Przenikałam przestrzeń wzrokiem. Co widziałam... złoto które pomału
zaczynało drażnić mój wzrok swym połyskiem. A coś po za tym? Gdzieś
dalej stykała się podłoga z jedną ze ścian. Już chciałam coś powiedzieć,
lecz wtem poczułam jak coś zaciska mi się na szyi. Czułam że słabnę,
lecz nie upadam. Coś... jakby przejęło kontrolę nad mym ciałem.
cokolwiek to było, wprawiło mnie w tak zwaną furię, ale w takim stopniu
że mogłam nad nią panować. Jeszcze raz skupiłam wzrok w miejscu gdzie
powinien stać. Po chwili pojawiły się zarysy... wielkiego wilka o
potężnej budowie, na równie dobrze zbudowanych łapach. Był cały ze
złota, nawet jego oczy, lecz w obecnej postaci mogłam dostrzec iż złoto
różni się intensywnością. Na przykład, na nosie było delikatnie
ciemniejsze, a w miejscu gdzie powinno być białko oczne nieco jaśniejsze
złoto.
- A tego skarabeusza co masz na szyi to dał ci Gepard? Ciekawe... -
Spojrzał na moją szyję, lecz ja nie potrafiłam tak obrócić głową aby go
dostrzec.
- Kim ty właściwie jesteś? - Zadałam pytanie, dość logiczne, w końcu nawet nie wiem jak ma na imię, a z nim rozmawiam.
- Faraon Derral, wielki i potężny władca Egiptu, za życia, jak i po śmierci. - Odpowiedział z wielką dumą.
Zlustrowałam go wzrokiem.
- Jesteś wilkiem.
- Wiąże się z tym długa historia.. ale każdy widzi mnie inaczej, ty
postrzegasz mnie jako wilka, a ktoś inny mógłby mnie dostrzec pod
postacią kobry. - Tłumaczył.
Wtedy w mojej głowie znów zahuczał głos lisicy "przeprowadź na właściwą
drogę". Chwilę potem poczułam jak ten skarabeusz odczepia się od mojej
szyi i upada na złocistą posadzkę. Nie dostałam żadnej instrukcji, co
robić i jak. Szczerze... to równie dobrze mogły mi po prostu powiedzieć
coś w stylu "łapaj skarabeusza i idź ogarnij faraona" i mnie tu wysłać,
bez żadnych ceregieli i mało interesujących rozmów.
- Coś ci upadło. - Zaśmiał się krótko, odwrócił się i szedł gdzieś przed siebie powolnym, lecz dostojnym krokiem.
Człapałam za nim, popychając łapą owada.
- Wytłumaczysz mi o co w tym wszystkim chodzi?
- Otóż... zapewne widziałaś te niewdzięczne zjawy wokół Płomienia
Świętego, one są składane mi w ofierze, abym żył wiecznie i wzrastał w
siłę. Są one... należą do rodzin zdrajców, ale coraz więcej pojawia się
dobrowolnych ofiar, aby nie wzbudzić we mnie gniew.
Zdrajców? Pewnie chodzi mu o osoby które go zamordowały. Jednak od razu nasunęła mi się scena walk tych zjaw.
- Wiem o czym myślisz, przyjmuję tylko najsilniejsze dusze w ofierze.
- A co się dzieje z tymi co przegrały? - Nie traciłam oczu z niesfornego
robala, wyskoczył z cętki... a teraz... jakby chciał dopaść tego
Derreal'a. Czułam... że jeszcze nie czas na to aby zrobił to co musi...
ciekawość pchała mnie ku zadawaniu pytań, lecz w środku... coś mi
szeptało abym się nie dopytywała tylu rzeczy.
- Odchodzą do nicości, a te które nie są tak bezużytecznie lądują w Tartarze.
- Czego mają się obawiać? Czemu są oddawane tobie w ofierze?
- Niczego. - Prychnął. - Najwyżej zmyślonych krwiożerczych istot, które
są skutkiem halucynacji, albowiem w korytarzach jest gaz który właśnie
je powoduje.
- Czyli te wszystkie gryfy, upiory, potwory i gadający sfinks to... to...
- Zmyślone bajeczki. - Zaśmiał się.
Ja stanęłam w miejscu jak wryta przytrzymując łapą niesfornego
skarabeusza. To wszystko to halucynacje? Czyli on też jest halucynacją? A
może... to wszystko to tylko zwidy? Faraon odwrócił się w moją stronę z
zadowolonym uśmiechem. Nie wiedziałam co mówić... jeśli to prawda... to
prawdopodobne jest to że to tylko sen... sen... z lisem... z pięknym i
dość dziwnym gepardem... z czarnymi jak smoła zjawami... z cudownym
ogniskiem które pochłaniało dusze...z faraonem i ze mną... w środku
piramid.
- INTERLUNAR! Skoro już brniesz w tą stronę... zadaj sobie jedno pytanie
zanim stąd odejdziesz... w co wierzysz? W co wierzysz, chociaż wiesz że
to jest niemożliwe? - Usłyszałam szept tej lisicy w swojej głowie. -
Znasz odpowiedź, nie zastanawiaj się nad tym...
- To bezsensu... - Rzuciłam cicho, a złoty wilk przybrał wyraźniejsze
kształty wraz z jego szyderczym uśmiechem. - Albowiem wszystko jest
możliwe. - Gdy to powiedziałam, jego uśmiech znikł i pojawił się strach.
- NIE! - Pisnęła złota postać która nagle... zaczęła czernieć.
Czerniała, i rozsypywała się w popiół w zastraszającym tempie. Moment
później... została tylko kupka popiołu na podłodze, która i tak kilka
sekund poleżała i tak jak faraon znikła. A ja stałam. Z neutralnym
wyrazem twarzy i z uporem wpatrywałam się w pozostałości po faraonie.
Podniosłam łapę pod którą był owad, lecz on tylko gdzieś uciekł. Ja zaś
podszedłszy do tam gdzie jeszcze minutę temu stał(Derral), stwierdziłam z
lekkim rozczarowaniem.
- Podobno każdy ma w sobie odrobinę dobra...
Wtem, jakbym rzuciła zaklęcie, a czas się cofnął. Znów na posadce leżał
proch, który zamieniał się w jakąś postać. Nie był nią już wilk, więc
cofnęłam się kilka kroków. Obserwowałam. Teraz był przede mną człowiek
ubrany w białe szaty z kolorowymi detalami, a na głowie miał coś
dziwnego... jakby czapkę... z malutkimi figurkami głów kobry i hieny.
Spojrzawszy w moją stronę powiedział pogodnie:
- Dziękuję.
Tylko po to... aby znów zniknąć, lecz tym razem rozwiał się... jakby wiał tu wiatr a on stał się jego cząstką.
Złociste i gładkie ściany zaczęły pękać bezdźwięcznie i rozsypywać się w
popiół(tak jak wcześniej faraon) ukazując piękne nocne niebo w które
się teraz wpatrywałam z miliardami pytań, głównie na temat tego co się
teraz dzieje.
- Im więcej wiesz, tym bardziej uświadamiasz sobie że nic nie wiesz. - Zabrzmiał czysty głos Progeny.
Już nic nie powiedziałam, zamknęłam oczy, a gdy je otwarłam rozejrzałam
się dookoła. Zobaczyłam tą Złotą Dolinę jaką pamiętam i chcę zapamiętać.
Gdyż te wydarzenia... stworzyły we mnie więcej pytań i ciekawości, o
których mogę teraz jedynie snuć teorię, może to i lepiej dla mnie.
< KONIEC >
__________________________________
Wiem... trochę mało ambitne to zakończenie. DX
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz