Była ciemna noc. Śnieżyca wiała jak szalona. Próbowałem się utrzymać na nogach mimo szalejącego wiatru. To nie był mój pomysł żeby wchodzić w sam środek burzy śnieżnej. Przyszedłem tu tylko na mały spacerek i... zgubiłem drogę. (Każdemu morze się zdarzyć!) No więc Śnieg miałem po brzuch, było mi zimo i za niecały dzień miały być święta. A ja nie miałem nawet prezentu dla jednego wilka. Jak miałem się wyrobić, to ja nie wiem. Nagle zobaczyłem jaskinię. Czym prędzej wczołgałem się do małego otworu i odetchnąłem z ulgą. Korytarz był wąski, ale z ciekawości wślizgnąłem w głąb. Gdy zaczęło być naprawdę duszno, wyszedłem do wielkiej komory. Z sufitu zwisały ogromne stalagmity, a na ziemi piętrzyły się pokłady szafirów i akwamarynu. Całość rozświetlał blask. Blask?! Jak pod ziemię docierało światło słoneczne? Wychyliłem się za ,,Piramidy" kamienia i zobaczyłem żelazne wagoniki i kilofy. Obok spali ludzie. To miejsce jest jedną wielką kopalnią. Chciałem jak najszybciej się stąd wydostać, ale jeden z stalagmitów spadł na ziemię i obudził człowieka ze strzelbą w dłoni. (Jak na człowieka przystało) zaczął we mnie strzelać. Pokłady klejnotów zawalił się na mnie i śpiących górników. Na szczęście na przeciwko mnie była kolejna odnoga jaskini. Wskoczyłem do niej, a przejście się zawaliło.
Myślałem, że byłem już bezpieczny, ale coś na mnie wskoczyło. Zanim się odwróciłem ,,Ktoś" powiedział:
-Co ty tu robisz w gwiazdkę?
(Ktosiu?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz