piątek, 20 grudnia 2013

Od Matta - świąteczna opowieść, cz.3

Dlaczego to zawsze ja się w coś wpakuję. No, ale muszę iść na północ (Mam nadzieję, że to byłą północ). Jak zwykle, padał śnieg. Wszystko było tak jakby wymarłe. Nagle przypłynął z północy silny powiew wiatru. Gdy otworzyłem oczy przede mną stał...duch?! Był jak wilk tylko, że był no taki...przeźroczysty. 
-Kim jesteś? Zapytałem.
- Och. Ja!? Ja jestem niczym. Jestem pustką, nicością. 
-Skoro jesteś pustką to czy przypadkiem nie powinnaś istnieć?
- Ale ja jestem. Ja syczę jak boczek, lecz z jajka się rodzę, Mam
ługi kręgosłup, ale bez nóg chodzę,
łuszczę się jak cebula,lecz ni jestem chory,
Jestem długi jak patyk, lecz wejdę do nory.
Czym jestem? Zapytał duch i rozpłynął się w powietrzu.
Musiałem się trochę otrząsnąć i przetworzyć co się właściwie stał. Potrząsnąłem głową i ruszyłem dalej. Droga wiła się w nieskończoność, ale wreszcie dotarłem na biegun.
Chata była czerwono biała, tak jakby dopiero pomalowana. Na białych wzgórzach widziałem renifery. Wślizgnąłem do środka. Dom składał się z kilku pięter. Na środku wiły się kręcone schody. Z boku zauważyłem drzwi z napisem św. Mikołaj. Gdy je otworzyłem, zobaczyłem Czerwono - białego wilka z ,,kozią" bródką. 
-Witaj. Odrzekł wilk.
- Hejka. Przysłała mnie tu Megan i chciałbym się dowiedzieć czemu nie ma cię Na południu?
- No, ponieważ miałem pewne.. kłopoty.Ale to nic. Najpierw coś ci powiem. Mikołaj wyprowadził mnie z sali i zaczął oprowadzać po domu.
- To znaczy, że to właśnie wilk jest św. Mikołajem?
- No, nie do końca chłopcze.Widzisz, każdy gatunek ma swojego mikołaja.Ten tam to jest Mikołaj lisów, a tamten - Łosi. Wskazał na czerwono - białego lisa i łosia, którzy właśnie pakowali coś do worków.
- A tak przy okazji. Nazywam się Horus.Mikołaj to mój pseudonim zawodowy. Szepnął mi na ucho.
- Mówiłeś, że miałeś jakieś ,,Kłopoty"Co to znaczy? Zapytałem Horusa
-A, tak. Zepsuły mi się schody. Deski się kompletnie połamały, a ja nie mam jak znieść prezentów na dół. Żaden z nas nie umie latać. A jeśli by umiał to nie przy takim ciężarze. Horus spuścił głowę
- Mógłbym to zobaczyć? Spytałem, a on przytaknął bez namysłu.
Zostawiłem Horusa i pobiegłem w stronę schodów. Było gorzej niż się zdawało. Wszystkie szczeble były roztrzaskane na drzazgi. Ciekaw jestem co spowodowało ich zawalenie.Naprawa takich długich schodów pewnie by trwała z pół roku. Nagle schody zaczęły połyskiwać. Były coraz bardziej czarne i wygięte. Zanim się spostrzegłem, schody zmieniły się w wielkiego, czarnego węża!
Głowa oderwała się od najwyższego piętra i ruszyła na mnie. Wąż był szybki. Za szybki. Staranował mnie tak, że spadłem z trzaskiem na parter. Na szczęście podłoga była z cienkich, lipowych desek i zawaliła si pod moim ciężarem. (Teraz wie dlaczego nie mogli po prostu zrzucić tych prezentów) Potwór zbliżał się, a ja nie mogłem się ruszyć. Był długi i głośno syczał. Wnet przypomniały mi się pewne słowa -
,,Ja syczę jak boczek, lecz z jajka się rodzę
Mam ługi kręgosłup, ale bez nóg chodzę,
jestem długi jak patyk, lecz wejdę do nory.
- Jesteś wężem! Krzyknąłem ostatkiem sił.
No wreszcie ktoś zrozumiał! Krzyknął wąż. 
- To ty! Czemu mi to zrobiłeś. Zapytałem.
- To już stary Tamasai nie może sobie pożartować! Syknął. 
-Ja kompletnie nie rozumiem żyjących. Odparł i rozpłynął się w powietrzu.
Znowu musiałem sobie to wszystko przetworzyć. Wróciłem do Horusa, który właśnie pakował prezenty.
-Wreszcie wróciłeś! I no i naprawiłeś schody.
- Moze Cię podwiesc? Zapytał Horus.
- Tak! Odpowiedziałem i wskoczyłem na sanie.
Wzlecieliśmy ponad chmury i słonce już zachodziło. Niebo było całe czerwone i rożnowe. Po dwóch godzinach zauważyłem naszą watahę.
Gdy wylądowaliśmy, wszyscy podbiegli do nas.
- No i? Zapytałem Megan, która podeszła do mnie
-Co? Zdziwiła się.
- W jednym dniu doszedłem na biegun,spotkałem i zmotywowałem mikołaja i walczyłem z wężem gigantem, a ty nawet mi nie podziękujesz? Westchnąłem i przewróciłem oczami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz