sobota, 29 listopada 2014

Opowiadanie eventowe od Interlunar - cz. 1

Tym razem ciemność ogarnęła mnie na dłużej, a przynajmniej takie miałam wrażenie. Byłam przez ten cały czas świadoma i przytomna, lecz nie miałam sił się poruszyć. Coś mnie blokowało, a gdy chciałam się sprzeciwić tej niesamowitej sile która mnie przygniatała do podłoża czułam... jak coś na szyi zacieśnia więzi. Nagle łeb mnie niesamowicie rozbolał, a po chwili zahuczały słowa lisicy wielkim echem, takim że ledwo dało się poskładać słowa w logiczną całość.
"Znajdź go... i przeprowadź na prawidłową drogę..."
Słowa wciąż odbijały się w mojej głowie i nabierały siły, potęgując tym samym ból. Zacisnęłam zęby i zastanowiłam się, o kim on mówiła? Przecież... nie podała mi imienia... czegokolwiek lub jakichkolwiek informacjo dzięki którym mogłabym się zorientować o kogo chodzi. Postanowiłam otworzyć oczy... i tak wciąż była ciemność. Ciszę, która wierciła mi dziury w uszach, która mnie dobijała i wprowadzała negatywny nastrój, przerwał nasilający się gwałtownie świst wiatru. Wiał mi prosto w oczy więc je zamknęłam i czułam coraz mocniejsze dudnienie na pysku i w futrze. Uszy położyłam po sobie, aby ostry powietrze ich nie uszkodziło. Miało to swoje plusy, wreszcie wróciło mi czucie, nie ból.. czucie. Siedziałam, a wiatr dudnił wprost we mnie, lecz nie miałam sił i odwagi się poruszyć. Teraz do szumy doszedł jakby ryk rozpaczy, gdzieś daleko było jego źródło, ale echo potęgowało grozę.
Cisza.
- Przysyła cię ta wredna lisica? - Usłyszałam poważny i brzmiący głos, lecz jakby... nie było poddane na działanie echa.
Otworzyłam oczy. Widok który ujrzałam całkowicie mnie zaskoczył. Byłam w ogromnym pokoju, którego cztery ściany i podłoga były pokryte złotem, lecz gładkie i połyskujące. Podniosłam wzrok. Tak jak się spodziewała, ściany schodziły się gdzieś wysoko, byłam w piramidzie. Gdzieś, tam wysoko, w sklepieni był chyba otwór... musiał być. Skąd niby było tu tyle światła? Złoto potęguje połysk, lecz musi być źródło. Z drugiej strony... przecież jest noc.
- Nie zwykłem do powtarzania się. - Głos rozbrzmiał ponownie, tym razem z lekką irytacją.
Spuściłam wzrok i spojrzałam przed siebie. Nikogo nie zobaczyłam. Rozejrzałam się więc dokładnie. Nadal nikogo nie dostrzegłam.
- Głupia... nie musisz mnie widzieć, ani ja ciebie. Po prostu mów. - Głos był nieco rozbawiony... mną?
- Progeny? - Zdziwiłam się nieco.
- A co? Może pomyliłaś tego geparda-dziwaka z lisem? - Głos zaśmiał się, lecz po chwili jakby sobie przypomniał że tak nie wypada, umilkł i dodał już poważniejszym tonem. - Nie sądzę.
- Czemu sądzisz iż jest wredna? - Spytałam, po czym ruszyłam powoli przed siebie, w końcu wiatr wiał w moją stronę, od przodu. To MUSI mieć jakieś znaczeni, jeśli nie to jestem skazana na rozmowę z Głosem.
- Nie zbaczajmy z tematu. - Stwierdził. - Dobrze wiem po co przyszłaś, ale ty zapewne wręcz przeciwnie. - Już nie był taki przyjemny, teraz zaczął już... syczeć, jak wiatr...
- To trochę... - Rozglądałam się idąc przed siebie, szukałam odpowiedniego słowa, aby opisać sytuację.
- Bezsensowne? - Poczułam jego oddech w mym uchu(duże uszy mają jednak swoje zalety), momentalnie się zatrzymałam w bezruchu.
Wzdrygnęłam się, gdyż Głos był teraz szorstki i nieprzyjemny... jakby ktoś pocierał sztabkę złota o drugą. Zamknęłam oczy starając się nie ruszyć z miejsca. Strach wkradł się do mojej głowy, jednak okiełznałam go w miarę możliwości, a przynajmniej na tyle by spokojnie mówić, bez drżącego głosu.
- Nie. - Zaprzeczyłam otwierając oczy. Czułam jego obecność, tuż obok mnie, po mojej prawej, lecz nie spojrzałam w jego stronę. - Raczej Krępujące.
- Rozumiem. - Znów powrócił mu spokojny ton.
Pod narastającą ciekawością odwróciłam powoli łeb w prawo. Kompletnie nic nie widziałam, po za wcześniejszym widokiem.
- Wytęż wzrok, a na pewno mnie zobaczysz. Jeśli mnie nie ujrzysz... cóż, jeśli wróg cię nie widzi to cię nie skrzywdzi, ale w drugą stronę to działa trochę inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz