam przez ten cały czas świadoma i przytomna, lecz nie miałam sił się poruszyć. Coś mnie blokowało, a gdy chciałam się sprzeciwić tej niesamowitej sile która mnie przygniatała do podłoża czułam... jak coś na szyi zacieśnia więzi. Nagle łeb mnie niesamowicie rozbolał, a po chwili zahuczały słowa lisicy wielkim echem, takim że ledwo dało się poskładać słowa w logiczną całość.
"Znajdź go... i przeprowadź na prawidłową drogę..."
Słowa wciąż odbijały się w mojej głowie i nabierały siły, potęgując tym samym ból. Zacisnęłam zęby i zastanowiłam się, o kim on mówiła? Przecież... nie podała mi imienia... czegokolwiek lub jakichkolwiek informacjo dzięki którym mogłabym się zorientować o kogo chodzi. Postanowiłam otworzyć oczy... i tak wciąż była ciemność. Ciszę, która wierciła mi dziury w uszach, która mnie dobijała i wprowadzała negatywny nastrój, przerwał nasilający się gwałtownie świst wiatru. Wiał mi prosto w oczy więc je zamknęłam i czułam coraz mocniejsze dudnienie na pysku i w futrze. Uszy położyłam po sobie, aby ostry powietrze ich nie uszkodziło. Miało to swoje plusy, wreszcie wróciło mi czucie, nie ból.. czucie. Siedziałam, a wiatr dudnił wprost we mnie, lecz nie miałam sił i odwagi się poruszyć. Teraz do szumy doszedł jakby ryk rozpaczy, gdzieś daleko było jego źródło, ale echo potęgowało grozę.
Cisza.
- Przysyła cię ta wredna lisica? - Usłyszałam poważny i brzmiący głos, lecz jakby... nie było poddane na działanie echa.
Otworzyłam oczy. Widok który ujrzałam całkowicie mnie zaskoczył. Byłam w ogromnym pokoju, którego cztery ściany i podłoga były pokryte złotem, lecz gładkie i połyskujące. Podniosłam wzrok. Tak jak się spodziewała, ściany schodziły się gdzieś wysoko, byłam w piramidzie. Gdzieś, tam wysoko, w sklepieni był chyba otwór... musiał być. Skąd niby było tu tyle światła? Złoto potęguje połysk, lecz musi być źródło. Z drugiej strony... przecież jest noc.
- Nie zwykłem do powtarzania się. - Głos rozbrzmiał ponownie, tym razem z lekką irytacją.
Spuściłam wzrok i spojrzałam przed siebie. Nikogo nie zobaczyłam. Rozejrzałam się więc dokładnie. Nadal nikogo nie dostrzegłam.
- Głupia... nie musisz mnie widzieć, ani ja ciebie. Po prostu mów. - Głos był nieco rozbawiony... mną?
- Progeny? - Zdziwiłam się nieco.
- A co? Może pomyliłaś tego geparda-dziwaka z lisem? - Głos zaśmiał się, lecz po chwili jakby sobie przypomniał że tak nie wypada, umilkł i dodał już poważniejszym tonem. - Nie sądzę.
- Czemu sądzisz iż jest wredna? - Spytałam, po czym ruszyłam powoli przed siebie, w końcu wiatr wiał w moją stronę, od przodu. To MUSI mieć jakieś znaczeni, jeśli nie to jestem skazana na rozmowę z Głosem.
- Nie zbaczajmy z tematu. - Stwierdził. - Dobrze wiem po co przyszłaś, ale ty zapewne wręcz przeciwnie. - Już nie był taki przyjemny, teraz zaczął już... syczeć, jak wiatr...
- To trochę... - Rozglądałam się idąc przed siebie, szukałam odpowiedniego słowa, aby opisać sytuację.
- Bezsensowne? - Poczułam jego oddech w mym uchu(duże uszy mają jednak swoje zalety), momentalnie się zatrzymałam w bezruchu.
Wzdrygnęłam się, gdyż Głos był teraz szorstki i nieprzyjemny... jakby ktoś pocierał sztabkę złota o drugą. Zamknęłam oczy starając się nie ruszyć z miejsca. Strach wkradł się do mojej głowy, jednak okiełznałam go w miarę możliwości, a przynajmniej na tyle by spokojnie mówić, bez drżącego głosu.
- Nie. - Zaprzeczyłam otwierając oczy. Czułam jego obecność, tuż obok mnie, po mojej prawej, lecz nie spojrzałam w jego stronę. - Raczej Krępujące.
- Rozumiem. - Znów powrócił mu spokojny ton.
Pod narastającą ciekawością odwróciłam powoli łeb w prawo. Kompletnie nic nie widziałam, po za wcześniejszym widokiem.
- Wytęż wzrok, a na pewno mnie zobaczysz. Jeśli mnie nie ujrzysz... cóż, jeśli wróg cię nie widzi to cię nie skrzywdzi, ale w drugą stronę to działa trochę inaczej.

wtorek, 25 listopada 2014

Info 2

Dokładniej rzecz ujmując, ostatnio nie zaglądałam ani na howrse, ani praktycznie nie korzystałam z komputera i dlatego pewne rzeczy nie zostały wstawione. Jestem za poczekaniem do świąt, może jeszcze coś z tej watahy będzie, przeżywała już raz większy kryzys, a funkcjonuje już parę lat i ma duży potencjał więc trochę jej szkoda. Rozumiem że w roku szkolnym jest mało czasu. Wszystko, co wysyłaliście do mnie i nie zostało wstawione, proszę wysłać ponownie. W najbliższym czasie się tym zajmę.
~Glimmer

INFO od Eme - Brak czasu i postanowienia

Witam wszystkich.
Jak pewnie zauważyliście, ostatnio na watasze jest bardzo cicho, a myślę osobiście, że to przez to, że nie mogę wstawiać opek. niestety, teraz piszę to z tabletu, a do komputera nie mam dostępu. Prosiłam kilka osób o to, aby wysłały swoje opowiadania do Glimmer, zwyczajnie zrzucając na nią cały obowiązek... W sumie to jest jej obowiązek alfy aby wstawiała Wasze opka, ale widocznie również nie miała na to czasu.
Sama w najbliższym czasie nie będę miała w ogóle czasu.
Poza tym, zastanawiam się nad zamknięciem watahy na dobre. Nie, chyba nie zrobię nowej, jeśli ją zamknę. Postanowiłam zrobić ankietę, chociaż i tak wszyscy prawdopodobnie będą za zostawieniem watahy... Cóż...
I tak, na tablecie da się robić ankiety, ale wstawiać opek się nie da, ponieważ gdy z Howrse skopiuję opowiadanie i wkleję do posta (a wymaga to cierpliwości ze stali) to tło posta robi się żółte i nieczytelne.

♣Wasza alfa, Emerald♣

piątek, 7 listopada 2014

Od Emerald C.D. Cheroona - Event cz. 4

- To trudne. Nie nauczę cię. Ja jestem tu od myślenia, a ty od pakowania nas w kłopoty. - zażartowałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu, do którego wpadliśmy. Nagle, ciemność ustała a pochodnie się same zapaliły, jednak za bardzo mnie to nie ucieszyło... Na ścianach siedziały skarabeusze.
- BLE! - wrzasnęłam i wzdrygnęłam się.
- Chyba nie wymiękasz? - westchnął Cheroon. Sam był nieco przestraszony.
- Masz rację, nie ma się czego bać - odważnym krokiem ruszyłam do przodu nie patrząc na skarabeusze łażące powoli po ścianach.
- To jakaś zasadzka? Może po prostu są tu, abyśmy się ich bali? - szeptał Cheroon. Nie odpowiadałam. Całą podłoga zasypana była piaskiem, a korytarz w miarę długości był coraz węższy, aż wreszcie zorientowałam się, że to kolejny ślepy zaułek. Cheroon ciągnął gorączkowo za pochodnie i próbował coś zrobić, ale widoczznie bez skutku, bo skarabeusze nadal siedziały na ścianach, a ściany dalej stały w miejscu, podłoga i sufit również nie wyglądały na ruchome.
- I co teraz? Nie wyjdziemy stąd! - histeryzował. Tylko przewróciłam oczami i już miałam zawrócić, gdy nagle nacisnęłam przypadkiem kafelek, a z góry na podłogę spadł talizman ze złotym skarabeuszem, który natychmiast zawiesiłam na szyi.
- Co to nam niby da? - jęknął Cheroon. Bez słowa ruszyłam w drogę powrotną, zauważając, że skarabeusze w jednym miejscu ustąpiły miejsca tworząc koło odsłaniające kawałek ściany. Przyłożyłam tam talizman ze skarabeuszem, a cegły ze ściany opadły na ziemię ukazując przejście.
- Jednak potrzebny był ten talizman, co? Zostałbyś tu bez niego na zawsze! - zwróciłam się do Cheroona.
- Może, nie zaprzeczam. - westchnął i ruszył energicznie wąskim korytarzem.
Idąc korytarzem właściwie nic się nie zmieniało. Na ścianach były żółte cegły z piaskowca, podłoga usypana piaskiem i rozświetlające słabo ściany pochodnie. 
Wreszcie oślepiło nas światło, które po kilku sekundach osłabiło swój blask, co ponownie umożliwiło nam przejście przez korytarz. Powoli zaczynałam coś widzieć. Gdy wreszcie byliśmy bardzo blisko źródła światła, ujrzeliśmy kogoś... Nie wiedziałam, jak go opisać.
- Jam jest faraon Derral... - Przerwał na chwilę i uniósł przed sobą białe piórko, po czym zaczął się w nie wpatrywać. - Klękajcie przede mną jeśli życie wam miłe. - powiedział tęgim głosem. Cheroon uklęknął.
- Czego od nas chcesz? - zapytałam, a faraon opuścił rękę i spojrzał na mnie.
- Uznania i chwały. KLĘKAJ! - wrzasnął i jednym, szybkim ruchem wyciągnął przed siebie złotą laskę którą sprawił, że klęknęłam.
- Wypuść nas!
- W porządku... - mruknął i zaśmiał się głośno. Pod nami otworzyła się zapadnia, a gdy spadliśmy, zamknęła się z hukiem.
- I co teraz? - szepnął Cheroon. Było ciemno, ale po tym, że rozległo się echo, można było wywnioskować, że pomieszczenie było bardzo duże.
Nagle na ścianach zaświeciły się pochodnie, i rzeczywiście, był duży. Nie było nawet widać sufitu, bo pochodnie nie dawały na tyle światła. Na samym końcu pokoju siedziała jakaś wadera, cała w złotej, wykwintnej biżuterii, na głowie, na szyi, na każdej łapie i nawet na ogonie.

- Jestem Kleopatra. - powiedziała spokojnym głosem. Do jej twarzy jakby przyklejony był złowieszczy uśmieszek, cały czas mrużyła oczy. - Mam nadzieję, że nie macie pytań, bo nie będę sobie teraz tym zaprzątać głowy. A teraz pozostaje wam tylko walczyć... - Kleopatra machnęła łapą, a zza tronu, na którym siedziała, wypełzło mnóstwo ogromnych wężów. Od razu zaczęły w zawrotnym jak dla węży tempie pełzać w naszą stronę.

<Cheroon? Sorry, zapomniałam o tym opowiadaniu>