wtorek, 31 grudnia 2013

Od Megan - porachunki, cz. 4

  - Megan... - wyszeptała Filamissa. - ja tu zostaję.
- że co?! Ja ci tu ratuję życie, a ty chcesz zostać?! - wykrzyczałam.
- ty też powinnaś zostać. To nasza rodzinna wataha.
- tyle, że bez ojca!
- oj Megan, Megan... Ojciec nie jest nam potrzebny! Sama zostanę alfą. - że co? Ona nie ma o tym zielonego pojęcia! 
- tyle, że ja mam swój honor. - odwróciłam się i odeszłam kilka kroków. - i nie zostawię watahy.
- pffff... Ja też mam swój honor!
- taki, że nie pójdziesz za starszą siostrą?
- sama jestem alfą i nie potrzebna mi twoja wataha, siostro. Poradzę sobie, w końcu są tu resztki wilków! - rozłożyła łapy. - zakładam... WATAHĘ RÓŻOWEJ RADOŚCI! - puknęłam się w głowę, Dhe również nie był zbyt zadowolony.
- powodzenia... - powiedziałam ironicznym głosem i już chciałam wyjść.
- to ja może pójdę z wami... - powiedział Damon.
Wygląd Damona 

- niewiem, czy cię przyjąć. - na te słowa Damon zrobił maślane oczy. - dobra, dobra... 
- prowadź. - powiedział i ruchem łapy zachęcił mnie do pójścia w stronę mojej watahy.
- jak się nazywa, to już wiesz... Aa, pamiętasz moich braci? Blue, Bluemoon i kuzyn Nighthowl.
- no pewnie, było ich więcej!
- może kiedyś się znajdą. - powiedziałam. Stanęliśmy na ostatniej lodowej górze otaczającej naszą watahę. 
- emmm... Megan, - odezwał się Dhe. - dzisiaj sylwestrer.
- wiem, obchodziliśmy święta wczoraj... Ale, - zobaczyłam dobrze znaną mi jamę i wygrzebałam w niej trzy pary sanek. - kto pierwszy na polanie, ten wygrywa! - powiedziałam dziecinnym głosem. Dhe zaśmiał się i wsiadł na sanie. Tak samo zrobił Damon, i ja.
- na trzy... Raz, - liczył Damon, - ... trzy! - ruszyliśmy trochę oszołomieni. Pochyliłam głowę do przodu i uśmiechnęłam się, po lewej zobaczyłam Dhe próbującego omijać drzewa.
- uważaj, glonomóżdżku! - powiedziałam, ale za chwilę sama wpadłam na wielkie drzewo. Wylądowałam w śniegu, ale szybko otrzepałam się i wzleciałam nad drzewa szukając sani. Spadłam na nie z lotu i znów popędziłam. Po pewnym czasie Damon pierwszy wyjechał na mały step, ja i Dhe byliśmy razem na drugim miejscu.

Koniec.

Od Safriny c.d. od Megan

Uśmiechnęłam się lekko i ruszyłam w stronę granic watahy. Dość żwawym krokiem wyminęłam las i telekinezą znalazłam najkrótszą ścieżkę. 
-Widzę że opanowałaś już nasze tereny do perfekcji - zaśmiała się 
-Trochę magii... - spojrzałam porozumiewawczo 
-Jakim żywiołem się posługujesz? 
-To trochę dłuższa historia i raczej nie na dzisiaj. 
-Dobra nie naciskam - powiedziała i kiwnęła głową porozumiewawczo
Kiedy przekroczyłyśmy granicę na horyzoncie nie było widać żadnego zamku ani gór gdzie by mógł on się znajdować. 
-Albo jestem ślepa albo nie widzę twojej siedziby
-Spokojnie przecież nie zostawiłabym swojego nowego domu bez osłony- uśmiechnęłam się ironicznie
-Aaa... 
Podeszłam do jedynego stojącego tam drzewa i robiąc w swojej łapie małą rankę , kiedy wyciekła błękitna ciecz przyłożyła ją do drzewa i pojawiły się przed nimi drzwi
-Zapraszam .. - uśmiechnęłam się otwierając je .
Wadera weszła do środka ja za nią. zamknęłam wejście. Przed nami pojawił sie :
http://fc06.deviantart.net/fs71/f/2011/035/4/1/the_old__dark__haunted_castle_by_blinck-d38rxuy.jpg

Na ramieniu Safriny usiadł kruk i zakrakał głośno. Ruszyłam w stronę wejścia. Drzwi otworzyły się przede mną. Zatrzymałam się i spojrzałam na Megan , rozglądającą się . 
-Idziesz?-wyrwałam ja z transu 
-Tak tak - ruszyła kawałek biegiem i weszła do środka - niezłe mieszkanko heh
-Tsaa... lubię takie klimaty - weszłam kawałek dalej kiedy wilczyca chciała iść przede mną zapadłą się pod nią podłoga , w ostatniej chwili złapałam ją i wyciągnęłam - lepiej żebyś sama tędy nie chodziła
-Okej ... -zawahała się 
Pokazałam jej byłą salę balową i kuchnię oraz dwie komnaty ogólne. Resztę zachowałam dla siebie. Wróciłyśmy do głównego holu i zwróciłam się do Megan. 
-To chyba wszystko chodź odprowadzę cię to przejścia 
-Okej
Wyszłyśmy z zamku i doprowadziłam ją do wyjścia z bariery otworzyłam je tak jak poprzednio i wypuściłam wilczyce. 
-Chyba się już rozstaniemy - powiedziała , słońce już dawno zaszło .
-Masz racje- przytaknęłam -do ..... -nie dokończyłam wadera przerwała mi
-To pa - po chwili odbiegła , a ja zniknęłam za własną barierą i zaszyłam się z zamku

<chciałabyś coś dodać ? >

poniedziałek, 30 grudnia 2013

mapa watahy

ekhm... Mam nadzieję, że wszyscy potrafią ten obrazek sobie powiększyć. Jest to krzywo narysowana przez Megan mapa watahy w paincie. Trochę szacunku! namęczyłam się, przestań się śmiać i przeczytaj wszystko, co na niej jest napisane!

Od Megan c.d. od Dhe, Safriny

  - widzę, że nie masz czasu... - wyszłam Dhe na przeciw i odepchnęłam go bokiem w tył. - Safrino, ja Cię oprowadzę, w końcu znam tą watahę jak własną kieszeń. - powiedziałam, po czym ruszyłyśmy w stronę wodospadu pełni. - oto wodospad pełni. Napij się... - popchnęłam ją w stronę strumienia, prawie że do niego wpadła. - ojojoj, co ja wyprawiam? 
- widać, że nie jesteś zbyt przyjacielska.
- nie mam i nie chcę mieć "przyjaciół". Jestem wredna, zrobiłam to specjalnie. - zaśmiałam się, Safrina położyła uszy po sobie. - kontynuujmy wycieczkę. - poszłam przodem wąską ścieżką, Safrina ciągnęła się za mną powoli. Wąska śieżka prowadziła przez las, w końcu wyszłyśmy na polanę słońca. - jak widzisz jest tu dość cicho, jeśli chcesz komuś wyznać miłość, zrób to tutaj. - poradziłam jej. Znów poszłyśmy kolejną wąską ścieżką pod górę, wyszłyśmy na mały step. W prawdzie był on dość duży, po horozont nie było widać końca. Nie, właściwie, to właśnie na dalekim horyzoncie otaczały go drzewa i lasy, i tak był duży. - jest to mały step, Safrino. Z tamtej strony... Czyli na lewo od tego miejsca skąd wyszłyśmy z lasu jest plaża i wodospad świtu, niedaleko od plaży, bowiem z lewej teren lekko się obniża, aż zaczyna się plaża i to ogromne jezioro, na którego środku znajduje się wyspa Maar. Wodospad świtu jest na lewo od plaży. Po prawej natomiast teren idzie w górę, tam znajduje się jezioro nadzieji. Prosto natomiast, dalej idąc po brzego morza prowadzącego z lewej strony można zobaczyć góry lodu, ale to gdzieś daleko. Pójdźmy w prawo, do jeziora nadzieji. - tak też zrobiłyśmy, gdy je obeszłyśmy znów wkroczyłyśmy do kolejnego lasu. Poszłyśmy wydeptaną dróżką, przez mostek - no i tu Safrino znajduje się "krąg" jaskiń. - wadera ujrzała duże, wydeptane nazywane przez wilki powsechnie "boisko", które nim nie było. Po prostu był do kawał wydeptanej ziemii, wokół którego były różne jaskinie oraz mnóstwo odchodzących od niego dróżek. - to chyba wszystko, pokaż mi proszę, gdzie jest ta twoja siedziba. - mrugnęłam do niej porozumiewawczo.

(Safrina? ;))

Od Blue c.d. od Kasumi

  - rozumiem. - przełknąłem ślinę. - powiedz mi, jeśli to się zmieni. Nie jest dla mnie najważniejsza miłość do Ciebie, lecz najważniejsza jesteś dla mnie Ty, i Twoje szczęście. Kocham Cię. Może nie, tak jak ty mnie ale podobnym sposobem. Jesteś dla mnie najważniejsza, Kasumi. - wadera kiwnęła głową, spróbowałem zmienić temat. - robi się ciemno, dałaby się pani jutro wyciągnąć na spacer? - Kasumi zaśmiała się głośno.
- a gdzie?
- pfff... Na śniadanie? Przyjdę po Ciebie, jeśli się zgadzasz.

(Kasumi? xD)

Od Kasumi c.d. od Blue

Przez chwilę przyglądałam mu się w milczeniu. Potem wyciągnęłam łapę spod jego łapy i powiedziałam spokojnym głosem
-Blue zawsze byłeś dla mnie ważny. Ale nie kochałam cię i nadal nie kocham. Przynajmniej nie tak jak ty mnie-patrzyłam mu w oczy. Nie da się ukryć, że oboje się zmieniliśmy-Nie możesz zrobić z tego powodu głupstwa, tak jak wtedy, gdy się zabiłeś. Pochlebia mi, że p[o tym wszystkim twoje uczucia do mnie się nie zmieniły, ale... Nie mogę być z kimś kogo nie kocham. Blue proszę zrozum mnie. Kocham cię jak brata, bardzo bliskiego przyjaciela, któremu mogę się zwierzyć-wstałam i podeszłam do niego-Jeśli to się kiedykolwiek zmieni powiem ci o tym, dobrze ? Ale nie teraz-przytuliłam go.

<Blue ?>

niedziela, 29 grudnia 2013

Bezsensowny post ze statystykami

Hej, tu Megan.
  Ostatnimi czasy przeglądałam i zainteresowałam się nieco naszymi odbiorcami, wyświetleniami... I zaskoczyło mnie to:
Jeśli dobrze się moi drodzy przyjżycie, jest tam napisane to:
Polska
650
Stany Zjednoczone
39
Serbia
26
Niemcy
25
Czechy
16
Szwecja
Liczba wyświetleń dzisiaj
108
Liczba wyświetleń wczoraj
106
Liczba wyświetleń w ostatnim miesiącu
2 336
Łączna liczba wyświetleń
O to i nasze wyświetlenia!

Od Kasumi c.d. od Matta

Usmiechnelam się pod nosem idąc w głąb zasypanego lasu. 
-Shuzurumi !!-wrzasnęłam. Nic. Głucha cisza. Odwróciłam łeb w prawo, gdy strzeliła tam jakaś gałązka. Przygladałam się drzewom, więc gdy Matt złapał mnie za ogon i pociągnął w tył, aż wrzasnęłam. 
-Co robisz ?!-syknełam w stronę basiora.
-Uratowałem cię-powiedział z wyrzutem. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, a potem zerknełam przed siebie. Tuż przed moimi łapami rozciągała się przepaść. Wielka przepaść. Szeroka na półtora kilometra i głęboka na... Nie wiem na ile, bo nie było widać dna. Cofnełam się pare kroków stając obok wilka. 
-Dziękuję...-powiedziałam cicho i zmrużyłam oczy.
-To na pewno tutaj ?-spytał-Nie wyglada, żeby mozna tedy przejść
-Na pewno... Ale wtedy tego tutaj nie było....-mówiłam niepewnym głosem. Nagle mnie olśniło. Nie było tego... Przełknełam slinę i zamknęłam oczy. Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie, ale zanim postawiłam łapę w powietrzu powiedziałam.
-Musimy iść obok.... Wtedy nie spadniemy
Matt po chwili wahania stanął obok mnie. Wyciągnęłam łapę w przód. Basior zrobił to samo. Po chwili wyczułam pod nią oparcie. 

*10 minut później*

Staliśmy po drugiej stronie przepaści i dyszelismy ciężko.
-Nigdy więcej...-wycharczałam. Matt z uśmiechem pokiwał łbem. 
-Udało wam się !!-usłyszeliśmy koło nas skrzeczący, piskliwy głos. Z wrzaskiem podskoczyliśmy na pół metra. gdy zobaczyłam uśmiechniętą starszą kobietę, odetchnełam. Szamanka przypominała kruka. Była przygarbiona, a czarna szata z namalowanymi skrzydłami przypominała ciało ptaka.
-Shuzurumi czy ty zawsze musisz mnie straszyć ?-spytałam lekko zła.
-Gdybym tego nie robiła, nie byłabym szamanką-zaśmiała się i spojrzała na Matt'a-A to kto?
-Matt-przedstawił sie wilk. Głos miał nieco zmieniony. Tak jakby był zdziwiony, że szamanka jest człowiekiem.
-Ah...-szamanka pokiwała głową z takim uśmiechem, że przyszło mi namyśl, że pomyliła sobie niektóre fakty. 
-Shuzurumi. Mam prośbę...-urwałam, gdy kobieta podniosła rekę w góre. 
-Wiem. Wiem. Mam zrobic coś by pojawiły sie duchy, ale nie musieliście tu przychodzić-odparła patrząc to na mnie to na wilka.
-Co ?-spytałam oszołomiona.
-Pamiętasz mniejcse gdzie "zginęłaś" ?-gdy pokiwałam łbem kontynuowała-Tam była mała kopalnia wapnia. Wapń jak wiecie jest biały. Wystarczy, że się nim wysmarujecie i bedziecie jak duchu.... No może z pewnym odstepem, ale ten "odstęp" naprawi Kasumi-spojrzała na mnie z uśmiechem. Kątem oka dostrzegłam, że Matt również na mnie patrzy. 
-Ale jak ?-spytałam nie rozumiejąc nic.
-Dojdziesz, dowiesz się-szepnęła, pogłaskała nas po łbach i zniknęła miedzy drzewami.
-Znowu ?-jęknał basior. Spojrzałam na niego, a potem na przepaść. Wbiłam pazury w ziemię. 
-Nie... Za długo by to trwało....-powiedziałam z determinacją.
-Więc co.. ?-odparł wilk.
-Skaczemy-mruknęłam patrząc na mgłę w przepaści. 
-Jesteś wariatką !!-wrzasnął wilk. Pokręciłam łbem.
-A ty jestes szczeniakiem-powiedziałam świadoma tego co wywołają te słowa.
-Nie mów tak do mnie-warknął. 
-Pomyślę..-pwiedziałam i skoczylam w przepaść.

<Matt ? Skaczesz ? ^^>

Od Blue c.d. od Kasumi

  - dziękuję. - znów się przytuliliśmy. - widać, że już mnie nie odtrącasz! - wybuchnęliśmy oboje śmiechem. - Kasumi... Musimy pogadać. Moglibyśmy iść w bardziej ustronne miejsce? - powiedziałem śmiało. Pokiwała głową, próbowałem ukryć zakłopotanie. 
  Po pewnym czasie doszliśmy do klifu nad brzegiem morza, usiedliśmy tam.
- brakowało mi Ciebie gdy odeszłaś. Bardzo, czułem się taki pusty, nie miałem do kogo się odezwać... - położyłem łapę na jej łapie. I popatrzyłem jej w oczy. - być może to Cię rozczaruje, ale mogłaś się tego spodziewać: ja nadal coś do Ciebie czuję. - powiedziałem stanowczo.

(Kasumi? :) brak weny.)

Od Kasumi c.d. od Blue

Uśmiechnęłam się
-Za ty sie zmieniles...-szepnęłam i przytuliłam sie do niego-Dziekuję...

<Blue ? Przepraszam nie wiem co pisać XC>

od Dhe c.d. Megan lub Safrina

- Spokojnie, nic się nie stało. - mruknąłem. - Choć może mogłabyś troszkę bardziej uważać na drugą co do ważności Alphę watahy... Dhe jestem.
Wilczyca bez wahania pokłoniła mi się nisko. spojrzałem ze zdumieniem na Megan:
- Co ty jej zrobiłaś?
Bordowa wilczyca nagle się podniosła i zaczęła mnie wypytywać o to, czy w naszej watasze są jakieś fajne tereny, bo jak tu przyszła to widziała piękny wodospad.
- Może najpierw pozwolisz mi się przywitać z moją żoną? -  gdy jednak odwróciłem się w stronę Megan, nie mogłem dłużej ukrywać uśmiechu.
-Witamy w naszej watasze.....
- .....Safrino. - dokończyła wadera.
- Dobrze więc... Jesli kiedykolwiek będziesz chciała potrenować jakiekolwiek umiejętności przydatne w bitwie, zapraszam na Arenę Wojowników. - uśmiechnąłem się. - A na razie ktoś powinien cię oprowadzić po terenach. - spojrzałem znacząco na Megan.
(Meg? Saf?)

sobota, 28 grudnia 2013

Od Safriny

Ucieszyłam się w jakimś stopniu i zwróciłam się do wadery.
-Dziękuję że mnie przyjęłaś do watahy inni na twoim miejscu by tego nie robili - zaśmiałam się ironicznie przenosząc wzrok na odległe wzgórza
-Czemu ? Wyglądasz na miłą osobę - uśmiechnęła się
-Pozory... ale głównie chodzi tu o moją dość przeklętą przeszłość heh 
-Aż taka zła ? - zapytała ruszając wolnym krokiem w stronę lasu , szłam tuż za nią 
-Noo trochę przerażająca i .... jakby to ująć bezsensowna i niektórzy nawet nie wyobrazili by sobie że coś takiego mogło by się kiedykolwiek wydarzyć 
-Rozumiem ale każdy jest wyjątkowy - zaśmiała się
-Tsaa... - powiedziałam od niechcenia
-Masz gdzie nocować? - spojrzała na ściemniające się niebo
-Tak obok watahy znalazłam jakiś stary opuszczony zamek , nawet nie tak źle - uśmiechnęłam się
-To dobrze chyba musimy się tu rozstać znajdziesz mnie w mojej jaskini niedaleko lasu , jak zapytasz kogoś o drogę to bez problemu ci pomoże - zaczęła odchodzić 
-Jasne do ..zobaczenia - starałam się być miła. Kiedy wadera odbiegła do siebie . Zatrzymałam się i patrząc na księżyc zawróciłam i biegiem ruszyłam w stronę swojego "mieszkania" . Wtedy wpadłam na jakiegoś wilka . Cofnęłam się i poczułam trochę niezręcznie. 
-Prze..przepraszam że na ciebie wpadłam zagapiłam się 

<ktoś chce dokończyć ? >

Od Megan c.d. od Safriny

  - musisz porozmawiać z alfą. - usłyszałam za sobą.
- oto i alfa, we własnej osobie... - powiedziałam jakby od niechcenia. - ukłony, raz! - zażartowałam. Bordowa wadera bez większego zastanowienia pokłoniła mi się do łap. - dobra, dobra! To był żart!  - zaśmiałam się.
- Safrina.
- Megan. Już należysz do watahy.

(Safrina?)

Od Safriny


Podróże, ucieczki i jeszcze raz podróże. Wciąż w drodze i nigdzie nikt nie chce mnie przyjąć. Ze względu na przeszłość i złą reputację wszyscy boją się mnie. Dotarłam do kolejnej planety. Ziemia. Zatrzymałam się na noc w starym opuszczonym zamku. Było nawet przytulnie i zgodnie z moim typem charakteru. Kiedy rano wyszłam aby coś upolować natrafiłam na wilka. Wolałam nie wdawać się w rozmowy więc ominęłam go spokojnie i poszukałam czegoś do jedzenia. Wracając do mojego zamczyska, na drodze znów stanął mi wilk tylko tym razem już nie mogłam obejść go gdyż mnie zauważył. Podszedł i patrzył na mnie podejrzliwie. 
-Kim jesteś ? -warknął delikatnie
-A co ci do tego ? -odwarknęłam się i zaczęłam odchodzić
-Jesteś na terenach watahy do której należę wolałbym wiedzieć kim jesteś i co tu robisz?- zapytał nadal trzymając postawę bojową
-Aaaa.. sorry nie wiedziałam że tu jest jakaś wataha - odpowiedziałam miło 
-Nie ma sprawy 
-To ja się zmywam nie chcę kolejnych wrogów do kolekcji - zaśmiałam się ironicznie 
-Może chcesz do nas dołączyć?- zapytał
-A mogę? 
-Jasne wystarczy że pogadasz z Alfą 
-Ahaa... nie wiem czy mnie przyjmie bo widzisz... - ugryzłam się w język
-Co ? -spojrzał zdziwiony
-Nie nic tak sama do siebie mówię-uśmiechnęłam się ironicznie
-Aha jak masz na imię ? 
-Safrina a ty ?

<Kto dokończy ? >

Powitajmy nowego wilka!


Imię: Safrina
Wiek: Wygląda na 3-4 lecz na prawdę jej wiek jest nieustalony 
Płeć: Samica 
Wygląd: Nosi na łapach bransoletki szamanów i kolczyki z piórek na uszach
Przyjaciele: nie ma 
Rasa: Wilk Piątego Żywiołu
Cechy charakteru: Miła ale często postrzegają ją inaczej, czasem wybuchowa, trochę wredna, szczera do bólu, agresywna, lubi przygody i duże ryzyko. Ma zatwardziałe i puste serce którego jeszcze nikt nie rozmroził. Niektórzy mówią że jej uczucia można zmieścić na łyżeczce. Potrafi okazać zrozumienie , wiele przeszła więc zawsze może pomóc lecz woli nie wtrącać się w sprawy innych. Ogółem jest samotniczką i woli trzymać się na uboczu żeby nie zranić nikogo tym co mówi. W każdej chwili jest gotowa do walki i obrony innych. Może oddać życie nawet za osobę której nie zna jeśli chodzi o słuszną sprawę. Lubi znęcać się nad istotami innej rasy typu ludzie czy małe zwierzęta. Zazwyczaj chodzi smutna i ponura. 
Moce: Anielski Śpiew, Krzyk Apoloniusza, Kula Natury ( 4 żywiołów), Metaliczny Dotyk, Śmiertelny Podmuch, Brama Piekła (otwiera wszystkie 9 kręgów), Przenikliwe Spojrzenie, Niewidzialność, Wzrok Prawdy, Moc Przekonywania, Metamorfoza (zamiana w inne zwierzę)
Partner: Nikt nie byłby wstanie wytrzymać z nią dłużej niż parę dni
Zauroczona : w nikim
Potomstwo: może kiedyś...
Rodzina: Nie wspomina 
Hierarchia: Omega
Towarzysz: Demetra
Specjalizacja: Mag
Kamień: Odłamek jej serca
Patron: Horus
Właściciel: Kasiaania

Od Matta c.d. od Kasumi

- Więc jak ? Pomożesz ? basior czy szczeniak ? Zapytała Kasumi.
Westchnąłem i wstałem z kamiennej podłogi.
- No to jaki mamy plan? Zapytałem.
- No najpierw musimy się stąd wydostać. Wadera zaczęła oglądać jaskinię.
Ja zaś podszedłem do przeciwległej ściany i kopnąłem ją tylną łapą.
Ściana rozkruszyła się po pary sekundach.
- Skąd wiedziałeś?! Zapytała oskarżycielsko.
- Ludzie zawsze wszystko niszczą, a przecież jesteśmy w środku ICH kopalni. 
Kasumi tylko przekręciła oczami i wyszła n zewnątrz. Słońce nie było już za chmurami i burza ustała. Zapowiadało się piękne południe.
- Masz jakiś pomysł jak ich stamtąd przepędzić? Zapytała mnie.
- No wiesz, kiedyś podsłuchałem rozmowy ludzi, jak siedzieli przy ognisku. Opowiadali o nawiedzonych cmentarzach, strasznych domach i przeklętych świątyniach, a na twarzach innych było widać strach. Westchnąłem i kontynuowałem Pomyślałem, że my też zrobimy sobie taką ,,przeklętą świątynię"
- Tylko jest jeden kłopot: jak my zorganizujemy duchy!Krzyknęła
-No tutaj może wkroczyć ta szamanka, która cię uzdrowiła, tylko nie wiem jak ją znaleźć.
- A, to ostaw mnie. Uśmiechnęła się lekko.
No to Kasumi prowadziła mnie przez gęsty śnieg, aż do dębowego lasu.
- No to wchodzisz? basior czy szczeniak ? Zapytała znowu.
No co miałem zrobić. Poszedłem za nią przez zasypane dęby w głąb lasu...
(Twoja kolej!)

piątek, 27 grudnia 2013

Od Megan c.d. od Dhe - porachunki, cz. 3

  - czekaj! - zatrzymałam Dhe łapą. - on ma prawo do życia.
- no no, Megan pokazałaś się ze swojej drugiej strony! - uś,iechnął się Damon.
- ... Pod warunkiem, że ożywi i znajdzie ciało Fili.
- s - słucham? A jednak, masz haka na każdego! - powiedział Damon. Dhe skamieniał ze zdziwienia. 
- a, ale, nie, on... - jąkał się.
- dobra, zaraz wrócę. - powiedział Damon, gdy zerwałam sznurek z krzesła. Szybko pobiegł nad kanion i zszedł po drabince. - no, i jest! - krzyknął. Echo obiło się o ściany. Przyniósł ciało Filamissy.

- Fila! - wykrzyknęłam. Damon nieumiejętnie machał moją różdżką. 
- daj mi to! - wyrwałam mu z łapy moją różdżkę. - Arriso Amigonium!- Filamissa otworzyła oko.
- Fily! 
- Megan! - przytuliłyśmy się. 
- hej... - zarumieniła się Fila i podała łapę Dhe. - Fila.
- już o tobie słyszałem. - uśmiechnął się. Skrzywiłam się.
- Megan, on... - nie skończyła dokończyć szeptać, przerwałam jej.
- pffffff... nie. To mój mąż. 
- aha. - znów się zawstydziła.
- Damon, dziękuję. - podeszłam do niego.
- też wolę mieć znajomych od wrogów. 
- świetnie, ale dalej mam ci za złe te prochy. Niech ci będzie, ale to nie w mojej naturze wybaczać.

(Dhe?)

Od Kasumi c.d. od Matta

-Co ty tu robisz w gwiazdkę ?-spytałam przyciskając go do ziemi.
-Zgubiłem drogę!-zawołał. Warknęłam pod nosem słysząc wołania ludzi. Obudzonych ludzi.... Zeszłam z wilka i ogonem pomogłam mu wstać. 
-Głośniej się wejść nie dało ?-mruknęłam zła. 
-To nie moja wina ! To stalaktyt spadł na z...-zaczął się drzeć, ale zatkałam mu pysk ogonem. 
-Zamknij się !-syknęłam-Chcesz, żeby nas znaleźli ?! Jeszcze szczeniaka tu tylko brakowało...-odwróciłam się do zasypanego wejścia. 
-Brawo szczeniaku... Jak teraz wyjdziemy ?
-Nie nazywaj mnie szczeniakiem !-wrzasnął. Położyłam po sobie uszy. Czym ja się stałam ?
'-Przepraszam... Po prostu chce się zemścić...-zgrzytnęłam zębami. 
-Zemścić ?-upewnił się wilk, a gdy kiwnęłam łbem powiedział-Zemsta to nie wyjście z sytuacji.
-Ale puszczenie płazem tez nie jest mądre-stwierdziłam. Basior pokręcił łbem
-Tak, ale...-znów zatkałam mu łapa pysk.
-Matt, tak ? A więc Matt... Ci ludzie... Dokładnie ci... Zabili mnie.. Rozumiesz ?
-Ale stoisz tu-powiedział stłumionym przez mój ogon głosem. 
-Tak... Ale to tylko dzięki pewnej szamance. Powiedziała mi, że bogowie dali mi jeszcze jedną szansę na naprawienie błędów, które popełniłam jako Desert. Powiedziała tez, że nie będę taka jak wcześniej... Teraz ukaże się moja skrywana natura... Nie naprawiłam tamtych błędów, bo nie potrafię... Nie mogę... A wszystkiemu winni są oni-zwróciłam łeb ku zasypanemu wejściu i zawarczałam. 
-Co chcesz zrobić?-spytała gdy zabrałam ogon z jego pyska. 
-Można powiedzieć, że zasmakować ich krwi-uśmiechnęłam się pod nosem. 
-Nie możesz ich zabić. To co ci sie przydarzyło to głównie twoja wina !!-zawołał. Skamieniałam. Miał rację.... Odwróciłam się do niego, a w oczach miałam wściekłość.
-A chcesz, żeby oni zabili twoje szczeniaki ?! Wiem, że ich nie masz... Jeszcze-uśmiechnęłam się zagadkowo i wyprostowałam-Chcesz by oni zagrozili watasze ? Jesli tu zostaną pojawi się ich więcej. Tu są kryształy,złoto.... Ludzie są żądni bogactwa. jeśli gdzieś je znajdą nie odpuszczą. Może ich nie zabijemy, ale pogonimy... Tak, żeby sie tu już nie zbliżali...-spojrzałam na Matta uważnie-Więc jak ? Pomożesz ? basior czy szczeniak ?-specjalnie go sprowokowałam.


<Matt ? Nie obraź sie  Kasumi jest lekko... zadziorna XD>

Od Blue c.d. od Kasumi

  - poczekaj! - pobiegłem za nią. - charakter się w Tobie nie zmienił. Lubię Cię taką, jaka jesteś. Zmieniło się tylko Twoje otoczenie, ale nie Ty. Jesteś i byłaś idealna. Nie chcę nic w Tobie zmieniąć, Des... Kasumi. - powiedziałem bez wstydu i odważnie spojrzałem na nią.

(Kasumi? <3)

Od Kasumi c.d. od Blue

-Szczeniaki ?-zdziwiłam się-Ah... Tak. Racja...-dodałam szybko. Spostrzegłam, że Blue dziwnie mi sie przyglada.
-Stało sie cos ?-spytał. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Co ? Nie. czemu miało by ?
-Desert... Znaczy Kasumi.. Znam cię. Cos jest nie tak...
-Nie znasz mnie !-warknęłam stajac na równe łapy-Nikt mnie nie zna....-po chwili warczenia na zdziwionego basiora opanowałam się i usiadłam. sama byłam zaskoczona. Przecież ja nie... Nie. ja taka nie jestem... Ale... Przecież to już nie ja.... Pokręciłam łbem
-Przepraszam...-szepnęłam wychodząc z jaskini.

<Blue ? Brak mi pimysłów>

od Dhe c.d. Megan

- Co tu się do cholery dzieje?! - warknąłem i wyszczerzyłem kły w kierunku Damona. Wilk spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach, a zaraz potem zwrócił się do Megan zawadiackim tonem:
- No, no, widzę, że uknuliście podstęp. Och, jak wspaniale, że przyszedł też ten twój... Dhe.
- Zamknij się, ty niemożliwy, mały... - Megan urwała, patrząc na mnie. - A właściwie, Dhe, co ty tu robisz?
- Cassidy powiedziała, że poszłaś do Damona. więc przybiegłem najszybciej, jak mogłem, co nie było dość proste, z powodu Percy'ego. Ale przybyłem najszybciej jak mogłem.
- Ale właściwie dlaczego przyszedłeś? - spytała Megan.
- Właśnie, czemu? - Damon poruszył się niespokojnie, gdy pazury Megan świsnęły mu tuż nad uchem.
- Przyszedłem, ponieważ byłem na miejscu zdarzenia. Do dziś to pamiętam. Widziałem moment śmierci Flamissy.
- Ty... Ty tam byłeś?! - Megan wytrzeszczyła na mnie oczy.
- Tak...  tamtym czasie byłem jeszcze mały, tak samo jak ty. Moi rodzice byli Alphami pewnej watahy, a ja zostałem wygnany.
- W tak młodym wieku?
- No... Z pewnych powodów.
- Tylko nie mów, że wilczyce. - wtrącił mały, paskudny Damon.
- Chodziło o moje moce, żmijo. W każdym razie, w poszukiwaniu zwierzyny dotarłem nad urwisko. I wszystko widziałem. Skoro Damon zawładnął umysłem Megan, wychodzi na to, że to on strącił Flamissę. I to on jest zdrajcą.
Jednocześnie rzuciliśmy się z Megan w jego kierunku, żeby wspólnie zadać ostateczny cios.
(Megan?)

czwartek, 26 grudnia 2013

Od Megan c.d. od Dhe - porachunki, cz. 2

  - n - n - nie! - wilk znów położył uszy po sobie i z trydem wyszeptał słowa.
- jeszcze mam kilka pytań... - zmarszczyłam brwi. - no, nie chcę mi się już tu nad tobą stać... - szarpnęłam nim i złapałam go za skórę na karku, po czym z hukiem rzuciłam nim na krzesło i szybko go przywiązałam. Usiadłam spokojnie na ziemii. - najchętniej, to bym cię teraz wzięła to watahy i na oczach wszystkich zcięła ci łeb, skończony, mdły zakalcu! 
- jeszcze nie jestem taki stary! - uśmiechnął się z drżącym głosem. Zerwałam się gwałtownie i wyszczerzyłam zęby.
- znów zaczynasz? - syknęłam. Ten przewrócił oczami. - dobra, zaczynajmy; czemu wtedy mnie zapchnąłeś?
- sama się pchałaś do przepaści! - spojrzałam na niego i zmrużyłam oczy. - dobra, zacznijmy od nowa! Opowiem ci, jak to było...
- niech ci będzie, ale i tak wszystko pamiętam!
- więc tak: pewnego dnia, ty, ja i twoja siostra poszliśmy jeszcze jako malce zobaczyć kanion. Przyglądałaś się odważnie - tu zachichotał. - temu pięknemu...
- dobra dobra, bez takich szczegółów!
- ... No i wtedy zepchnęłaś bokiem przypadkowo siostrzyczkę...
- ty to zrobiłeś! Ty mnie popchnąłeś!
- nie, nie nie! Dobrze wiesz, co, ale to nie to.
- ty! Co ty mi dosypałeś do tej herbaty?!
- Megan, Megan, odgadłaś! Dosypałem ci tego, co rosło...
- i tak mnie to nie interesuje. 
- wtedy poddałaś się pod władzę mojego umysłu, - mówił cały czas tajemniczym, trochę zawadiackim dziwnym głosem. - no i poszło!
- czemu jej tak nienawidziłeś?!
- Megan, ja po prostu chciałem zawładnąć watahą! I tobą, po za tym, to ty też jej nie lubiłaś. Przyznaj, że była arogancka, a na dodatek to ona miała zasiąść po ojcu na tronie! Miała zostać główną alfą! Co z tego, że była młodsza od ciebie, twój ojciec wybrał ją! - cmoknął i uśmiechnął się złośliwie.
- uuuhhh... Teraz przywróć jej życie!
- poczekaj, nie skończyłem! Pobiegliśmy do twojego ojca, nic mu nie powiedziałaś, potem dopiero ojciec zapytał się gdzie Filamissa, a ty skłamałaś! Powiedziałaś, że nie wiesz! - znów się uśmiechnął. 
- to wszystko przez te twoje prochy!
- rozpoczęły się poszukiwania, nikt jej nie znalazł, i tym sposobem ci pomogłem, już miałaś zostać tą główną alfą, a tu śnieżyca, i zdrajczynio...
- uważaj na słowa! - tym razem naprawdę zrobiłam mu głęboką ranę na łapie. 
- auuu... - zakryłam mu pysk łapą. Gdy zobaczyłam, że jego wzrok złagodniał zdjęłam łapę.
-  i uciekłaś!
- i tak teraz umrzesz... Fi cat joum ramdo! - już miałam wypowiedzieć całe zaklęcie, ale w drzwiach stanął Dhe.

(Dhe?)

Od Matta

Była ciemna noc. Śnieżyca wiała jak szalona. Próbowałem się utrzymać na nogach mimo szalejącego wiatru. To nie był mój pomysł żeby wchodzić w sam środek burzy śnieżnej. Przyszedłem tu tylko na mały spacerek i... zgubiłem drogę. (Każdemu morze się zdarzyć!) No więc Śnieg miałem po brzuch, było mi zimo i za niecały dzień miały być święta. A ja nie miałem nawet prezentu dla jednego wilka. Jak miałem się wyrobić, to ja nie wiem. Nagle zobaczyłem jaskinię. Czym prędzej wczołgałem się do małego otworu i odetchnąłem z ulgą. Korytarz był wąski, ale z ciekawości wślizgnąłem w głąb. Gdy zaczęło być naprawdę duszno, wyszedłem do wielkiej komory. Z sufitu zwisały ogromne stalagmity, a na ziemi piętrzyły się pokłady szafirów i akwamarynu. Całość rozświetlał blask. Blask?! Jak pod ziemię docierało światło słoneczne? Wychyliłem się za ,,Piramidy" kamienia i zobaczyłem żelazne wagoniki i kilofy. Obok spali ludzie. To miejsce jest jedną wielką kopalnią. Chciałem jak najszybciej się stąd wydostać, ale jeden z stalagmitów spadł na ziemię i obudził człowieka ze strzelbą w dłoni. (Jak na człowieka przystało) zaczął we mnie strzelać. Pokłady klejnotów zawalił się na mnie i śpiących górników. Na szczęście na przeciwko mnie była kolejna odnoga jaskini. Wskoczyłem do niej, a przejście się zawaliło. 
Myślałem, że byłem już bezpieczny, ale coś na mnie wskoczyło. Zanim się odwróciłem ,,Ktoś" powiedział:
-Co ty tu robisz w gwiazdkę? 
(Ktosiu?)

Od Sheherezady c.d. od Megan

Tak jak kazała Megan zjawiłam się o północy pod choinką. Usłyszałam dzwonienie dzwonków. "Pewnie chce mnie nabrać" pomyślałam. Po chwili ujrzałam że na niebie coś leciało w moją stronę "Nie to nie możliwe" przeczyłam cały czas. Sanie zatrzymały się przy moich łapach po czym wysiadł z nich starszy, miły, siwy pan.
- Ho ho ho! - zaśmiał się przyjaźnie. - Czy byłaś grzeczna?
- Ja? - spytałam niedowierzając.
- Tak, przeież jak widać jesteś tu tylko ty. - potwierdził Mikołaj.
- Hm, raczej tak. Ale aby mieć pewność musiałbyś Mikołaju spytać się tego samicy lub samca Alfa.
- W takim razie przyprowadź tu kogoś z nich.
Szybko pobiegłam po Megan. "To nie możliwe. Jakim cudem to się dzieje? Czy ja śnie?" zadawałam sobie pytania.
- Megan. - szeptałam jej do ucha aby nie obudzić małych. - Megan!
- O co chodzi? - powiedziała nie ukrywając swojego niezadowolenia z tego że budę ją w środku nocy.
- Musisz ze mną iść.

(Megan? PS. Życzę wszystkim Wesołych Świąt! )

poniedziałek, 23 grudnia 2013

od Dhe c.d. Megan

Obudziłem się zupełnie nieprzytomny i stwierdziłem, że skaczą po mnie szczeniaki.
- Tato!!! - darł się Percy. - Tato, tato, tato!!! OBUDŹ SIĘ!!!
- A co ja robię? - mruknąłem ze skwaszoną miną. - I dlaczego tak wrzeszczysz?!
- On ma powody, żeby wrzeszczeć, ojcze. - Cassidy jak zwykle zachowywała się jak młoda dama, co teraz doprowadziło mnie do szału.
- Złazić ze mnie! Ale już! - wydarłem się i w końcu szczeniaki dały za wygraną.
Westchnąłem i przeciągnąłem się.
- No dobra. To o co chodzi? - spojrzałem pytająco na niesfornego syna.
- Mama zniknęła!
- Że co, proszę? Spokojnie, pewnie poszła na polowanie...
- Nie! - tym razem Cass się zdenerwowała. - Ona mówiła coś, że idzie wyrównać rachunki... U jakiegoś... Damona!
Stanąłem jak wryty. O, nie. Tylko nie ten wredny, mały, niemożliwy, obleśny... Zerwałem się na równe łapy i popędziłem w dobrze znanym mi kierunku, po drodze wołając:
- Percy! Zarżnij jakiegoś królika, dobrze?
Wilczek westchnął i powlókł się w kierunku domu, gdzie na ganku siedziała Cassidy, która wdzięcznie zasugerowała, że przydałoby się jakieś śniadanie.
(Megan?)

Od Megan - porachunki...

  Dobra, nie mogę tego dłużej trzymać... Zaraz święta, a ja mam jedno postanowienie: muszę pójść do tego cholernego Damona. 
- Dhe, idę wyrównać porachunki... - wyszeptałam o świcie do Dhe, on nawet nie otworzył oka. Pocałowałam go w pyszczek i wyruszyłam w góry. 
  Jeszcze zimniej tu niż w lodówce! - pomyślałam. - już nie daleko... Już nie daleko... - zobaczyłam małe jaskinie. - dobra, pamiętam. - pobiegłam wzdłuż zasypanej, ledwo widocznej dróżki do dość dużej jaskini. Zajrzałam niezauważona przez nikogo do środka. 
- Meegan! - powiedział Damon, położył uszy po sobie i podkulił ogon. Udawał, że się nie przeraził... Pajac jeden! - co tam u ciebie, złotko?
- cisza, padalcu! - przygniotłam mu szyję do ściany. - umiaru nie umiesz zachować?! 
- jestem Damon - zaśmiał się.
- co do ciebie mówiłam?!
- "cisza, padalcu..." - zacytował cicho drżącym głosem i zjechał w dół po ścianie. - a czego chcesz? - wyszczerzył nagle zęby.
- odzywaj się do mnie z szacunkiem.
- jesteś tylko dawną alf... - przejechałam mu pazurem po gardle.
- chcesz, żeby polała się krew?

C.d.n. (Ciąg dalszy nastąpi)


Od Blue c.d. od Kasumi

  - pewnie jesteś głodna? - zapytałem opiekuńczo. - tak właściwie... Z resztą, zaraz mi opowiesz. - uśmiechnąłem się i zaprowadziłem ją do swojej jaskini i poradziłem jej poczekać chwilę z Megan. Pobiegłem do lasu, aby złapać jakiegoś jelenia. Przyniosłem go do jaskini i pożywiłem się nim z Kasumi. Megan oddaliła się w "stronę obowiązków".
- dziękuję. - powiedziała na koniec Kasumi, gdy zjadła trochę.
- pamiętaj, że ja się tylko o Ciebie troszczę. - również skończyłem posiłek. - Twoja jaskinia służyła niestety przez pewien czas za sklepik i zbrojownię prowadzone przez Dhe. Teraz coś sobie przypomniałem, i niedawno ją wysprzątałem, a Dhe przeniósł się gdzieś indziej... Aha, Megan urodziła szczeniaki.

(Kasumi?)

Od Kasumi c.d. od Blue

Przerkęciłam łeb lekko w prawo.
-Różne rzeczy się zdarzają...-westchnęłam. Starałam sie ukryc... Złość. Przeciągnełam łapą po śniegu. Śnieg dookoła moich łap stał się czarny, tak samo dookoła śladu po pociągnięciu łapy. Przygladałam sie temu przez chwilę, a potem podskoczyłam jak oparzona, gy ktos dotknął mojego grzbietu. Odwróciłam się natychmiast i zobaczyłam Megan.
-Kto to ?-zawarczała. Połozyłam uszy po sobie. Blue wyszedł przede mnie.
-To Desert ! Nie poznajesz jej ?
Megan przygladała mi się przez chwile
-Nie wyglada jak ona...-mrukneła. Do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
-Megan...-zaczęłam z wrednym uśmieszkiem-Pamiętasz jak gadałam z Dhe na łace, a ty byłaś zazdrosna ?-zaśmiałam się cicho. Megan najpierw zbladła, a potem poczerwieniala.
-Wcale nie byłam zazdrosna !!-wydarła się. Uśmiechnęłam sie do niej.
-czyli mnie poznajesz ?-spytałam.
-Tak...-westchnęła. Podeszłam do niej i ja przytuliłam. 
-Miło cię znów widzieć...-szepnęłam.
-Dobra, dobra-wtrącił się Blue odciagając mnie od siostry-Chodźmy już...
-Zazdrośnik...-szepnęłam mu do ucha i truchtem podążyłam za Megan.

<Blue ?>

niedziela, 22 grudnia 2013

Od Blue c.d. od Kasumi

  - wiele... Nie chcę Cię zasmucać, tak właściwie, to są święta. - popatrzyłem na śnieg pod łapami. - Vane popełnił samobójstwo. I dużo nowych wilków dołączyło. 

(Kasumi?)

Od Kasumi c.d. od Blue

Uśmiechnełam się lekko.
-Pamiętasz...-szepnęłam.
-jak mógłbym zapomnieć ?
-Nie wiem...-pokręciłam łbem-Większość pewnie mnie nie pamięta.. nawet jako Desert... Coś sie pozmieniało ?

<Blue ?>

Od Blue c.d. od Kasumi

   Siedziałem przed dróżką prowadzącą do głównego placu w watasze i obserwowałem naturę. Nagle zobaczyłem nadchodzącą waderę. "Skąd ja ją znam?"
- ekhm... Cześć, Blue. - przywitałem się. Te oczy! Ja ją kojażę! Ona... - Desert?
- co?
- wszędzie poznałbym te oczy... - uśmiechnąłem się.

(Kasumi? XD)

Od Megan c.d. od Mixi

  Zaśmiałam się. 
- jest to MOJA - podkreśliłam wyraz - wataha, nazywa się wataha błękitnej otchłani. Szukasz domu, dołączysz? - zapytałam nie za bardzo zainteresowana.
- tak. I skąd to wiesz? - udałam, że nie słyszałam tego pytania, nie chciało mi się tego tłumaczyć. 
- idź, i mi nie przeszkadzaj, zapoznaj się z innymi wilkami. - zamknęłam oczy i znów dałam się ponieść marzeniom. Usłyszałam w myślach Mixi "nie miła ta alfa..." - myśl co chcesz, ja jestem z natury złośliwa.

(Mixi?)

Od Mixi c.d. od Megan


- Nie za bardzo wiem - odparłam zgodnie z prawdą.
- Nie za bardzo wiesz? - nie ustępował tamten wilk.
- Straciłam pamięć - odpowiedziałam. - I, czy mogę się dowiedzieć z kim mam przyjemność?
- Jestem Megan - odparła.
- Mixi - przedstawiłam się. - Czy mogłabym dołączyć do... Właściwie jak nazywa się ta wataha?

(Megan?)

sobota, 21 grudnia 2013

Od Megan c.d. od Mixi

  Byłam zamyślona, ach, ta łąka cała pokryta śniegiem, i kuleczki lodu zwisające na niby martwych gałęziach drzew... Jakiś głos zakłócił moje rozmyślanie. Odwróciłam się i nie myśląc, co robię, powaliłam obcego wilka na ziemię.
- co kolejny nie proszony gość robi na mych terenach?!
- właśnie się pytam, gdzie ja jestem? - zapytała z krzywym uśmieszkiem.
- w mojej watasze. Czego tu szukasz? - przymrużyłam oczy i poluzowałam uścisk mojej łapy na jej brzuchu, wadera szybko wyślizgnęła się spod niej.

(Mixi?)

Od Mixi

Obudziłam się. Leżałam nad jeziorem. Kawałek dalej zobaczyłam pagórek. Wstałam i pobiegłam w jego stronę. Stojąc na jego szczycie zobaczyłam jakiegoś wilka. Pobiegłam w jego stronę i zapytałam:
- gdzie ja jestem?

(Ktoś dokończy?)

Słuchajcie!

Doszłam do wniosku, że na watasze jesteśmy tylko ja, Megan, Shiba i Matt. No więc Shiba i Matt dostaną nagrodę.
Megan, może się z tym nie zgadzasz, ale moim zdaniem sobie zasłużyli - Matt jest nowy, a już dodam tyle op. i angażuje się w watahę, a Shiba jest praktycznie codziennie i broni watahy przed tymi milutkimi osóbkami, jakimi są te bezrozumne, chamskie ciemne masy S i N.
Dlatego Shiba i Matt dostają po 2000 szm.!!!
Dhe
PS jeśli osobnicy ,,Była'' i ,,WBO gupie'' będą pisać pod tym postem nieodpowiednie komentarze, nie przejmujcie się. Oznaczymy to jako spam, założymy blokady i usuniemy te kom.

Sojusz z Wolf Land Of Dreams!

Mamy sojusz z watahą Wolf Land of Dreams, jest naprawdę świetna! Serdecznie zapraszam!
http://wolf-land-of-dreams.blogspot.com
Wasza Alfa, 
Megan

Od Megan c.d. od Sheherezady

    Pobiegłam do jaskini i poleciłam dzieciom pójść się pobawić na łące, która znajdowałam się tak jakby w środku krągu z jaskiniami. "Przezntów to ja nie muszę pakować, od tego jest Mikołaj..." Pomyślałam. Pobiegłam do Shezi.
- nie musisz nic dawać, od tego jest Mikołaj!
- co ty wygadujesz?! - zaśmiała się. - on nie istnieje...
- mówisz? - machnęłam łapą w stronę wyjścia. - za mną.
- coo? Gdzie? - zastanawiała się, ale już po chwili prędko pobiegła za mną. Stanęłyśmy przed ogromną ubraną przeze mnie choinką.
- jeśli staniesz tutaj w dzień gwiazdki, na niebie ujrzysz sanie, ciągnięte przez renifery, lecz całej tajemnicy poznać nie możesz... Śmiech jego usłyszysz, lecz człowieka tego nie zobaczysz...
- tylko dzieci w to wierzą! - przerwała nastrój Shezi.
- nie! To najprawdziwsza prawda! Naprawdę, wszystko psujesz! 
- zgoda, w gwiazdkową noc stanę tu o dwunastej, i zobaczymy. - uśmiechnęła się krzywo. Wiedziałam dobrze, że mam rację.

(Shezi? Zachowaj ten nastrój! ;))

Od Sheherezady c.d. od Megan

- Widzisz? Miałam rację. Dobrze Ci to zrobiło. Czasami dobrze jest zachowywać się jak dziecko - zaśmiałam się a Megan pociągnęła mnie za łapę, po czym wylądowałam pyskiem w śniegu.
- Haha! Złap mnie jeśli potrafisz! - krzyknęła i rzuciła się do ucieczki. Stanęłam na równe nogi i pobiegłam z nią. Ścigałyśmy się tak aby nie stracić z oczu szczeniąt Megan. 
- Dość! - powiedziała zmęczona i usiadła pod drzewem.
- Mam cię! - odrzekłam po tym jak podbiegłam i klepnęłam ją. - Dobra, koniec zabawy. Trzeba zapakować prezenty. Wigilia już za kilka dni. I lepiej schowaj je bardzo dobrze bo twoje dzieci z pewnością znajdą je przed czasem. - zaśmiałam się. Poszłąm do swojej jaskini myśląć co dać Megan.

piątek, 20 grudnia 2013

Od Matta - świąteczna opowieść, cz.3

Dlaczego to zawsze ja się w coś wpakuję. No, ale muszę iść na północ (Mam nadzieję, że to byłą północ). Jak zwykle, padał śnieg. Wszystko było tak jakby wymarłe. Nagle przypłynął z północy silny powiew wiatru. Gdy otworzyłem oczy przede mną stał...duch?! Był jak wilk tylko, że był no taki...przeźroczysty. 
-Kim jesteś? Zapytałem.
- Och. Ja!? Ja jestem niczym. Jestem pustką, nicością. 
-Skoro jesteś pustką to czy przypadkiem nie powinnaś istnieć?
- Ale ja jestem. Ja syczę jak boczek, lecz z jajka się rodzę, Mam
ługi kręgosłup, ale bez nóg chodzę,
łuszczę się jak cebula,lecz ni jestem chory,
Jestem długi jak patyk, lecz wejdę do nory.
Czym jestem? Zapytał duch i rozpłynął się w powietrzu.
Musiałem się trochę otrząsnąć i przetworzyć co się właściwie stał. Potrząsnąłem głową i ruszyłem dalej. Droga wiła się w nieskończoność, ale wreszcie dotarłem na biegun.
Chata była czerwono biała, tak jakby dopiero pomalowana. Na białych wzgórzach widziałem renifery. Wślizgnąłem do środka. Dom składał się z kilku pięter. Na środku wiły się kręcone schody. Z boku zauważyłem drzwi z napisem św. Mikołaj. Gdy je otworzyłem, zobaczyłem Czerwono - białego wilka z ,,kozią" bródką. 
-Witaj. Odrzekł wilk.
- Hejka. Przysłała mnie tu Megan i chciałbym się dowiedzieć czemu nie ma cię Na południu?
- No, ponieważ miałem pewne.. kłopoty.Ale to nic. Najpierw coś ci powiem. Mikołaj wyprowadził mnie z sali i zaczął oprowadzać po domu.
- To znaczy, że to właśnie wilk jest św. Mikołajem?
- No, nie do końca chłopcze.Widzisz, każdy gatunek ma swojego mikołaja.Ten tam to jest Mikołaj lisów, a tamten - Łosi. Wskazał na czerwono - białego lisa i łosia, którzy właśnie pakowali coś do worków.
- A tak przy okazji. Nazywam się Horus.Mikołaj to mój pseudonim zawodowy. Szepnął mi na ucho.
- Mówiłeś, że miałeś jakieś ,,Kłopoty"Co to znaczy? Zapytałem Horusa
-A, tak. Zepsuły mi się schody. Deski się kompletnie połamały, a ja nie mam jak znieść prezentów na dół. Żaden z nas nie umie latać. A jeśli by umiał to nie przy takim ciężarze. Horus spuścił głowę
- Mógłbym to zobaczyć? Spytałem, a on przytaknął bez namysłu.
Zostawiłem Horusa i pobiegłem w stronę schodów. Było gorzej niż się zdawało. Wszystkie szczeble były roztrzaskane na drzazgi. Ciekaw jestem co spowodowało ich zawalenie.Naprawa takich długich schodów pewnie by trwała z pół roku. Nagle schody zaczęły połyskiwać. Były coraz bardziej czarne i wygięte. Zanim się spostrzegłem, schody zmieniły się w wielkiego, czarnego węża!
Głowa oderwała się od najwyższego piętra i ruszyła na mnie. Wąż był szybki. Za szybki. Staranował mnie tak, że spadłem z trzaskiem na parter. Na szczęście podłoga była z cienkich, lipowych desek i zawaliła si pod moim ciężarem. (Teraz wie dlaczego nie mogli po prostu zrzucić tych prezentów) Potwór zbliżał się, a ja nie mogłem się ruszyć. Był długi i głośno syczał. Wnet przypomniały mi się pewne słowa -
,,Ja syczę jak boczek, lecz z jajka się rodzę
Mam ługi kręgosłup, ale bez nóg chodzę,
jestem długi jak patyk, lecz wejdę do nory.
- Jesteś wężem! Krzyknąłem ostatkiem sił.
No wreszcie ktoś zrozumiał! Krzyknął wąż. 
- To ty! Czemu mi to zrobiłeś. Zapytałem.
- To już stary Tamasai nie może sobie pożartować! Syknął. 
-Ja kompletnie nie rozumiem żyjących. Odparł i rozpłynął się w powietrzu.
Znowu musiałem sobie to wszystko przetworzyć. Wróciłem do Horusa, który właśnie pakował prezenty.
-Wreszcie wróciłeś! I no i naprawiłeś schody.
- Moze Cię podwiesc? Zapytał Horus.
- Tak! Odpowiedziałem i wskoczyłem na sanie.
Wzlecieliśmy ponad chmury i słonce już zachodziło. Niebo było całe czerwone i rożnowe. Po dwóch godzinach zauważyłem naszą watahę.
Gdy wylądowaliśmy, wszyscy podbiegli do nas.
- No i? Zapytałem Megan, która podeszła do mnie
-Co? Zdziwiła się.
- W jednym dniu doszedłem na biegun,spotkałem i zmotywowałem mikołaja i walczyłem z wężem gigantem, a ty nawet mi nie podziękujesz? Westchnąłem i przewróciłem oczami...

niedziela, 15 grudnia 2013

Powitajmy nowego wilka!


imię:Mixi
wiek: 3 lata
płeć: wadera
wygląd: jak na obrazku
przyjaciele: brak?
rasa: wilk mroku
cechy charakteru: Wkurzająca, samotniczka, odważna, łatwo ją zdenerwować, uparta.
moce: 
- Krzyk który zabija
- Teleporowanie się
- Mówienie wszystkimi językami
partner: kto by ją chciał?
zauroczenie: Brak
potomstwo: -
rodzina: -
hierarchia: omega

towarzysz: 


Imię: Marion
Wiek: 2 lata
Płeć: Samiec
Rodzaj: Kruk
Moce: Super szybki i cichy lot, świetne widzenie w ciemności, wtapianie się w tło
specjalizacja: mag
kamień: -
patron: Nemezis
właściciel: xedosik

Od Megan c.d. od Matta - świąteczna opowieść cz.2

  Zaśmiałam się na widok Matta, będącego widocznym w lodowej ścianie. Próbował mnie wyciągnąć, a on był przeteleportowany przecież na biegun... Byłam tylko jego wizją w lodzie.
- przestań! - mówiłam przez śmiech widząc pazur stukający w lodową ścianę w jaskini. - dobra, słuchaj: ja tu zostaję.
- czyli jesteś w tej jaskini?!
- no pewnie! A ty na biegunie północnym. - powiedziałam poważnym głosem.
- serio?
- tak. Teraz słuchaj: wybrałam cię do świątecznej misji. Zaraz zniknę, masz mało czasu. Do zorzy polarnej, która nastąpi o północy masz dotrzeć do fabryki mikołaja i uratować naszą watahę. 
- ...Co?
- prezenty! Nasza wataha musi dostać prezenty! Musisz przebiec kilometry... - pokazałam mu starą, pożółkłą mapę i wzkazałam na niej na jednym końcu duży dom, a na drugim małą kropkę. - ta kropka to ty. Razem do fabryki musisz przebiec... 1000 kilometrów.
- ile?!
- wtedy, pamiętaj, wszystko przed zorzą polarną, musisz dostać się przez elfy do mikołaja i powiedzieć mu, że nasza wataha położona w górach, dość daleko z tąd musi dostać prezenty na 24 grudnia. Każdy co innego, co lubi. A potem po zorzy przeteleportuję cię do watahy. Tylko tego nie zepsuj!
- czemu ja?! - zapytał Matt, ale ja już wyłączyłam wizję.

(Matt? ;3)

Od Matta c.d. od Megan - świąteczna opowieść cz. 1

No, nie małem wyboru. Poszłem za nią do niskiego pagórka z mnustwem nor i jaskiń. Nieopodał płynęła rzeka z wodospadem, na łące rosły dęby. Było przyjemnie. Przynjmniej jest to leprze miejsce od miasta potworów. 
- Muszę ci pokazać jeszcze jedno miejsce. Odpowiedziała i zaprowadziła mnie do szczeliny skalnej oddalonej od innych jaskiń. Wydobywało się z niej niebieskawe światło. W jaskini płynęła podziemna rzeka. Korytarzy było więcej niż się spodzewałem. Po wędrówce wzdłóż rzeki doszliśmy do (Błękitnego jak szafir) jeziora. Zbiornik był nieskazitelnie czysty, jakby dopiero napełniony. Ściany jaskini pokrywał gróby lód.Megan podeszła do brzegu i wybruczała jakieś zaklęcie. Woda zaczęła bulgotać, acz kolwiek nie topiła lodu. Megan wyjęła z bulgoczącej wody niebieski kamień szlachetny i podała mi go do łapy. Kamień lewitował mi nad łapą, a gdy zamknołem ją, malachit rospłynął się jakby go nie było.
- Witamy w watasze wilków błękitnej otchłani. Oznajmiła uroczyście Megan.
- To wszysto? Zapytałem.
- No nie dokońca. Musisz jeszcze przejść próbę, która zadecyduje o twojej roli. Popatrzyła na mnie przez chwilę i dokończyła.
- będziemy wiedzieć na co cię stać.
- A od czego mam zacząć.Przechyliłem głowę.
- No, może najpierw od tego.Dotchnęła pazurem tafli wody, a ona zafalowała i pojawiło się na niej czyjeś odbicie.
-Ej to ja! Okrzyknołem nie odwracając wzroku od obrazu. Obraz znowu się zmienił. Pokazały się ośnieżone szczyty gór, zamrożone potoki, i oblodzone choinki. Wszystko wydawało się martwe, ale zobaczyłem coś jeszcze. Wielka lodowo - kamienna forteca piętrzyłą się ponad czubki drzew. Na niebie wirowała burza śnieżna, a chmury całkowicie przysłoniła słońce.
- No zobaczymy na co cię stać. Odpowiedziała Megan i wpchneła mnie do jeziora. Sam nie myślałem, żę tam będzie tak głęboko. Płynołem na powieszchnię ostatkiem sił. Wreszcie było widać niebo. Jednak, gdy się wynurzyłem zobaczyłem te same ośnieżone góry, polany, drzewa... zamek.Wszystko to co było w tafli.Nie mogło być. Wyszłem na brzeg i odwróciłem się do jeziora. Wnim zauwarzyłem Megan w twj oblodzonej jaskini. Chciałem tam wskoczyć, ale....
Jezioro było pokryte grubą warstwą lodu...
(Dróga część ,,Świątecznej Opowieści" już w krutce!)

sobota, 14 grudnia 2013

Od Megan c.d. Matt

  Wyszłam z cienia rzucanego przez sufit i zobaczyłam jakiegoś zdruzgotanego basiora. Co do cholery ten wilk robił w starej dzwonnicy?!
- Megan. - podałam mu łapę.
- Matt... 
- No, widzę że zjawa cię przestraszyła? - dmuchnęłam na zawias, wnet upadł na podłogę. Wyszłam przez drzwi i jednym przecięciem pazura rozmazałam zjawę w powietrzu. - nie dziwię się, że nie znałeś tego sposobu, bo jest to jedyny na nie patent, i trudno się domyślić. - zmierzyłam wzrokiem od góry do dołu wilka i podałam mu łapę, aby wstał z podłogi. 
- dlaczego właściwie tu jesteś?
- widzisz, magowie mają czasem ważne, ale dziwne powody, aby gdzieś pójść. Nie wnikaj. - uśmiechnęłam się.
- a skąd jesteś?
- Jestem alfą watahy. Zaprowadzę cię do niej.
- skąd wiesz, że szukam domu?
- a kim byliby magowie bez super mocy?

(Matt?)

Od Matta

Szłem przez las. Dookoła mnie wirowały płatki śniegu. Jeden przylół moją uwagę. Był więkrzy i ... Czerwony?! Podeszłem bliżej i zobaczyłem małego motyla. Zaczołem za nim biec, aż zobaczyłem wielkie ruiny starego miasta. Całe dachy było przysypane metrem śniebu, a niektóre budynki się pod nimi zawalały. Kroczyłem ostrożne. Całe to miasto było w pewnym sęsie..Tajemnicze. Wnet usłyszałem jakiś hałas dobiegający ze starej dzwonnicy. Dzwonnica była taka jak inne. Miała dzwon, była wysoka.. no, była prawie normalna.Prawdziwa dzwonnica nie miała wyłażących z niej potworów! Jeden był jak lew tylko miał skrzydła nietoperza i ogon skorupiona. Drugi zaś był jakby zjawą. Oba się na mnie żuciły. Złapałem najbliższy patyk i zaczął się pojedynek. Z pierwszym było łatwo. Przydałoby się jej kilka lekcji szermierki. Ze zjawą było już trudniej. Wogule nie dało się w nią trafić, więc nie pozostawiła mi wyboru. Musiałem uciekać. Schowałem się w dzwonnicy oczywiście i zaryglowałem drzwi. Myślałem że już jestem bezpieczny gdy usłyszałem czyiś głos. 
-Witaj.Powiedział głos w ciemości.
- Kto tak jest? Starałem się żębym się nie jąkał,ale coś mi nie wyszło.
- Sam się dowiesz. Odpowiedzial głos i wyszedł z ciemności...
(Ktoś dokończy?)

piątek, 13 grudnia 2013

Od Megan c.d. Sheherezada

  - szczeniaki, powiadasz? - roześmiałam się. - chyba już jednym z nich nie jestem. - Cassidy podbiegła do Sheherezady i podskoczyła radośnie. Szybko owinęłam jej szyję szalikiem.
- mamo! Co ty robisz? - mała szarpnęła za szalik i go poluzowała. Westchnęłam.
- sama pochodzę z himalajów, a wolę raczej lato.
- choć. - Shezi mrugnęła do mnie i złapała mnie za łapę, po czym pociągnęła w stronę wyjścia. Wyszłyśmy na dwór, a Shezi zanuciła głośno moją ulubioną świąteczną piosenką.
- I don't wanna light for christmas... - dołączyłam do niej po chwili i zaśpiewałyśmy do końca. Padłyśmy na śnieg, a ja jak mały szczeniak zrobiłam aniołka w śniegu. 

(Shezi?)

Od Sheherezady c.d. Megan

- Megan przecież są święta! - krzyknęłam by przestała rozmyślać.
- Wiem. - odparła.
- Święta to czas radości i spokoju. A z tego co widzę tobie radośnie nie jest. - zażartowałam i usiadłam obok niej.
- Zimno mi. - powiedziała i zaczęła się cała trząść.
- Masz - podałam jej czerwono - zielony szalik z białymi płatkami śniegu.
- No a ty? Przecież zmarznież.
- Jestem przyzwyczajona do zimna. A poza tym cały czas plątał mi się koło łap.
- Dzięki.
- Ej, co jest? - zapytałam z troskom. - Źle się czujesz?
- Nie, czuję się świetnie. Nie wiem tylko co robić. 
- A ja wiem. I to dobrze. Co powiesz na... wojnę na śnieżki?
- No nie wiem
- Przestań być taka marudna. Każdy szczeniak to uwielbia. Twoje także. 


(Megan?)

czwartek, 12 grudnia 2013

Od Megan - ktoś dokończy?

  Brrrr... - pomyślałam obejmując siebie samą ramionami. - z - z - zimno... - myślałam trzęsąc się i próbując ogrzać łapy. Złapałam czerwony szalik w białe renifery i owinęłam nim szyję i odgarnęłam grzywkę spadającą mi na jedno oko. Popatrzyłam ponownie z obrzydzeniem na cały krajobraz pokryty śniegiem. Niektóre z drzew owinięte były świecącymi łańcuchami ze złotymi światełkami. Niby ładnie, ale...
- Megan, przecież są święta! - moje rozmyślanie zakłócił głos...

(Dokończy ktoś? Naprawdę, ktokolwiek!)

wtorek, 10 grudnia 2013

Wygnani, czyli nie pisali, to mają jak chcieli...


Wygnani zostali:
Vane
Pisał dość pretensjonalne opowiadania, został wygnany za przeklinanie oraz łamanie zasad i 
obrażanie alfy -.- (i tak umarł w którymś opowiadaniu)


Granii
Właścicielka miała razem 5 wilków, żaden z nich ani razu się nie odezwał.



Reston
Pisał dość pretensjonalne opowiadania, podsłuchiwał jak małe dziecko wszystko, co się dało. został wygnany za przeklinanie oraz łamanie zasad i obrażanie alfy -.- 

Mortis
Pisał dość pretensjonalne opowiadania, został wygnany za przeklinanie oraz łamanie zasad i obrażanie alfy -.- 


Rous
Łamanie zasad, decydowanie za inne wilki. Od roku nie napisała opowiadania.


Nie napisała ani jednego opowiadania, a wybierała się z tym jak sójka za morze...



Moonrise
Brak pierwszego opowiadania. Wogóle, jej właścicielka nie odezwała się do mnie słowem, a formularz wysłała do Desert.

Bellavelle
Kradnięcie partnera Megan. Próba poderwania Dhe.


Sara
Brak pierwszego opowiadania.



Inka 
Właścicielka miała razem 5 wilków, żaden z nich ani razu się nie odezwał.


Luna
Za dużo to my jej nie widzieliśmy...

Imladris
Właścicielka miała razem 5 wilków, żaden z nich ani razu się nie odezwał.





Flamissa
Gdzie to pierwsze opowiadanie?



Kiyuko
Właścicielka miała razem 5 wilków, żaden z nich ani razu się nie odezwał.



Pisała dosć pretensjonalne opowiadania. Wygnana, jak Vane, Reston i Mortis.


Moon
Brak pierwszego opowiadania. Nie mogłam odezwać się nawet do właścicielki.

Snowfall
Brak pierwszego opowiadania.


Te wilki zostały wygnane.