poniedziałek, 23 grudnia 2013

Od Megan - porachunki...

  Dobra, nie mogę tego dłużej trzymać... Zaraz święta, a ja mam jedno postanowienie: muszę pójść do tego cholernego Damona. 
- Dhe, idę wyrównać porachunki... - wyszeptałam o świcie do Dhe, on nawet nie otworzył oka. Pocałowałam go w pyszczek i wyruszyłam w góry. 
  Jeszcze zimniej tu niż w lodówce! - pomyślałam. - już nie daleko... Już nie daleko... - zobaczyłam małe jaskinie. - dobra, pamiętam. - pobiegłam wzdłuż zasypanej, ledwo widocznej dróżki do dość dużej jaskini. Zajrzałam niezauważona przez nikogo do środka. 
- Meegan! - powiedział Damon, położył uszy po sobie i podkulił ogon. Udawał, że się nie przeraził... Pajac jeden! - co tam u ciebie, złotko?
- cisza, padalcu! - przygniotłam mu szyję do ściany. - umiaru nie umiesz zachować?! 
- jestem Damon - zaśmiał się.
- co do ciebie mówiłam?!
- "cisza, padalcu..." - zacytował cicho drżącym głosem i zjechał w dół po ścianie. - a czego chcesz? - wyszczerzył nagle zęby.
- odzywaj się do mnie z szacunkiem.
- jesteś tylko dawną alf... - przejechałam mu pazurem po gardle.
- chcesz, żeby polała się krew?

C.d.n. (Ciąg dalszy nastąpi)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz