wtorek, 30 września 2014

od Glimmer c.d. od Interlunar

Byłam głodna. Cholernie głodna. W przypływie furii postanowiłam zapolować na porządniejszą zwierzynę niż zając czy sarna. Dorodny wapiti - tak, tego mi było trzeba... Zastanowiłam się przez chwilę, jeszcze kwestionując swój wybór. Polowanie na tak duże zwierzę oznaczało zdojony wysiłek, a ja niemal już padałam z nóg. Po chwili namysłu postanowiłam jednak udać się do Magic Forest. Nieważne, czy upoluję ślimaka czy łosia, po prostu musiałam coś zjeść.
Magic Forest jak zawsze zachwycił mnie swym tajemniczym pięknem. Hmm, idealne miejsce na randkę... - pomyślałam. - Zamknij się, idiotko.
Ruszyłam w głąb lasu, raz po raz zbaczając ze ścieżki i klucząc między drzewami. W Magic Forest zdawało się, że panowała wieczna jesień - liście większości drzew były złote lub w odcieniach ciepłego pomarańczu. W powietrzu unosiły się miniaturowe światełka, a trawa była w wielu miejscach sucha i w odcieniu żółci. Klimatu dodawały dynie różnych rozmiarów, rosnące w moim ulubionym miejscu, które zwykłam nazywać Gold Circle. Zatrzymałam się i zaczęłam nasłuchiwać. Coś było nie tak - idealną ciszę i spokój Magic Forest zakłócały jakieś dźwięki. Po chwili rozglądaia się zauważyłam jakby zasypaną jamę w ziemi.
- Hej, jest tam ktoś? - krzyknęłam, pochylając się nad grudami rozkopanej, suchej gleby.
- GLIMMER? Pomóż mi, proszę! - wołanie dobiegało jakby z oddali. Po głosie poznałam, że to Interlunar.
- Inter?! Jak ty się tam wpakowałaś?
- Długa historia... - wilczyca zamilkła, jakby czekając na moje działanie. - Pomożesz mi?
- Pewnie. - mruknęłam, po czym bez namysłu ani żadnego planu działania zaczęłam rozkopywać ziemię. Nie przeczuwałam jednak, jaka głęboka jest jama pode mną i już po chwili poczułam obsuwające się podłoże. W ostatniej chwili usiłowałam odskoczyć, ale ziemia nie wytrzymała i runęłam w dół, upadając w tumanie kurzu tuż koło Inter.
- No to pięknie. - burknęłyśmy jednocześnie.
(Inter?)

poniedziałek, 29 września 2014

Od Interlunar

Po przygodzie z Mattem minęło już sporo czasu. Przyznam iż zrobiło się... spokojniej? Tak... no nie... w sensie NIE! TO JEST NUDA! Kompletna nuda... na pewno.
Szukając rozrywki lub wyzwania ze strony samej Matki Natury. Konkretniej? Czas obudzić w sobie Zew(Arr Xd książka "Zew Krwi" rządzi :3). Wiem... dziwne., chodzi mi o polowania w Magic Forest. Może na... sarnę? Wiem - doświadczony łowca idzie zapolować na łanię w celu poszukiwania wyzwania. NO ALE CO JA JESTEM? PACYFIKATOR(ktokolwiek/cokolwiek to jest xd)?! Nie nie jestem... jestem wilczycą z przeciętnymi umiejętnościami tropienia, ścigania, atakowania(i wykonywaniem uników) i zabijania. Przeciętnymi? To znaczy... co najmniej skutecznymi... chyba.
Tak więc wracając do głównego tematu.
Zaczęłam węszyć z nosem przy ziemi. Wyczułam coś charakterystycznego... dla jeleni i łani. Trudno stwierdzić czy to jest to pierwsze czy drugie. Wykonałam powoli kilka kółek, potem dwie żwawe "ósemki", podniosłam gwałtownie łeb i już wiedziałam gdzie należy się skierować. Pobiegłam przed siebie szybko, a zarazem bezszelestnie. Zapach stawał się coraz bardziej intensywny. Myły i nie wyczerpujący skok przez strumyk. Stop. Gdzie zapodział się trop? Przecież mogłabym przysiąc...
Wtem świat dosłownie zawalił się. A raczej stara jama... o której nie wiedziałam i przebiegałam przez jej dach. Jama... bez wyjścia. Bardzo miło. Nie zapomnijmy o fakcie że była głęboka na 3 metry(a ja na samym dnie) i że jej ściany były wystarczająco strome abym tu skończyła swój żywot.
Jedyne czym mogę się pocieszyć. Po pierwsze nic mi się nie stało. Po drugie, mam w końcu upragnioną rozrywkę, co nie?

<Glimmer? ^,^ I sry że krótkie ale napadu weny to ja nie miałam XD>

niedziela, 28 września 2014

Powitajmy nową waderę!

Imię: Serein( dla znajomych Serek)
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Moce: Teleportacja, niewidzialność
Rasa: Wilk Powietrza 
Charakter: Serein jest pewna siebie. Jest nie ufna, czasami złośliwa i wredna, sarkastyczna. Jest inteligenta, wrażliwa na krzywdę innych, czasami gapkowata, cicha. raczej nie szuka znajomości i woli samotność. Ma duże poczucie sprawiedliwości. Jest waleczna i zawsze postawi na swoim. Zawsze musi wtrącić swoje dwa grosze. Bardzo łatwo ją obrazić. Jest podatna na wpływy. Pomaga innym. Uwielbia rzeczy ciemne i mroczne. Uwielbia deszcz. Kocha latać, jest wtedy wolna.Najbardziej w świecie chce założyć rodzinę, ale wie że temu nie podoła.
Partner: Brak.
Zauroczenie: To nie dla niej.
Potomstwo: Brak.
Hierarchia: Omega
Specjalizacja: Łowca

Właściciel postaci: weronia1234

piątek, 26 września 2014

Od Madzi Do Cheroona


Cześć jestem Madzia opowiem teraz jak trafiłam do watahy.
Pewnego deszczowego dnia obudziłam się w lesie, nikogo przymnie nie było, nie widziałam ani mamy ani taty byłam wtedy małym szczeniaczkiem.
-Mamo!!! Tato!!! gdzie jesteście.
Wołałam z rozpaczą słyszałam tylko echo moich słów.
Byłam głodna i od tego przeziębionia więc trudniej mi było znieść tę mglistą i deszczową noc.
  Płakałam i szłam przed siebie myśląc że kogoś znajdę,ale na próżno,w końcu położyłam się na suchej trawie pod drzewem.
Gdy nagle coś usłyszałam.
-AAAAA!!!! kto tu jest.
  krzyknęłam z przerażeniem.
-Wyjdź albo..albo zabije cie patykiem.
Powiedziałam to myśląc że ten stwór sie wystraszy.
-Możesz odłożyć ten patyk nic ci nie zrobię.
Odezwał sie głos Basiora.
-Dlaczego tutaj robisz powinnaś dołączyć do sfory, a nie włóczyć się po lesie.
  Obróciłam się i zobaczyłam biało-niebieskiego wilka ze skrzydłami.
-Ja.j...a nie mam rodziny.


<teraz wyspowiadaj się Cheroon>

I oto Madzia!



Imię: Madzia
Wiek: 3,5 roku
Płeć :Wadera
Moce: słyszę każdy najmniejszy dźwięk i potrafię zwabić swoim śpiewem każdego.
Rasa: Wilk dźwięku
Charakter: Jest zabawna, miła,flirciarska i potrafi bawić się na każdej imprezie,choć jak ktoś ją wkurzy robi sie nieprzyjemnie Jest zbyt gadatliwa, niespokojna i bardzo tęskni za rodziną.Nigdy się nie zmieni nawet nie warto próbować.Jest szalona i trochę stuknięta.Uwielbia śpiewać własne i inne piosenki,lecz bardzo sie wstydzi śpiewać jedynie w obliczu zagrożenia nie myśli o tym i używa swoją moc kontrolowania śpiewem wilka lub innego zwierza.
Partner: szuka
Zauroczenie: Na razie.....nikt
Hierarchia;Omega oczywiście
Specjalizacja:Mag
 Właściciel postaci:MadziaTH
Inne zdjęcia:

Od Cheroon cd. Vichi

- Poczekaj tu, a ja się pobawię,- rzekłszy to zacząłem iść w stronę wejścia.
‘’ Jesteś tego pewien?’’ powiedziała niepewnie.
- Nie.- uśmiechnąłem się kwaśno. Gdy doszedłem do wejścia zauważyłem pazury wrony, którymi drapała coś w ziemi. Nie czekając na cud szybko wyleciałem z jaskini. Wrona mimo swoich wielkich skrzydeł nie latała szybko, to był plus. Latałem od drzewa do drzewa, dopiero gdy wleciałem w krzaki zgubiłem ją. Byłem cały w rzepach. Gdy wróciłem do jaskini, Vichi siedziała zamyślona.
- Jestem!- krzyknąłem wesoło. Wadera powróciła do rzeczywistości.

<Vichi? Brak weny >

Od Emerald C.D Cheroon'a

Czemu muszę budzić się tak wcześnie? O wschodsie słońca? Mogłabym jeszcze trochę pospać zanim zabiorę się za śniadanie...
Przetarłam oczy i rozejrzałam się, a ku mojemu zdziwieniu Cheroon'a nie było. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie go diabli wzięli, gdy nagle pojawił się tuż za mną z niezbyt sporym jeleniem w pysku. Od razu zabraliśmy się do jedzenia, niestety, towarzyszył nam zapach spalenizny i dymu ze zgaszonego ogniska, przy którym spożywaliśmy śniadanie.
- może wybierzemy się w śnieżne góry? - zaproponował przeżuwając mięso. Popatrzyłam na niego drwiąco.
- zwariowałeś? Jak my tam wytrzymamy? W takie zimno?!
- oj, Eme, nie przesadzaj... Weźmiemy potrzebne rzeczy.
- to znaczy? - zapytałam z wyrzutem.
- skórę niedźwiedzia jako okrycie, eliksiry uzdrawiające, trochę wody...
- ta, pewnie... - prychnęłam.
- proszęęęęęęęę! - zaczął jęczeć. Pokręciłam głową. - tchórzysz, tak?
- nie, skąd! - uniosłam łeb triumfalnie do góry. - możemy tam iść, ja się nie boję, ale to bez sensu.
- no, to chodź.
- Musisz jakoś wytrzasnąć futro i wodę. Resztą zajmę się ja - oznajmiłam w pośpiechu i pobiegłam do jaskini. Zabrałam kilka mikstur leczniczych i znów wróciłam na polanę.

<Cheroon?>

Od Cheroon'a C.D. Emerald


- To poczekaj, zaraz wrócę.- wstałem i poszedłem gdzieś w las. Po chwili wróciłem z chrustem na grzbiecie. Zrzuciłem go i myślałem nad rozpaleniem ognia.
- Coś chyba sobie nie radzisz.- zaśmiała się. Wstała i w jednej chwili rozpaliła ogień.
- Wow.- usiadłem patrząc na palące się gałązki – W ogniu jest naprawdę coś ciekawego, cos co każdy kocha.- powiedziałem pełen namysłu. Wadera też patrzyła na płomienie które odbijały się w jej oczach. Od razu zrobiło się ciepło, Emerald przestała się trząść i po chwili zasnęła. Ja siedziałem i łapy wkładałem do ognia. Po co i dlaczego, nie wiem. Ale było to bardzo miłe. Tylko łapy miałem później czarne. I nie długo później ja też już chrapałem jak suseł.


<Emerald?>

niedziela, 21 września 2014

Od Ako - Event cz. 7

Event cz. 1 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-1.html
Event cz. 2 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-2_12.html  
Event cz. 3 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-3.html  
Event cz. 4 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-4.html 
Event cz. 5 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-5.html 
Event. cz. 6 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/ako-event-cz-6.html

Pomału doszedłem do siebie. W uszach już mi nie dzwoniło. Dało się jeszcze słychać jak pare głazów osuwa się z sklepienia. A potem cisza...
Rozejrzałem się po oświetlonym już pomieszczeniu. Na ziemi leżały gruzy. Sufit wyglądał tak jakby miał zaraz się zawalić. Jednak co było dziwne, ściany były w nienaruszonym stanie. Gładkie jak marmur, a u dołu było coś... ale stwierdziłem że zanim cokolwiek zacznę sprawdzać wyjaśnię sobie coś z Sick`iem...
- Sick... zechcesz mi coś wyjaśnić? - spytałem kierując w jego stronę wzrok.
- Em... heh. - powiedział szczerząc zęby w głupim uśmieszku.
- SŁUCHAM? - spytałem ponownie. Miałem nieodparta ochotę krzyknąć sobie ale po tym co się zdarzyło dosłownie przed chwilą wolałem jednak nie... - Podobno w wskazówce nie było napisane co mamy robić...?
- No cóż... bo tak było...
- A co to było? Prawie się na nas to wszystko zawaliło. - stwierdziłem zaciskając zęby.
- No cóż, jak i Jaff, Kalzen i zapewne ty mam swoje jak to się mówi asy w rękawie. - rzekł zdawkowym i spokojnym tonem. - Nadążasz?
- Jeśli to jest to co ja myślę to raczej nadążam.- a na myśli miałem moce jakimi są obdarzone magiczne wilki.
- A wiec... - powiedział i nagle zniknął mi z oczu. Usłyszałem głos za sobą. Obróciłem się. - Teleportacja i... - znowu zniknął mi z oczu, ale mimowolnie się uśmiechnąłem. Usłyszałem głos tuż koło swojego lewego ucha. - przewidywanie przyszłości o 2 minuty do przodu.
- Udowodnij.
Zamknął na chwilę oczy. Szybko jednak ponownie je otworzył i stwierdził
- W ciągu 1 minutę i 47 sekund będziemy się wspólnie zastanawiali na tym co dalej.
- To to akurat było do przewidzenia. - powiedziałem.
- Nie moja wina, sam chciałeś wiedzieć to masz. - stwierdził. - Dobra, z czasem mi uwierzysz. Na prawdę.
- A co? Tak wywnioskowałeś z przyszłości?
- Nie, tak jakoś przeczuwam, bo w ciągu 2 minut to ty mi nie zaufasz w tej kwestii...
- To też było do przewidzenia. - powiedziałem drwiącym uśmieszkiem. - Czyli chodziło o to aby się pogodzić? Tylko tyle?
- No cóż. Tyle, ale kto by o tym pomyślał w takim momencie, na tym pewnie polegała ta pułapka. - odezwał się czarno-biały basior.
Nastała chwilka ciszy przerwana przez Jaff`a, który wraz z Kelzan`em dotąd milczemi.
- Może skończycie wreszcie te pogaduszki i zabierzemy dupy w troki? Nie mam najmniejszej ochoty tu dłużej przebywać.
- Jaff ma rację. - powiedział czarny basior.
W czwórkę podeszliśmy do gładkiej niczym marmur ściany ozdobionej u dołu wygrawerowanymi napisami. A tak dokładniej jedną formułą która się powtarzała.

Jak trafisz na ścianę to rozwal ją głową |  jak trafisz na ścianę to rozwal ją głową | jak trafisz na ścianę to rozwal ją głową |  jak trafisz na ścianę to rozwal ją głową...

- Do dupy. - podsumował krótko Jeff. - Jak trafisz na ścianę to rozwal ją głową? Co to do jasnej cholery ma być... - warknął.
- Może to taka przenośnia? - zasugerowałem.
- Jaśniej proszę. - powiedział Sick.
- Chodzi mi o to że to takie porównanie... ściana to jakaś przeszkoda, a zwrot 'rozwal to głową' oznacza żeby się nie poddawać tylko pokonać tą przeszkodę która przed tobą jest.
- W sumie nawet mądrze mówisz Ako... - odezwał się Kelzan, który szedł wzdłuż ściany i czytał napisy.
Zrobił już połowę koła.
- Ale to nie wyjaśnia tego jak mamy się stąd wydostać. Nie ma wyjścia. - zauważył Sick.
W milczeniu szukaliśmy czegokolwiek. Jakiejś jaśniejszej wskazówki. Czegokolwiek. Ciszę przerywały tylko nasze kroki i moje kuśtykanie. Krew nie lała mi się już tak bardzo, ale bolało jak cholera. Irytowało mnie to... Wtem dał się słyszeć głos Kelazna, który zrobił już prawie pełne koło wokół ściany:
- Tutaj! Mam coś.
Podeszliśmy szybko do niego. Na pierwszy rzut oka ściana jak ściana. Żadne z naszej czwórki nie licząc Kelzana nic niezwykłego nie zauważyło...
- Co? - spytałem lekko poirytowany.
- Nie widzisz? - spytał zdziwiony basior.
- Ja też nic niezwykłego nie widzę. - powiedział Sick.
- Ani ja. - dodał Jaff.
- Boże... dlaczego ja? - mówiąc to spojrzał wymownie w sufit.
- Wyjaśnisz nam o co ci chodzi? Hm? - spytałem.
- Dobra po prostu kliknę. - powiedział zrezygnowany Kelzan.
- NIE! - krzyknęliśmy w trójkę.
No cóż Ani ja, ani Sick, ani Jaff nie mieliśmy dobrego przeczucia wobec tego pomysłu Kelazna, choć żadne z nas nie wiedziało a jaki przycisk chodzi. Kelazn stanął jak wryty. Nie zdołał chyba niczego przycisnąć i spojrzał na nas jak na obłąkanych.
Staliśmy w milczeniu. Wtem usłyszeliśmy znajome echo... wszyscy śmy już wiedzieli co się święci.
- Coś ty narobił?! - wrzasnął w furii Sick.
- Nie zdążyłem nic nacisnąć przez was! - odkrzyknął Kelzan.
Dźwięk był już tak głośny że trzeba było się przekrzykiwać.
- TO KLIKAJ! - krzyknąłem
Czarny basior dmuchnął na pełną kurzu ścianę i w tedy dopiero zauważyłem drobny guziczek. Kliknął na niego i pojawił się otwór. W tedy też z sufitu powtórnie zaczęły spadać odłamki głazów.  Bez zastanowienia w czwórkę wryliśmy się w mały otwór aby uciec przed hałasem i spadającymi kamieniami.
Lecz tam nie mieliśmy odpoczynku, gdyż sufit i tu walił się. Zaczęliśmy biec tunelem. Ja nie nadążałem z powodu nogi. Nie chciałem umierać, nie teraz, nie tak. Więc zmieniłem się w stworka który akurat w tej chwili moja psotliwa wyobraźnia mi podsunęła.
Po chwili biegłem doganiając swoich towarzyszy lekkim biegiem z wywieszonym szarym jęzorem. Przeważała sierść koloru białego. Byłem mniejszy od wilka, o lekkiej budowie ciała i dość kościsty... Miałem czarne jak węgiel oczy, czarne wnętrza uszu, czarne pazury, które miałem tylko na przednich łapach i jakiś dziwny czarny kolec którym był zakończony biały ogon. Miałem też szary nos i szale 'skarpety' na trzech z czterech łap. Tylna lewa łapa była biała...


Dość szybko ich dogoniłem. Naturalnie poinformowałem ich że to ja aby się nie przestraszyli. Biegliśmy i biegli w ciemności. Słyszeliśmy za sobą odgłosy spadających odłamków, choć dźwięk z echa już dawno ucichł... Nagle straciliśmy grunt pod łapami...
Upadliśmy. Lecz to nie był bolesny upadek... ani też podłoże nie było takie jak dotąd... było miękkie... dziwne miękkie jak sierść?
Wstałem. Było strasznie ciemno. Nie widziałem nic. Oprócz złotych oczu Kelzana.
- Ciemno strasznie... żyjecie? - spytałem.
- Ja żyję. - odezwał się Sick.
- i ja. - dodał Kelzan.
- oraz ja. - dopowiedział Jaff. - Mieliśmy lekkie lądowanie, co nie?
Wtem zapaliły się pochodnie. Byliśmy w przestronnej prostokątnej sali o wysokim suficie. Na drugim jej końcu dostrzegliśmy przejście. Lecz wtem przed nami niczym z ziemi wyrosły 2 przeszkody... już się domyślałem dlaczego mieliśmy takie miękkie lądowanie...
Stanęły przed nami dwa kolosy. Jeden przypominał nieco jelenia, a drugi sześcio nożnego wilka. Obydwoje byli w odcieniach szarości i czerni nie licząc czerwonokrwistych oczu 'jelenia'.



No cóż... nie byli zadowoleni z naszej wizyty... i z tego że posłużyli nam jako poduszki...

< C. D. N. >
EMERALD! GLIMER!  Wiem że pewnie jesteście wściekłe. Po pierwsze 7 część miała być częścią ostatnią, która miała się ujawnić w sobotę. Po drugie już tyle razy przedłużyłaś mi ten chole*ny event że pewnie nie przedłużysz mi znowu. :c Dopiero raczej cz. 8 będzie częścią ostatnią. Ale jak chcecie to możecie mi ocenić tylko te 7 cz. choć wolałabym aby jednak całość była oceniona Dx  To już zależy od was. Wybaczcie mi.

Od Emerald C.D. Cheroona

  - ty chyba już nie dasz rady się zmieniać na gorsze - zaśmiałam się. Cheroon uśmiechnął się lekko i wlepił wzrok w ziemię, po czym zaczął zrywać fiołki i kłaść mi je przed łapami.
- co ty robisz? - zapytałam zaciekawiona.
- układam kwiatki. - mruknął. Wzięłam jeden z nich i próbowałam go sobie włożyć za ucho, ale ponieważ wilki nie mają zręcznych łap nie udało mi się nic z nim zrobić.
- ech, głupi kwiatek. - warknęłam i rzuciłam go na ziemię. Cheroon wziął go i włożył mi za ucho.
- trzeba było poprosić. - westchnął. Przewróciłam oczami.
- wiesz co, tak naprawdę to jest mi zimno. Nauczyłam się nie okazywać uczuć i chłód jest dla mnie błachostką, więc nikomu się nie żalę, ale tak naprawdę wszystko czuję i jest mi cholernie zimno.

<Cheroon? XD>

Od Cheroona C.D. Emerald

- To uważaj sobie jak chcesz. Ja nie zmienię zdania.- zaśmiałem się. Nagle zawiał silny wiatr, ja okryłem się skrzydłami a Emerald chyba nie czuła wiatru. 
- Nie jest Ci zimno?- 
- Nie.- powiedziała sucho. Popatrzyłem na nią z podziwem.
- Wiesz co?- popatrzyłem w jej stronę. Nie zareagowała, lecz ciągnąłem dalej - Podziwiam Cię.-
- Dlaczego?- powiedziała zmieszana.
- Ty jesteś taka poważna. Ja nie umiał bym być poważny tak długo.-
- Widać. Jesteś po prostu duży szczeniak.- powiedziała. Hmm... To dobrze, że jestem duży szczeniak. Mi to pasuje. Co by było gdybym był mega poważny? Może było by jeszcze gorzej niż teraz.
- Wiesz, kiedyś pewnie się zmienię.- 
Wadera zaśmiała się.
- No co?-
- Ty? Się zmienisz?- znów zaczęła się śmiać.
- Tak ja się zmienię. Nie wiem czy na dobre, czy na złe. Ale się zmienię!- rzekłem odważnie.

< Emerald? Pogaduchy! :3>

sobota, 20 września 2014

Od Cheroona

Szedłem dzisiaj przez las, byłem troszeczkę zamulony, ponieważ padało i cały świat był pod mgłą. Nie było nic widać, nawet na 5 metrów. Woda opadała ciężko z mojego futra i odbijała się w napotkanych kałużach. Było słychać tylko "PLUM". Drzewa majtane wiatrem wydawały się połamać. Krzewy nawet te najniższe też latały w te i z powrotem. Słońca nie było widać. Gęstwina chmur tak bardzo zasłaniała je i błękitne niebo. Nagle usłyszałem szelest. Stanąłem akurat w największej kałuży, znów mocząc przemoczone futro. Rozejrzałem się, nikogo nie było widać. Po paru krokach sytuacja się powtórzyła. Nie chcąc być nadal śledzonym, przez tajemniczego osobnika zbłądziłem w jakieś nieznane miejsce. Lecz szmery nadal były słyszane. Zdenerwowany, otrzepałem się z wody i wzbiłem się w powietrze. Wysoko ponad chmury, tam znów słońce zaczęło pieścić mnie swoimi promieniami. Poczułem się uradowany i odetchnąłem pełną piersią. Nie długo trwał mój zachwyt, usłyszałem za sobą machanie jakiejś pary skrzydeł. Odwróciłem się i zobaczyłem ta nową... Pillar chyba. Popatrzyłem na nią stanowczo. W tej chwili odwróciła wzrok i szukając nim czegoś krzyknęła.
- O hej!-
- Czy Ty mnie śledzisz?- rzekłem w prost.
- Co ja? Nie...- powiedziała powoli, kręcąc.
- Czyżby?- stanąłem w miejscu.
- Co już nawet latać nie wolno?-
- Spokojnie. Wolno, wolno ale nie za mną?- krzyknąłem.
Wadera popatrzyła na mnie ciekawie.
- A czemu? Coś ukrywasz? Tak w ogóle to gdzie lecisz?- obrzuciła mnie pytaniami.
- Co? Ja coś ukrywać? Nigdy. Po prostu taki spacerek.-

<Pillar? :3>

Od Vichi c.d. Cheroon

Spojrzałam na niebieską powierzchnie. Podeszłam bliżej i wyciągnęłam łapę by jej dotknąć, ale tuż nad kamieniem zatrzymałam łapę przypominając sobie co było po dotknięciu tamtego kamienia. Zerknęłam na Cheroona, a potem cofnęłam łapę.
-Co jest ?-spytał basior patrząc na mnie zdziwiony. Pokręciłam łbem i spojrzałam na jego rany.
"Nic, tylko tak się zastanawiam.. Co potem stało się z tą wroną-mutantem ?" spytałam i delikatnie przyłożyłam łapę do boku wilka. Ten spojrzał na mnie zaskoczony i nieco zmieszany, a ja bez słowa zamknęłam oczy i skupiłam się na Aurze. Kiedy otworzyłam oczy na ciele Cheroona nie było śladu po ranach.
-Czuje sie,, Jak nowo narodzony !-zawołał patrząc na mnie ze zdziwieniem. Uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-Jak ty to..?-spytał, ale zignorowałam to pytanie i spojrzałam w stronę wejścia, z którego doszedł donośny ryk.
-Co to ?-zapytał wilk. Złapałam go za łapę i pociągnęłam na jedną ze skał gdzie przycupnęliśmy schowani.
"Twoja koleżanka, która zabrała cię wcześniej na przejażdżkę" powiedziałam i rozejrzałam się na jakimś innym wyjściem.


Cheroon ? XD

piątek, 19 września 2014

Od Emerald C.D. Cheroon'a

- aha - odparłam bez wzruszenia. - to co robimy?
- może tu zostaniemy? - zaproponował.
- niech będzie... - westchnęłam i położyliśmy się na trawie. Przed nami słońce zachodziło za górę a po bokach rozciągał się ciemny las iglasty. Niebo nad nami było pomarańczowe z przebłyskami błękitu, a polne kwiatki, dzwoneczki i maki kołysały się targane lekkim wiaterkiem.
Siedzieliśmy w milczeniu wpatrując się w niebo, co wydawało mi się trochę nudne, ale widziałam że Cheroonowi się podobało. Zaczęłam z nudów grzebać w ziemi i zrywać kwiatki.
- widzisz tą chmurę? - wskazał łapą na jeden z obłoków. - ona wygląda jak motyl. A widzisz tamtą? - znów wskazał na inną. - tamta wygląda jak ryba.
- ja tu widzę tylko chmury.
- użyj wyobraźni! Zobacz, co ci przypomina ta? - spojrzałam na największą z nich.
- wygląda trochę jak niedźwiedź...
- nie, to koń - uśmiechnął się Cheroon.
- a widzisz tamtą? - tym razem to ja wskazałam na jeden z obłoków. - to jakaś butelka.
- nie, to bardziej wygląda jak gruszka. - poprawił mnie.
- nie ma znaczenia. Zobacz, księżyc.
- wieczorem niebo jest najładniejsze, prawda?
- ja wolę noc. - przyznałam.

<Cheroon? Pogaduszki xD>

czwartek, 18 września 2014

Od Rosewind C.D. Vichi

- mam nadzieję, że mnie nie ukatrupi... - mruknęłam a wadera posłała mi pytające spojrzenie. Nie patrzyłam na nią tylko ruszyłam przed siebie pewnym krokiem, gdy nagle zobaczyłam odwróconą tyłem do nas Emerald siedzącą na polanie. Vichi podeszła do niej i szturchnęła ją w ramię tym samym wyprowadzając ją ze stanu zamyślenia.
- chciałaś się ze mną widzieć. - powiedziałam zupełnie opanowanym głosem a moja siostra z lodowatym wyrazem twarzy energicznie odwróciła się w moją stronę, po czym wlepiła wzrok spowrotem w ziemię, co musiało znaczyć, żebym usiadła koło niej. Siostra westchnęła ciężko nadal nie odwracając wzroku w moją stronę, a ja usiadłam obok. Emerald pobiegła ścieżką na górę i weszła do swojej jaskini, przycupnęłam obok.
- wczoraj myślałam nad tym wszystkim... - zaczęła wpatrując się w niebo ze zmrużonymi oczami. Vichi siedziała przed nami bacznie wszystko obserwując, co mojej siostrze kompletnie nie przeszkadzało. - i zdecydowałam, że zostaniesz tutaj, w watasze. Nie będziesz alfą, bo jesteś zbyt nieodpowiedzialna i beztroska, ale za to zostaniesz betą.
- zaraz, co?! - krzyknęłam stając na równe łapy - przecież jestem twoją rodziną, powinnam być alfą!
- ale nie będziesz! I nie podnoś głosu, jeszcze nie skończyłam do ciebie mówić. - syknęła na mnie. Błyskawicznie usiadłam, a Eme znów spojrzała w niebo.
- i jeśli jeszcze raz powiesz coś złego o demonie, który we mnie siedzi... Po prostu odzywaj się do mnie z szacunkiem, ponieważ jesteś młodsza i słabsza. Może mnie opętać i cię zabić jednym skinieniem łapy.
Pokiwałam łbem. Nie potrafiłam jej się sprzeciwić, właściwie to nikomu nie potrafiłabym się sprzeciwić, i to było najgorsze. Ze łzami w oczach zaczęłam biec w stronę stawu w błękitnym lesie słysząc za sobą kroki.
Gdy znalazłam się przy jeziorku, okazało się, że podążała za mną Vichi.
- nienawidzę jej! - jęknęłam i opadłam na ziemię. - czemu ona jest inna?  Czemu nie jest wesoła, miła, normalna? Małomówna, wredna żmija!

<Vichi? xD>

Od Cheroona c.d. Vichi

- Ghhhrrr... Dobra. Szedłem sobie przez las, zobaczyłem wrone i chciałem mówić w jej języku. Powiedziałem chyba coś obraźliwego, ponieważ wrona krzyknęła i zaraz przyleciała wrona-mutant.- wadera przechyliła łeb w prawo. Cyba mi nie wierzyła, ale ciągnąłem dalej
- Mała wrona mnie podrapała a resztę zostawiła swojej koleżance. Ta wzięła mnie i poleciała het het wysoko. W powietrzu puściła mnie i spadałem w dół.-
"Przecież masz skrzydła..." popatrzyła na mnie pokerfacem.
- Nie mogłem lecieć ponieważ miałem zranione skrzydła, spadłem na coś twardego o zarazem miękkiego. Bolą mnie teraz łapy, skrzydła i grzbiet. Idę do jaskini, ponieważ mnie prosiłaś. Teraz proszę nie maltretuj mnie.- powiedziałem z błaganiem. Szliśmy po tym w ciszy. Stanąłem nagle przed waderą.
- Przepraszam.- powiedziałem z lekkim uśmiechem wyciągając łapę. Vichi podała mi łapę i uśmiechnęła się. Później było już z górki, gdyż było tylko 10 metrów do jaskini. Gdy weszliśmy do niej zauważyłem, że światło które na początku na końcu ( tylko ja tak napisze XD) jaskini. Vichi patrzyła na wszystko ciekawie.
- Idziesz czy nie?- zaśmiałem się gdyż wadera patrzyła na jakiś punkt. Oderwała wzrok po moich słowach i ruszyła za mną. Nudno było tak iść.
- Teraz oboje jesteśmy poobijani.- zaśmiałem się. Wadera szczerze się uśmiechnęła, a jej kły odbijały światło i zrobiło się troche jaśniej. Gdy doszliśmy już do końca Vichi zaczęła badawczo patrzeć.
- Tu go znalazłem.- pokazałem płaską, niebieską powierzchnie.
"Zauważyłeś, że wszystko tu jest takie śnieżne?" powiedziała po chwili namysłu.

<Vichi?>

PS. Błędów nie chce mi sie poprawiać ;-;

Od Vichi c.d. Rosewind

Spojrzałam na wilczycę i podeszłam do niej. nagle zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na ziemię. Po chwili namysłu pazurem naskrobałam słowa:
"EMERALD CHCE SIĘ Z TOBĄ WIDZIEĆ W JEJ JASKINI"
-Dlaczego nie przyszła tu sama ?-spytała wadera przyglądając mi się podejrzliwie. Zignorowałam to spojrzenie, zmazałam poprzedni napis i nabazgrałam kolejny:
"Z PODOWÓD OSOBISTYCH" Chciałam jeszcze dopisać, że jest zbyt wściekła by w tym momencie widzieć Rosewind, ale darowałam to sobie. I tak chciałam zabrać siostrę Alfy z jedno miejsce.


Rosewind ? Brak weny ;-;

środa, 17 września 2014

Od Rosewind C.D. Vichi

- ach, to okropne! - pisnęłam i gwałtownie odsunęłam się od siostry, gdy nagle zobaczyłam na jej twarzy grozę, smutek i gniew.
- COŚ CI SIĘ NIE PODOBA?! - wrzasnęła stając na równe łapy. Miałam ochotę uciec i skryć się przed jej chrypliwym głosem i okropnym gniewem. - nie zmienisz tego, do cholery! Nic z tym nie zrobisz, NIC! - podkreśliła.
- ale nie możesz być demonem! - jęknęłam z przerażeniem. Czułam, że to był wielki błąd, bo jeszcze bardziej ją zdenerwowałam, aż w końcu ryknęła jakieś przekleństwo i ile sił w nogach wybiegła z jaskini. Vichi, lekko zmieszana posłała mi wrogie spojrzenie i ruszyła za swoją przyjaciółką.
Och nie, nie, co ja zrobiłam? Tak łatwo ją wyprowadzić z równowagi. Mało brakowało, żeby mnie zamordowała. - myślałam leżąc na wilgotnym piachu. Po chwili zasnęłam z uśmiechem na pysku, bo po prostu postanowiłam być szczęśliwa, cokolwiek się zdarzy, a moja siostra już tu nie wróci.
* rano *
Obudziłam się wcześnie, nikogo na szczęście w jaskini nie było, włącznie z Emerald. Szybkim krokiem wyszłam i przeciągnęłam się, i ku mojemu zdziwieniu nie czekała tu na mnie rozwścieczona Emerald. Były dwa wyjścia dla mojej siostry - przyjść tu i się na mnie rzucić albo już nigdy nie wracać, i pewnie wybrała tą drugą opcję. Nagle usłyszałam szelest krzaków, a z nich wyszła Vichi. Sama.

<Vichi?>

Od Pillar

Siedziałam na najwyższej gałęzi sosny i kołysząc całym jej czubkiem rozglądałam się do okoła. Po chwili zaczęłam sobie cicho nucić pod nosem, kołysząc się raz w jedną, raz w drugą stronę. Po niedługiej chwili moje nucenie przeszło w śpiew, zaczęłam śpiewać to
(SERIOOOOOOOO, SERIOOOOOOO XDDDDD)
W pewnym momencie puściłam pień i zaczęłam spadać szybko ku ziemi. Tuż na nią rozłożyłam swoje wielkie skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Szybowałam tuz nad wierzchołkami drzew wypatrując czegoś ciekawego. Nagle przed sobą zobaczyłam małego niebieskiego ptaszka. Uśmiechnęłam się pod nosem i przyśpieszyłam nieco by być bliżej niebieskawego pióraka. Otworzyłam szeroko pysk, a potem zamknęłam szybko paszczę tuż przez ogonkiem ptaszka. Kłapnięcie musiało wystraszyć fruwacza, bo przyśpieszył na tyle na ile mógł. Zięwnęłam znudzona powolnym lotem niebieskiego pióra. Zrobiłam obrót, potem następny w drugą stronę i zawołałam
-No dalej ! Szybciej, wyżej, niżej, mocniej !-wydarłam się na ptaka, który skorzystał z podpowiedzi i sfrunął w dól między drzewa. -No w końcu !-wrzasnęłam uradowana i podążyłam w ślad za ptakiem. Robiłam szybkie uniki, skręty, w górę , w dół, omijałam każdą gałązkę, nawet tą najmniejszą. Ciągle w polu widzenia miałam tego pióraka, który równie sprawnie wymijał gałęzie. Jedna gałązka, drugą, trzecia, większa gałąź i... ŁUP ! Sprytny fruwacz przeleciał spokojnie pomiędzy splątanymi gałęziami, a ja utknęłam z łbem po jednej stronie, a zadkiem po drugiej. Schowałam skrzydła, lecz nadal nie mogłam sie wydostać.
-Głupi fruwaczu ty ! Masz mnie stąd wyciągnąć !-wydarłam sie na cały las, ale odpowiedział mi tylko świergot przypominający śmiech. Zaczęłam się szamotać na wszystkie strony, ale w niczym mi to nie pomagało. Wręcz przeciwnie, pnie coraz bardziej wbijały mi się w żebra. Kiedy poszyłam jak coś ostrzejszego przebija mi skórę uśmiechnęłam się błogo. Kiedy moje szczęście zaschło  tak jak lecąca z rany krew przyłożyłam wszystkie łapy do pni drzew i zaczęłam odpychać sie nimi. Tej czynności towarzyszył ptasi śpiew.
-Jak tylko wyjdę to was wszystkich pożrę-warknęłam i odepchnęłam się mocniej. Poczułam jak skóra na żebrach najpierw sie naciąga, a potem rozrywa. Wyślizgnęłam się spomiędzy plątaniny drzew i niekontrolowanie spadłam w dół. Spadłam w dół prosto na kogoś kto siedział pod drzewem. Najpierw usłyszałam krzyk, a potem jakiś bełkot. Rozejrzałam się dookoła, ale niczego nie było widać. Siedziałam na nie równiej ziemi, która nagle się podniosła.
-Eee ?-schyliłam łeb i zobaczyłam uśmiechnięty pysk... Nie chwila to do góry nogami. Sprostowanie: Zobaczyłam niezadowolony pysk jakiegoś wilka.
-HEJ !-zawołałam uśmiechnięta nie mając zamiaru zejść z łba wilka. Nagle on pochylił łeb do przodu, a ja zleciałam prosto na pysk. Łapy, które początkowo były nade mną przeciągnęłam dalej do tyłu tym samym robiąc nietypowego fikołka. Kiedy sie pozbierałam spojrzałam na wilka, który okazał sie basiorem ze szramą na oku. Uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam podskakiwać w miejscu. Potem skoczyłam na basiora przewracając go na plecy.
-HEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEJ-wydarłam mu się prosto w pysk. Nagle na jego nos skapnęłam kropla mojej krwi z rany, którą miałam po wydostaniu się w drzewnej pułapki. Zbliżyłam swój nos do nosa wilka, a potem... Zlizałam krople krwi oblizując przy tym nos basiora. Widząc jego minę zaczęłam się śmiać jak opętana. Stanęłam na tylnych łapach, a potem runęłam na zadek siadając... Zdaje się na kroczu wilka ze szramą na oku.


Damon ? :3 Mówisz, masz ;)


PS. Mile widziane komentarze odnośnie wybryków Pillar :>

Od Vichi c.d. Cheroon

Powoli ruszyłam za basiorem uważnie obserwując jego łapy. Widziałam bardzo wyraźnie, że na jedną w przednich łap nieco utyka. Przyglądałam się także jego raną. Te na bokach były podłużne i głębokie, tak jakby niedźwiedź go złapał i uniósł do góry, wbijając w boki wilka swoje pazury, które rozcięły mu skórę. Przyśpieszyłam nieco kroku i zrównałam się z Cheroonem. Basior szedł szybko, żwawym krokiem, patrząc w jeden punkt daleko przed sobą. Spojrzałam na niego i zauważyłam, że ślady po moich pazurach były znacznie większe niż te po "niedźwiedziu". Warknęłam i skoczyłam przed wilka odsłaniając kły. Cheroon zatrzymał się nieco zdziwiony i spytał.
-Co ci ? Chcesz tam pójść czy nie ?-warknął kłapiąc mi pyskiem tuż przed nosem. Nie cofnęłam łba, tylko zmrużyłam oczy jeszcze bardziej.
"Chcę, ale ie ruszymy się stąd dopóki nie powiesz kto ci to zrobił" powiedziałam stanowczo i wyprostowałam się by dorównać wilkowi wzrostem.
-A co cię to obchodzi ? To nie twoja sprawa-warknął i minął mnie obojętnie. Popatrzyłam na niego. Chyba faktycznie wszedł w niego jakiś zły duch, bo to nie jest Cheroon, którego poznałam.. Ugięłam łapy do połowy i skoczyłam na basiora zwalając go z łap. Kiedy runął na ziemię, przewróciłam go na plecy i stojąc nad nim pokazałam mu kły.
"Obchodzi mnie to, że przez ciebie tu jesteśmy. Przez ciebie spadłam do rzeki. Przez ciebie musiałam  uciekać przed Vapmikrólikiem" przybliżyłam swój pysk do jego nosa. "Więc mi teraz nie wmawiaj, że to nie moja sprawa" nie zamierzałam się ruszyć nawet na milimetr póki basior nie powie co naprawdę sie stało. Wiedziałam, że sprawcą ataku nie był tylko niedźwiedź.

Cheroon ? ^.^

Od Vichi c.d. Emerald

Zamiotłam ogonem parę razy piach na ziemi w jaskini i spojrzałam na Rosewind. Wadera wyglądała na naprawdę roztrzęsioną tym co usłyszała od swojej siostry. Szczerze mówić na mnie ta historia nie robiła żadnego wrażenia. Bardziej skłaniała mnie do namysłu..
-Ale... Dlaczego ?-drżącym głosem spytała Rosewind. Popatrzyłam na nią.
-Dlaczego co ?-warknęła Eme odrywając wzrok od ziemi. 
-Dlaczego jej dusza zamieniła się w demona ?-spytałam patrząc to na mnie, to na Emerald. Alfa zerknęła na mnie. Spojrzałam na swoje łapy. Jak miałam jej to wytłumaczyć skoro była zwykłym wilkiem ? Przetarłam łapą po piachu i do głowy wpadł mi pewien pomysł. Wstałam i zaczęłam pisać na piachu wielkimi literami.
"DUSZA JEST CZĘŚCIĄ NAS. JEŚLI ZA ŻYCIA NIE WYKONAMY CZEGOŚ CO BYŁO NAM PRZEZNACZONE OD POCZĄTKU ZAZWYCZAJ DUSZA ZOSTAJE SZUKAĆ NOWEGO CIAŁA, DZIĘKI CZEMU BĘDZIE MOGŁA WYKONAĆ SWOJE ZADANIE. ZMIANA DUSZ W DEMONA NIE JEST DO KOŃCA JASNA. WIADOMO TYLKO, ŻE TAKIE DUSZE ZOSTAŁY ZRANIONE LUB URAŻONE ZA ŻYCIA TAK BARDZO, ŻE BÓL PAMIĘTAŁY DO DNIA ŚMIERCI." Skończyłam pisać i popatrzyłam znacząco na Emerald. 
"Chyba, że masz jakąś swoją hipotezę odnośnie tego. Lub ja coś źle zrozumiałam"-pokręciłam łbem i popatrzyłam na siostrę Alfy.


Eme ? Rosewind ? Brak weny ;-;

Event przedłużony

Uzyskałam zgodę Eme na prośbę Ako odnośnie przedłużenia eventu do soboty!


~Vichi

wtorek, 16 września 2014

Od Ako - Event cz. 6

Event cz. 1 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-1.html 
Event cz. 2 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-2_12.html   
Event cz. 3 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-3.html
Event cz. 4 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-4.html 
Event cz. 5 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-5.html

Wędrowaliśmy dalej głównym tunelem. Ani razu nie skręciliśmy w żaden z bocznych tuneli. Z niektórych dobiegały dziwne dźwięki, chichoty, odgłosy spadających kamieni... ale my szliśmy dalej, a Sick nadal coś liczył pod nosem.
Zastanawiałem się nad tym co nas tam spotka, czy ktoś z nas umrze? Jak będzie wyglądał ten Baron i czy w ogóle go zobaczymy? Co z tym moim grobem? Może zechce mi wyjaśnić? Pożyjemy zobaczymy jeśli w ogóle dożyjemy...
Idąc tak w milczeniu pogrążeni w swoich myślach z tego odrętwienia wyrwał nas krzyk Sick`a.
- TU! Doliczyłem się. - powiedział z dumą. - 1001!
Spojrzeliśmy w skazany przez niego tunel. Niczym się nie wyróżniał. Było w nim ciemno tak jak w pozostałych. Wejście było równie niestarannie wykopane i nie wydobywały się z niego żadne dźwięki. Jednym słowem - niczym się nie wyróżniał.
- Jesteś pewny? - spytałem.
- Na 101% - odparł Sick.
- A więc w drogę! - powiedział z zapałem Jeff
Kelzan mnie pchnął ku dziurze. Tak jakby chciał powiedzieć że ja mam iść pierwszy.
- Ejejej! Może zanim mnie tam wepchniecie to wyjaśnicie mi dlaczego mówicie na ten tunel 'Dnem piekła'?
- Dobra... a więc... Kelzan zechcesz? - spytał Sick.
On zabrał kamyka, podszedł do tunelu i chciał już rzucić tam ten kamyk, kiedy Jeff wraz z Sick`iem wepchnęli go z całej siły. Przestraszyłem się trochę i mimowolnie zrobiłem pare kroków w tył.
Usłyszałem zduszony krzyk czarnego wilka a po jakiś 20 sekundach krzyk się urwał. Więc albo był już martwy albo po prostu przejażdżka w dół się mu skończyła. Ale najwyraźniej oni nie zwracali na niego uwagi i mieli z tego niezły ubaw. Śmiali się na całego. Po paru minutach przestali i spojrzeli na mnie wymownie.
- To już wiem dlaczego akurat tak się to nazywa... kto teraz? - spytałem mając nadzieję że nie ja.
Ale gorzej mylić się chyba nie mogłem. Po ich wzroku z łatwością można było stwierdzić że teraz ja...
- Proszę nie róbcie mi tego.
Ale oni wepchnęli mnie siłą w ciemność. Na początku usiłowałem się ratować przed zsunięciem stromą powierzchnią w dół. Ale nie udało mi się zbyt długo... w końcu z krzykiem zacząłem się zjeżdżać w dół, w ciemność.


Te sekundy ciągnęły się jak minuty. Oddalałem się coraz bardziej od źródła światła i wpadając nieodwracalnie w głąb na samo dno skąd nie ma powrotu. To już wiadomo dlaczego nikt nie wrócił z tego miejsca.
W końcu uderzyłem zadem w twarde podłoże i potoczyłem się kawałek. W nieogarniętej ciemności widać było tylko parę złotych oczu Kelzana.
- Hejo. Fajnie że żyjesz. - stwierdziłem z lekkim uśmiechem choć wątpię żeby on go dostrzegł w takich ciemnościach.
Basior milczał wymownie... Nagle usłyszeliśmy wesołe krzyki. To zapewne Sick z Jeffem spadali by do nas dołączyć. Niezły mieli ubaw. Nagle poczułem jak coś kościstego wbiło się we mnie.
- Sorka. - powiedział winowajca.
Po głosie rozpoznałem biało-czarnego basiora, a dosłownie 2 sekundy później wpadł we mnie Jeff.
- Ups.
- Dobra starczy tego. - powiedziałem. - Co teraz? - spytałem.
Odpowiedziało mi milczenie. Chciałem odszukać ich par oczu ale widziałem tylko złote gały Kelzana. Najwyraźniej tylko ona miał takie 'dołujące' oczyska. Ale nie to było najgorsze... uświadomiłem sobie coś.
- CO!? To wy nie wiecie co teraz?! - wrzasnąłem.
- No nie... w wskazówce było tylko napisane co mamy robić do tego momentu... musielibyśmy znaleźć kolejną tablicę ze wskazówką...
- Inteligencja do potęgi tęgi ponadprzeciętnej! Nie no brawo! - wrzasnąłem.
- Wyłazi z ciebie demon. Ako. - stwierdził ze zadowoleniem w głosie Sick. - Wiedziałem że tam w środku jesteś taki kochaniutki.
- Nie wpieniaj mnie!  Na prawdę się wkurzyłem! I gdybym tylko cię mógł dostrzec rozerwałbym cię na strzępy! Ty suko! - podsumowałem.
Kelzan i Jaff zapewne w milczeniu się nam przysłuchiwali.
- Ale ładnie to ująłeś tylko zapomniałeś o szczególik... - stwierdził.
- Co niby?
- Jestem płci męskiej. Basiorem, wilkiem. A ty powiedziałeś do mnie 'suko'.
- A no fakt. Wybacz. - powiedziałem łagodnie ale potem dodałem z furią. - Ale to niczego nie zmienia! TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE! - wrzasnąłem.
 Jednak tego co się później stało nikt nie był w stanie przewidzieć. Moje ostatnie dwa słowa odbiły się głębokim głośnym echem które narastało i narastało. Nie cichło lecz przeciwnie. Było coraz głośniej. Powoli i skutecznie było coraz głośniej. Nie mogliśmy wytrzymać tego potężnego hałasu. Miałem wrażenie jakby uszy miały mi zaraz pęknąć. Mimowolnie zacząłem się błyskawicznie przemieniać w różne formy zwierząt. Od Potężnego smoka aż po drobne ptaszki i robaki. Cała nasza czwórka nie znosiła dobrze tego wysokiego dźwięku.
Słyszałem jak kamienie zaczęły spadać. Zapewne to sufit się walił. Usłyszałem jak Sick coś wrzeszczy ale nie zrozumiałem. Jedynie pojedyncze litery zrozumiałem.
- P#ZE#R#SZ#M! - tylko tyle zdołałem zrozumieć w tym hałasie narastającego dźwięku. - #R##P#A##A#! - ponownie to samo słowo wrzasnął.
Ale jednak nie miałem w tej chwili zbyt trzeźwego umysłu aby rozgryźć o co chodzi.
- CO!? - odkrzyknął.
W chwilę później poczułem na swym karku łapę, zapewne Sicka, który nieudolnie próbował mi coś powiedzieć. Potem usłyszałem okropny ból, gdyż dźwięk nadal był niemiłosiernie wysoki a sufit coraz bardziej się walił. Usłyszałem też krzyk Sicka, który darł mi się dosłownie do ucha.
- PRZEPRASZAM! - wrzasnął.
Tym razem usłyszałem. Zdziwiłem się. W takiej chwili myśleć o przeprosinach? Chore... ale no cóż... ludzie jak i wilki w sytuacjach kiedy grozi im utrata życia robią różne rzeczy.
Wymacałem jakoś i jego ucho i zadarłem się mu:
- Przeprosiny PRZYJĘTE! I ja ciebie TEŻ PRZEPRASZAM! 
- Przeprosiny PRZYJĘTE! - odwrzasnął mi.
Nagle stało się coś dziwnego... wszystko nagle ucichło. Sufit przestał się walić a pochodnie zapaliły się jasno, że musiałem na chwile przymrużyć oczy aby się przyzwyczaić do tej jasności. W uszach wciąż mi dzwoniło...

< C. D. N. >
O mój BOŻE! Ja nie wytrzymam już dłużej ze sobą Dx To miała być ostatnia część tego wątku ale wyszło tak jak wyszło... jutro więc będę musiała bezdyskusyjnie napisać część 7 - ostatnią. 7 to moja szczęśliwa liczba więc zobaczymy jak to będzie ^^

poniedziałek, 15 września 2014

Od Interlunar C.D. Matt'a - Event


Niczym torpeda rzuciłam się na kluczyk i chwyciłam go do pyska a po chwili spojrzałam na skrzynkę która siedziała na trybunach rozradowana rozlewem krwi(chyba obeserwowała jak człowiek żywcem rozrywa na członki drobnego liska... ale pomińmy ten fakt).
- Ty, wredno skrzynko! DO NOGI! - wymamrotałam, bo nie chciałam puszczać kluczyka
- CHESTER! - wykrzyknął basior
A no.. rzeczywiście... zapomniałam - ta skrzynka to Chester, głupia ja(XD). 
Jednakże skrzynka posłusznie i bez oporu przedarła się przez zażenowany naszym "nie odpowiednim zachowaniem" tłum duchów. Dopadła mych stup... fuu. Szkoda że nie "Padła u mych stup", byłoby o niebo lepiej. Szybko jednak się schyliłam i włożyłam kluczyk, ale niewygodna pozycja utrudniała mi jego przekręcenie(czyli przekręcenie mojej głowy).
- Matti... dopomóż mi. - znów wybełkotałam
On jednak zanim mi pomógł podbiegł od tyłu do skrzynki(wolno to tak od tyłu nachodzić? XD), i sprawdził ile nam czasu zostało.
- Jeszcze sporo czasu... jakieś... pół godziny? - oznajmił
- Ty się mnie pytasz? - *bulwers*
- No... tak na oko. - sprecyzował
- Na oko... na oko to wilk ma cztery nogi(oryginalna wersja mojej nauczycielki od matmy: "Na oko, na oko to chłop ma łeb w szpitalu" XDD). - mruknęłam 
- Ojejku, jejku... - pokazał mi język
- HieuHieuHieu! - zachichotał Chester - Wy to jednak jesteście porąbańcy.
- Uznam to za komplement. - zaśmiał się Matt.
- A ja nie koniecznie, no pomóż no! - krzyknęłam puszczając kluczyk i pozostawiając go w dziurce do klucza.
- Ale ty to obśliniłaś! - oznajmił podchodząc
- Rzygam tęczę wiesz?! - chciałam już wracać do domu a nie... wysłuchiwać "komplementów" skrzynki i marudzeń Matta, a o swoich narzekaniach to już nie wspominam.
Matti zachichotał po raz ostatni i... przekręcił kluczyk.
Świat zawirował. Poczułam w brzuchu dziwne łaskotanie. Nie widziałam kompletnie nic, ani basiora, ani Chestera - a co do tej skrzynki, to była raczej przyjaźń w jedną stronę, że to tak fachowo ujmę XD - nawet ciemności, to było nic, a skąd to ja wiem? Nie wiem... miałam takie przeczucie.
Obudziłam się nagle na trawie... ptaki śpiewały, wiatr szumiał delikatnie, a od ziemi czuć było wilgoć.
- Wstawaj. - usłyszałam głos wilka
Otworzyłam oczy i pierwsze co zauważyłam to był Matt - uśmiechnięty od ucha do ucha. Wstałam, on nagle spojrzał w bok, ja też to zrobiłam. Patrzyliśmy na skrzynkę... otwartą już ale coś w niej było. Podszedliśmy powoli...
(A tak w ogóle to byliśmy przy granicy Zakazanego Lasu, czy jak to było, bo już tego terenu ni ma! xd)

<Matti? Masz coś jeszcze do powiedzenia? Do dodania od siebie po za eventem? ;p >
<KONIEC EVENTOWEGO OPOWIADANIA>

Od Ako - Event cz. 5

Event cz. 1 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-1.html  
Event cz. 2 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-2_12.html 
Event cz. 3 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-3.html
Event cz. 4 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-4.html

Obrzuciłem wzrokiem Kelzana, a on mnie. Był nieco mniejszy niż Sick, ale bardziej wychudzały niż jego biało-czarny kumpel, jeśli to w ogóle to możliwe. Chyba że tak mi się wydaje przez jego czarny kolor. Podobno pochudza ^^. Wracając do rzeczy. Czarny wilk nie był raczej zachwycony moją osobą. Zrobił minę jakby podano mu naprawdę niesmaczną kolację obrośniętą pleśnią...
- Po co ci on? - spytał Kelzan. - Nie lepiej go zjeść? - spojrzał na Sicka błagalnym spojrzeniem, jak małe dziecko które prosi aby mama kupiła mu jego wymarzoną zabawkę.
Ja lekko mimowolnie zadrżałem.
- Nie. - odparł krótko.
Odetchnąłem z ulgą. Będę żywy. Do czasu... w końcu czeka nas jeszcze ten tunel...
- Dobra to idziemy. - powiedział ponaglająco Sick.
Po tych słowach ruszył przed siebie, a ja zanim. Jednak czarny basior stał nadal i spytał:
- Gdzie?!
- Na dno piekła. Już czas. - odrzekł z uśmiechem.
Kelzan bez słowa ruszył za mną. A ja byłem ciekaw dlaczego 'dno piekła'? Było to gdzieś głęboko? Ale jeśli nawet to skąd to wiedzą? Może po prostu spytam?
Szliśmy gęsiego tunelem który był zbyt wąski abyśmy mogli iść obok siebie. Prowadził prosto, nie pod górkę ani z górki(z górki na pazurki ^^). Więc to nie wyjaśniało nic a nic... rozejrzałem się w około aby sprawdzić czy tunel się zmienił. Słusznie postąpiłem, gdyż teraz nie wędrowaliśmy już przez wilgotne, podmokłe tunele lecz suche, choć nadal wykute w kamieniu. Było ty duszno i parno. U sklepienia gromadził się dym z pochodni. A co do tych naszych pochodni to nadal były porozmieszczane ze starannością. A końcu zdołałem zebrać się aby zadać pytanie które mnie drążyło.
- Sick... - zacząłem.
- Hm? - odmruknął.
- Dlaczego powiedziałeś na to miejsce do którego zmierzamy 'dnem piekła'?
Biało-czarny wilczur tylko spojrzał w moją stronę z zachwyconą miną która mówiła 'sam zobaczysz'. Boże.. czemu nie może po prostu mi tego wyjaśnić?
Tunel nie był już tak skrętny a co paręnaście metrów były otwory do kolejnych tunelów. Sick coś liczył pod nosem. Może liczył odbiegi od głównego tunelu?
No cóż szliśmy i szli jak bezdomni szukający domu... ale wtem w oko wpadł mi jakiś dziwny czerwony kształt uschniętej trawy... dość dziwnej czerwonej trawy? Sick zapewne też to zauważył ale nie zatrzymał się tylko ruszył szybciej. W końcu w świetle pochodni zauważyłem ciemnoszarego wilka, a moja niby 'trawa' to były jego włosy. Ale wtopa...


- JEFF! - krzyknął Sick biegnąć.
Najwyraźniej go też znał i to chyba dość dobrze. Jak byliśmy już obok niego to można było zauważyć że ma równie czerwone oczy jak jego grzywa.
- Hejo Bracie. - powiedział nijaki Jeff podnosząc się. - Gdzieś ty był z tym Kelzanem?
- Tu i tam. I przybył do nas nowy. Zwie się Ako. - stwierdził Sick wskazując na mnie.
- Jestem Jeffree ale wolę Jeff.
- Miło mi. - powiedziałem.Wilk spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem...
-  Poczekajcie. Wyjaśnię wszystko Jeffowi. - powiedział Sick i poszedł na osobność z czerwonowłosym wilkiem.
Spojrzałem na Kelzana. Chyba nie był zbyt zadowolony z spotkania z Jeffem... chyba się nie lubili. Nawet się nie przywitali...
Po chwili Sick i Jeff skończyli rozmowę i po ponownym ustawieniu się gęsiego ruszyliśmy dalej. Tym razem w następującej kolejności licząc od wilka który był na przedzie: Sick, Jeff, Ako czyli ja i Kelzan.
- Kolejnych uczestników wycieczki nie przewidujemy więc jak coś podejrzanego zauważycie to krzyczcie! - stwierdził Sick prowadzący naszą wyprawę.
Potem szliśmy w milczeniu. Ale tam idąc w ciszy przypomniałem sobie coś.
- Ej! - wrzasnąłem.
Sick i reszta zaczęli wytężać wzrok i się oglądać. W końcu spojrzeli z wyrzutem na mnie.
- Widziałeś coś AKO? - spytał Kelzan.
- Heh... wybaczcie, zapomniałem. Chodziło mi o to że mieliście, raczej tak powiedział Sick... - dodałem. - opowiedzieć o 'Sali Samobójców'.
- Niegrzeczne szczeniaczki nie dostają bajek na dobranoc. - stwierdził ironicznie biało-czarny basior.
- Ej no... PROSZĘ. - poprosiłem ładnie ^^
- Dobra no zaczynamy... - powiedział.
- ...A wiec... - przerwał Jeff.
- ...Sala samobójców słynie z tego... - dopowiedział Kelzan.
- ... że każdy kto do niej wejdzie choć na chwile czeka go rychła śmierć... - dokończył Sick. - Niektórzy umierali w niej natychmiast, a ich przeraźliwy krzyk niósł się echem korytarzami tego podziemnego świata głosząc iż odszedł z świata żywych kolejny w wilków. Niektórzy zaś wychodzili stamtąd żywi aby umrzeć na oczach innych wilków...
- Lecz to nie były takie tam zwykłe umieranie - dopowiedział czerwonooki wilk. - to było konanie z klasą... najczęściej takie wilki słyszały głosy w głowie i po prostu chciały bardziej umrzeć niż dalej je słyszeć. Często skakały do jeziora lub wierciły sobie tępymi kamieniami dziury w łbie. Ale z czasem Baron urozmaicił uśmiercanie...
- i dopiero w tedy to było prawdziwe umieranie z klasą... - wyszczerzył się mówiąc to Kelzan. - Oj tak... niektórzy jednak umierali dość śmiesznie tak jak nasz wesoły Ikok. Biedak zmienił się z białego diplodoka z czaszką zamiast pyska, na szyi miał 'tęczę' a na grzbiecie tęczową, stercząca jak u Jaffa grzywę, również w kolorach tęczy. Miał też antenki i rzygał dropsami do puty do puki nie wyrzygał wszystkich swoich wnętrzności...


- To było najlepsze chyba. - powiedział z śmiechem biało-czarny wilk. - ale był też basior który pomału z i wielkim bólem zmieniał się z kościotrupa... zaczęło się od łba...


...ale potem było tylko gorzej. W końcu skończyło się tak że przebiegł ze 300 metrów korytarzami jako kościotrup i się rozpadł...


- No... ale był też taki jeden... - powiedział Jaff - który wybiegł z Sali Samobójców, ryknął coś i się rozpruł wzdłuż pozostawiając po sobie tylko wnętrzności...


- Ale była też taka która zamieniła się w mgłę. - stwierdził z zapałem czarny basior - Biedaczka. Nie chciała umierać i zahaczyła pazurami o podłoże bo miała wrażenie i ci co to widzieli że ją jakaś niewidzialna moc ciągnie... Ale i tak w końcu się rozpłynęła w nicość...


- Przypomniałeś mi o takim wilku któremu przez oczy wysączał... wyparowywał czy jak to można określić taki czarny dym... na końcu kiedy zmienił się całkiem w ten dym zaśmiał się szyderczo... - opowiedział dość krótko Sick.


- Ale nic chyba nie przebije pewnej uroczej wilczycy która po prostu, z gracją zamykając oczy wyskoczyła z tej Sali i się rozpadła na jakieś strzępy...


- To tyle. - podsumowała Sick. - I tak zadowolony z bajeczki?
- I to jak. - stwierdziłem.
Z jednej strony moja wyobraźnia została pobudzona do działania i horyzonty sposobów śmierci się poszerzyły, a z drugiej żal mi tych wszystkich wilków i wilczyc które straciły w tej Sali Samobójców życie...

< C. D. N. >
BOŻE! zmarnowałam tą część na bajeczkę o wilkach które umarły w sali samobójców xD Ale to jest raczej już przedostatnia cześć mojego niekończącego się cyklu ;_; Nareszcie... do środy powinna się pojawić ostatnia-finałowa część Eventu! Jeśli ktoś wytrwał do końca tego opka to powinien też wytrwać do końca całego cyklu ^^

niedziela, 14 września 2014

Od Cheroona c.d. Vichi

- Tak! Spotkałem niedźwiedzia!- krzyknąłem trochę zdenerwowany.
" Spokojnie, po pierwsze dlaczego niedźwiedź Cie podrapał. Musiałeś mu coś zrobić."
- Szedłem sobie spokojnie i rzucił się na mnie!- znów krzyknąłem. Vichi chyba nie lubiła jak się na nią krzyczy i drapnęła mnie po pysku na którym powstały nowe rany.
- Sorry...- powiedziałem potulnie - Nie wiem co się ze mną teraz dzieje. Czuję się jakby wstąpił we mnie jakiś duch rządny morderstw i krwi.-
" Yyy... Okej." powiedziała powoli.
- Dobra miałem Cie zaprowadzić do tego miejsca gdzie znalazłem kamień.- rzekłem ruszając.

< Vichi? Krótko bo ide pomagać mamie XD>

UWAGA!

Wiem, że dużo się ostatnio dzieje i zmienia.
Otóż zmieniłam i rozpisałam zasady, proszę wszystko przeczytać i jeśli czegoś tam brakuje to proszę napisać w komentarzu.

Emerald

Powitajmy Melissę!



Imię: Mellisa
Wiek: 5 lat
Płeć: Wadera
Moce: Niewidzialność, czytanie w myślach
Rasa: Wilk Wiatru
Charakter: Mellisa to dość nerwowa wilczyca. Nie lubi jak ktoś się z nią droczy. Bardzo wrażliwa wadera lecz jeżeli ktoś powie jej coś niemiłego, spływa to po niej. Rodzinna i zabawna. Potrafi być romantyczna, nie lubi niespodzianek. Działa impulsywnie.
Partner: Brak
Zauroczenie: Brak
Potomstwo: Brak
Hierarchia: Omega
Specjalizacja: Wojowniczka
Właściciel postaci: MarryBlood

od Layli

Podczas tygodniowego pobytu w górach w Alasce przeżyłam wiele przygód.Jedna z nich opowiem dzisiaj.
Pewnego mroźnego ranka wyszłam z jaskini.Zaspa śniegu spadła mi na głowę.Dobrze mi to zrobiło bo byłam jeszcze zaspana.Widok z góry był piękny.U jej podnóża pasło się stado karibu.Postanowiłam na nie zapolować bo głód bardzo mi doskwierał.Podczas schodzenia ze szczytu usłyzałam za soba szelest.Obruciłam się a tam nikogo nie było.
-Chyba mi się przesłyszało -pomyślałam
Gdy nagle rozległ się koło mojego łba donośny ryk.
To był lodowy niedźwiedź.Najeżyłam się.
-Odejdź stad-krzyknęłam
Ale on chyba nie rozumiał i szykował się do skoku na mnie.Wiedziałam,że to walka o życie.Rzuciłam się na gardło zwierza,szamotajac się lekko.Na szczęście zabiłam go i nie musiwłam już polować na stado reniferów.
-BeautAce byłby ze mnie dumny-pomyślałam z uśmiechem na pysku.
Uradowana wróciłam ze swoja zdobycza do jaskini

Od Cheroona C.D. Emerald

Siedziałem i słuchałem opowiadań Emerald o swejej przeszłości. Gdy nagle wypowiedziała te słowa: "urodziłam się w Sparcie". Chociaż myślałem o tym cały czas słuchałem też jej. Po zakończonej historii nie mogłem się już powstrzymać.
- This is SPARTA!-
Wadera zaśmiała się przyjaźnie.
- Jeżeli jeszcze nie masz dość, to mogę Ci opowiedzieć swoją historię.-
Emerald pokiwała łbem.
- A więc... Urodziłem się w górach daleko, daleko na północ. Moja rodzina nie była za bardzo szczególna. Miałem mamę, tatę oraz brata. Było tam dosyć spokojnie. Lubiłem bawić się z bratem, często szukaliśmy skarbów lub ścigaliśmy się w powietrzu. Lecz pewnego ranka gdy się obudziłem zrozumiałem, że coś jest nie tak. Rodzice krzątali się po jaskini. Wszędzie czuć było napięcie. Dopiero później mama wytłumaczyła mi, że mój brat przeszedł na złą stronę mocy, że tak to ujmę. Net, bo tak miał na imię często przychodził do jaskini i rozpoczynał bójki ze mną lub z ojcem. Radziłem sobie z nim lecz mój ojciec nie bardzo, był chory. Pewnego razu wstałem i zobaczyłem rodziców leżących w kałuży krwi przed wejściem. Stał nad nimi Net. Bardzo się wtedy zdenerwowałem i... zabiłem go.- powiedziałem z dreszczami na plecach.- Po tym czynie nie wiedziałem co z sobą zrobić, ciągle błąkałem się po górach myśląc o krwi brata którą splamiłem sobie reputacje.-

<Emerald? Jak historia to historia :3>

Jubileusz!

Niniejszym ogłaszam, że (pomijając ten) mamy równo 1000 postów! Gratuluję i oby tak dalej. Wspólnie dobijemy do 2000 i wyżej... Tak więc dziś jubileusz, świętujmy. Macie torta.



~Glimmer

Od Matt'a c.d Interlunar - Event

 Błądziłem po arenie w poszukiwaniu jakiś pomysłów. I wtedy zauważyłem bazyliszka zjadającego ogromną padlinę.

- Wiesz, że pazury bazyliszka mają w sobie silną truciznę, hm? Rzuciłem do Interlunar.
- A co niby...aaa. Inter zrozumiała o co mi chodzi.- Na tyle silną, że może powalić ducha... mruknęła wadera. - E-e geniuszu! Bazyliszka się praktycznie nie da zabić. Tylko jego wzrok jest dla niego śmiertelny!
- No to musimy znaleźć jakieś dobre lustro. I znów błądziłem wzrokiem po polu.Inter zaczęła mi się przyglądać.
- Co? Spojrzałem w jej kierunku.
- Ściągaj zbroję.
- MOJĄ zbroję?!
- Tak. Twoją zbroję. Interlunar przecedziła każde słowo. Nie chciałem rozstawać się ze swoim pancerzem. Tak naprawdę tylko dzięki niemu żyję. No, może trochę też dzięki Inter, ale do tego wrócę później. Zrzuciłem z siebie cały pancerz, w którym wadera zaczęła się przeglądać.
- Idealnie.Interlunar wyciągnęła ze stosu najgładszą część zbroi. Korpus. Tylko był jeden problem. Ktoś musiał go przytrzymać by lustro nie upadło na ziemię( I w cale nie zamierzam to być ja!) wiec Inter obsadziłem w rolę przynęty (Tak tak, jestem okrutny :3)
***
Plan był raczej prosty. Inter musi wymierzyć bazyliszkowi sprawiedliwość, a ja mam ją odsłaniać przed niespodziewanymi ,,gośćmi" Gdy tylko wadera stanęła mu na przeciw, bazyliszek wrył spojrzenie w korpus. Tym czasem ja odganiałem kilka natrętnych gryfów.
-Eee...Matt!? Głos Inter był niepewny i lekko przerażony. - Dlaczego to nie działa!? Wrzasnęła w moją stronę. Odwróciłem się i zobaczyłem jak na korpusie pojawia się kamienny osad. Interlunar miała rację. Moja ukochana zbroja powoli zmieniała się w kamień.
- Czas na plan ,,B"! Wyrwałem kawałek materiału z tuniki jednego z Minotaurów i zacząłem się skradać do bazyliszka. On nawet na mnie nie spojrzał. Był zajęty moją brudną od krwi pełną wgnieceń zbroję. Gdy tylko dostatecznie zbliżyłem się do bazyliszka wskoczyłem mu na dziób i zawiązałem mu kawałek tkaniny na oczach. Chyba mu to się nie za bardzo spodobało bo zaczął wierzgać.
- I co ty teraz chcesz z nim zrobić? Interlunar rzuciła skamielinę mojej zbroi na piach i podbiegła do mnie.
- Jak to co? Za dobrym rzeźbiarzem to ja nie jestem, ale posążek barona chyba mogę zrobić. Po tych słowach poklepałem potwora po dziobie (Który chyba się już pogodził z losem bycia mojej własnej machiny śmierci i zniszczenia.)
Zaprowadziłem mojego nowego kumpla w stronę Mulgarada.
- Ach...to znowu wy!? Burknął Baronik głaszcząc swoje nowo nabyte piórko.
- Przyszliśmy tu dać ci prezent. Odpowiedziała mu Inter. - Chcemy bardzo przeprosić że pana najechaliśmy. Oto Zenek. Podwórkowy stróż wielkich skarbów i duchowych Baronów. I w tej chwili odsłoniłem chustę, a nasz Zenek rzucił się na pierwszą istotę, którą zobaczył. Na Mulcia. Ale zanim dobiegł do ducha, on został przestraszonym, bardzo szkaradnym, posągiem. Tylko jeden przedmiot w jego posiadaniu nie zamienił się w skałę. Na szyj posążka wisiał złoty kluczyk z niebieskim kryształem w kształcie oka Chestera.
                                         (Inter? Chyba wiesz co robić)

NOWE TERENY!

Całkowicie zmieniłam tereny naszej watahy! Mam nadzieję, że Wam się spodobają.

~Wasza alfa, Emerald

Od Ako - Event cz. 4

Event cz. 1 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-1.html Event cz. 2 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-2_12.html
Event cz. 3 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-3.html


Czułem że leżę na czymś wilgotnym... powoli, jeszcze senny i oszołomiony zacząłem otwierać oczy. Zobaczyłem nad sobą jakość biało-czarną plamę...
- Roy? Trochę posiwiałeś. - powiedziałem zaspanym i kpiącym głosem. - Miałem zwariowany sen... wyobraźnia płatała mi figle... śniło mi się że byłem na jakimś cmentarzu, widziałem swój grób. Rozumiesz? Mój własny grób. Potem ziemia mi się zapadła pod łapami... szedłem jakimś tunelem, widziałem jakiegoś biednego wilczura... to było takie realistyczne... powiedział żebym jakiejś waderze przekazał, że jest skończona k*rwą i suką. A wiesz co jest w tym najlepsze? Nie powiedział mi jak wygląda. I co ty na to? - powiedziałem. - powiesz mi co wyczyniałeś że masz takie jasne furto?
Usłyszałem chichot, który na pewno nie należał do Roy`a... Mrugnąłem pare razy... wzrok na reszcie mi się wyostrzył. Nade mną nie stał roześmiany Roy tylko... jakiś biały basior z czarnymi plamami pod oczami.
Pamięć pomału mi wracała. Rozejrzałem się wokoło. Byłem nadal w tym podziemnym świecie, paręnaście metrów dalej było jezioro, z którego było jeszcze słychać odgłosy rozczarowanej bestii, a nade mną nadal stał roześmiany wilczur.
A więc... to wszystko to nie był sen. Na prawdę byłem na cmentarzu... na prawdę stałem nad własnym grobem... to wszystko zdarzyło się na prawdę.
- Na prawdę tu jestem czy może to sen na jawie? - spytałem wilczura.
On wybuchnął śmiechem, ale to był taki normalny śmiech nie taki co wydawał tamten basior. Gdy się trochę opanował powiedział:
- No pewnie że na prawdę, z choinki się urwałeś czy co? - powiedział wilk, ale to był nieco dziwny głos jak na basiora.. taki kobiecy... przypominał mi głos wilczycy, która krzyczała abym uciekał i nie patrzał w oczy tego czegoś. - Jak chcesz mogę cię drapnąć*, jak nie wierzysz.
- Gdybyś mogła to byłoby miło.
Wilczyca z uśmiechem drapnęła mnie w przednią łapę.
- Auć, to był sarkazm. - powiedziałem.
- Wiem. - stwierdziła szczerząc się. - Ale nie mogłem się powstrzymać. - kiedy to mówiła, ja się podniosłem z ziemi.
- To ty mnie uratowałaś? - spytałem.
- Num, a niby kto? Am... chwila czy ty powiedziałeś 'uratowałAŚ'?
- No tak... a co? - spytałem nieco zdziwiony
- Jestem basiorem.
- A głos? - spytałem ponownie.
- A! Zapomniałbym. Heh... - odchrząknął pare razy i przemówił głosem, ale tym razem głosem basiora. - Lepiej?
- Lepiej.
- A co się mówi? - spytał.
- Am... nie rozumiem...
- Uratowałem ci życie ciołku. - stwierdził.
- A no fakt, dzięki.
- Ależ proszę. Polecam się na przyszłość. - stwierdził.
- Czy ty... - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem - Czy ty jesteś zdrowy psychicznie?
- Spytaj psychologa.
- Dzięki za radę... BOŻE!
- Co się stało? - spytał wilczur.
- Tak sobie gadamy a nawet się nie przedstawiłem. Akiko, ale mów mi Ako.
- Sick.
- Sick?
- Sick. A co? - spytał Sick
- Nic, tylko to jest nieco nietypowe imię...
- I?
- Nic, tylko mówię. - powiedziałem.
- To dobrze. - odrzekł.
- Tak się zastanawiałem... czemu chciałeś mnie zjeść? - spytałem zaciekawiony.
- CO?! Ja ciebie zjeść? Jaja sobie robisz, to CI nagle coś odwaliło i chciałeś wbiec do wody, a ja chciałem tylko cię od tego odwieźć bo sam już widziałeś co tam było.
- Ta? A ta rozdziawiona paszcza?
- Słucham? - zdziwił się. - A! To było ziewnięcie. - powiedział ze śmiechem.
- Aha... dobrze wiedzieć. - stwierdziłem a po chwili dodałem - musimy coś sobie wyjaśnić... to coś co w tedy wyłoniło się z wody nie miało oczu.
- A skąd miałem wiedzieć, przecież nigdy nie patrzałem. - powiedział szczerząc się.
- Am... spoko...
Nastała chwila ciszy. Sick obrzucił mnie wzrokiem od góry o dołu.
- Nowy tutaj?
- No, niestety.
- To witam w piekle. - powiedział Sick. 
- Już ktoś mi to mówił...
- Ten Basior co kazał ci przekazać że jestem skończoną k*rwą?
- No tak. Chwila... to byłeś ty? - spytałem.
- Życie mój drogi, życie.
- A... am... pomógłbyś mi się skąd wydostać?
- Chciałbym, ale no cóż nie da się.
- Jak to?
- Tak to. Znalazłem razem z takimi dwoma wszystkie tablice, ale wszystko wskazuje na pewno miejsce, z którego nikt nie wrócił żywy. - stwierdził.
- Ups... to przykro... ale jak nic nie zrobimy to i tak zginiemy.
- W sumie racja. To idziemy? - spytał.
- Tak teraz?
- Num. Po drodze odnajdą się jeszcze moi towarzysze.
- Dobra. - powiedziałem i poszedłem w najbliższy tunel.
- E! Nie tam! Tam jest Sala Samobójców!
- Co? - spytałem zdziwiony.
- Potem ci opowiem. Chodź za mną. - stwierdził a po chwili zniknął w tunelu po lewej...
Ruszyłem kuśtykając za nim. 
Szyliśmy w milczeniu, pokonując kolejne zakręty, kilometry drogą oświetloną przez pochodnie. Droga się dłużyła. Wtem z ciemności wyłoniła się para oczu. Nie było widać ich właściciela. Zatrzymaliśmy się. Po chwili z ciemności wyłonił się czarny wilk...


Również się zatrzymał. Ale tylko na chwile, potem z niesamowitą prędkością na swych długich kościstych nogach ruszył w moją stronę.


Zacząłem się cofać, gdyż wiedziałem że już nie zdążę uciec. Spojrzałem z nadzieją na biało-czarnego basiora, ale on tylko zrobił miejsce dla rozpędzonego wilczura. Czyżby chciał mnie tu zwabić tylko po to aby ten gościu odwalił za nią czarną robotę? Kiedy wilk był naprawdę blisko usłyszałem głos Sick`a który krzyknął:
- Stój!
W tedy czarny wilk wyhamował i tylko mi kłapną pyskiem przez nosem.


W tedy ten basior zwrócił swe złote oczy w stronę Sick`a i rzekł:
- Kto to?
- Ako. Nowy w piekle. - powiedział. Najwyraźniej go znał. - Przedstaw się mu.
Wilk odwrócił się spowrotem w moją stronę stronę i powiedział:
- Kelzan jestem.

 drapnąć* - w tym przypadku odpowiednik ludzkiego szczypnięcia. xD

< C. D. N. >
A wiec tak. To opko to w ponad połowie dialogi czego się sama po sobie nie spodziewałam. Przez co będę musiała napisać kolejną część tego niekończącego się wątku xD Powodzenia w czytaniu. c;

ZAGROŻENIA

Uwaga.
Ostatnio zauważyłam, że wiele osób nie udziela się ani nie pisze opowiadań. Myślę, że do tych osób należą Lili, Vanessa, Melissa, Layla, Sisi oraz Aqua.
Ostatecznie zostaniecie wygnane z watahy, jeśli w najbliższym czasie nie napiszecie opowiadania.

~Wasza alfa, Emerald

Od Uzuri - Event cz. 3


W ciele Mulgarada było mnóstwo ran a on mimo to nie padał. Byłam już zmęczona. Baron wykorzystał moją dekoncentrację, złapał mój miecz i odrzucił go na drugi koniec areny. Potem chwycił mnie za szyję ale nie. Coś chrupnęło a mój zad przeszył potworny ból. Drań urwał mi ogon.
~~~~~~
Dalsza walka nie miała sęsu. Cokolwiek bym zrobiła, on i tak był silniejszy. Pozostała jedna opcja: uciec. Tak, dobry pomysł i postanowiłam wcielić go w życie. Demon ciągle mnie trzymał, więc kopnęłam go w twarz. Złapałam jego wyłamaną szczękę z ziemi i wbiłam mu w klatkę piersiową. Ryknął z bólu a ja szybko capnęłam mój miecz i podbiegłam pod ścianę, szukając wyjścia.
~~~~~~
Baron ocknął się. "Wredna, parszywa su*a! Za*ebię cię jak robala! Ale wcześniej wsadzę ci w d*pę ten twój durny kawał stali!!!"-ryknął głos w mojej głowie. Ten koleś się nie patyczkował. Zbliżał się do mnie! Wbiłam miecz w ścianę i udało mi się cudem wybić w niej dziurę. Wślizgnęłam się w nią. Mulgarad był za duży by to zrobić.
~~~~~~
Zagrałam demonowi na nosie i pobiegłam tunelen. Wkrótce znalazłam się na cmętarzu. Ogon jakimś cudem mi odrósł. Przede mną leżała skrzynka, a obok niej list: "Imponujące. Jeszcze kiedyś się spotkamy".

KONIEC

EVENT "PRZEDŁUŻONY"

Przedłużam Event do 17.09.2014, chociaż wiem że miał być do 31.09.2014, ale to za dużo czasu, jak dla mnie. Więcej przedłużeń nie będzie, więc sprężajcie się ;)
I małym, skromnym druczkiem chciałabym oznajmić, że 22 października są moje skromne urodzinki >.<

~Wasza alfa, Emerald

sobota, 13 września 2014

Od Ako - Event cz. 3

Event cz. 1 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-1.html
Event cz. 2 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-2_12.html

Co teraz? Są jakieś opcje? Otóż są dwie: Pierwsza-poszukać wskazówek pozostawionych przez Barona, które są porozrzucane w całej sieci labiryntów... i pewnie tego jest trochę... więc sam raczej nigdy życiu nie znajdę tego wszystkiego... ale jest też druga opcja, która polega na tym że znajdę jakiegoś innego wilka. Ale no cóż, jest haczyk... z tego co mi się wydaje i co widziałem mieszkańcy tego piekła nie są zbyt przyjaźnie nastawieni i zamiast rozmowy z innymi wolą go zjeść... Więc jestem w kropce. A jak nic nie zrobię to skończę najpewniej jak ten nieszczęsny basior. I jeszcze pozostaje kwestia mojego grobu...
Rozmyślałem nad tym wszystkim idąc przed siebie.
- NIECH TO! - wrzasnąłem, a echo poniosło mój krzyk hen daleko krętymi korytarzami tego podziemnego świata. - Świat się na mnie uwziął do cholery czy co! Życie mnie nienawidzi?! - w rozpaczy krzyczałem, nie miałem nic do stracenia i tak byłem już trupem - Może jestem 'nie do przyjęcia'? Tylko tu mnie chcieli... do piekła z którego nie ma ucieczki! A mogłem popełnić to samobójstwo... teraz jestem chodzącym żarłem dla innych wilków...
Walnąłem z wściekłością, z całej siły łbem o ścianę tunelu. Lecz tu czekała na mnie niespodzianka, a jaka? Uderzenie bolało bardziej niż przypuszczałem. Co w tym dziwnego? Nic gdyby nie fakt że ściana nie była z ziemi, tylko z kamienia. Rozglądnąłem się. Po wcześniejszym niestarannie wykopanym w zmieni tunelu nie było śladu. Teraz stąpałem po wilgotnej powierzchni kamienia. Wilgotne też były ściany. Tunel był szerszy, a po bokach zwisały z góry stalaktyty przypominając kształtem sople lodu, a z dołu niczym małe grzybki pięły się ku górze stalagnaty. Były też równo porozmieszczane pochodnie...
- Dziwne... - stwierdziłem, pomału ruszając dalej.
Z każdym metrem teren był coraz bardziej podmokły. W końcu wody było tak dużo że nie było ani jednego suchego skrawka i sięgała mi po kostki. Moje kroki przedzierania się przez wodę przerywały dźwięki kapiącej wody. Potem poziom wody ponownie opadł. Lecz nie na długo.
Po jakimś kolejnym kilometrze drogi napotkałem na swojej drodze jezioro... dość obszerne i zapewne głębokie. Gdyby nie pare pochodni byłoby tu zbyt ciemno aby cokolwiek dostrzec. Ale było też coś co mnie niepokoiło.. tafla wody mimo iż nie było wiatru(bo niby skąd) nie była spokojna. Wydało mi się że ktoś lub coś, co sprawiało że woda nie była spokojna, było po drugiej stronie jeziora. Nie myliłem się.
W nikłym świetle pochodni zdołałem dostrzec łeb wilka wyłoniony z cienia głazu. Był to wilk o białej sierści, czarnych końcówkach uszu i równie czarnym pasie biegnącym od głowy zapewne, dalej wzdłuż ciała, które było schowane w cieniu. Miał też czarne plamy wokół swych turkusowych oczu, które zdołałem dostrzec z tej dużej odległości. Pił wodę...


Pomyślałem, że dobrze by było się gdzieś schować, ale było już za późno. Wilk mnie zauważył. Podniósł łeb. Nastawił uszu. Milczał. Wyszedł z cienia głazu ukazując kościste ciało na wysokich nogach. Pręga, która biegła od łba sięgała aż do końca ogona. Widać było że jest tu nie od dziś...


Podszedł do mnie, brzegiem jeziora, cały czas bacznie mnie obserwując. A ja stałem jak głupi nie wiedząc czy chce mnie zjeść, czy ma może wobec mnie inne plany... Kiedy się tak zastanawiałem on zdążył już podejść. Stanął i spojrzał w moje turkusowo-brązowe oczy. Milczał, i ja milczałem. Nie mogłem nic wywnioskować z wyrazu jego pyska... był neutralny. Otworzyłem pysk by coś powiedzieć, ale w tedy on otworzył szeroko swój pysk prezentując swoje białe kły i szeregi równie ostrych zębów.


Odebrałem to jako ostrzeżenie abym nic nie mówił i się stąd zmywał bo będzie ze mną źle...
Szybko się cofnąłem o pare kroków. Wilk zrobił tyle samo co ja, utrzymując tym samym odległość. Szybko się odwróciłem i zacząłem biec w stronę jeziora, chciałem przez nie przepłynąć. Nie zdążyłem zbyt daleko odbiec gdyż wilczur zagrodził mi drogę a potem skoczył w moją stronę zapewne z zamiarem zabicia, lecz ja zdołałem zrobić unik, a on pobiegł za mną.


Znowu skręciłem w stronę wody. Biegłem tak szybko na ile pozwalała mi chora łapa. Gdy wskoczyłem z pluskiem do wody usłyszałem na sobą głos jakiejś wadery:
- NIE! Życie ci nie miłe! UCIEKAJ!
Szybko zrozumiałem o co jej chodzi. Z wody uformowało się jakieś widmo podobne do wilka. Lecz nie miało oczu i było z wody.


- Nie patrz mu w oczy! - usłyszałem znowu głos za sobą.
Powiedziała lecz było za późno. Spojrzałem na oczy, a raczej na miejsce gdzie być powinny i poczułem dziwną senność... chciałem spać, robić cokolwiek byle się nie ruszać... choć tam w środku buntowałem się, chciałem uciekać, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a wodnista bestia była coraz bliżej.
Wtem poczułem mocne szarpnięcie, ktoś mnie siłą wyciągał z wody. Słyszałem też krzyk rozdrażnionej bestii... straciłem przytomność..

< C. D. N. >
Dobra... przyznam że cz. 3 nie wyszła tak jak to miało być.. to miała być ostatnia część, miało być więcej rzeczy związanych z Baronem, ale nie wyszło... ale dzięki miłosierdziu Emerald i Matt`a event został przedłużony i tym samym będę mogła spokojnie wszystko to co che wepchać ^^ Miłego czytania.
PS. Zmiana, nie będę mogła spokojnie tego co chcę wryć gdyż okazało się że konkurs jest do 17 a nie do 30 września.

Od Interlunar C.D. od Matta - Event


To co się działo było co najmniej... szurnięte.
Część to były wilki i inne 'dzikie' zwierzęta(duże koty itp.) a druga część to były... człowieki(xd). Sądziłam że to będzie wyglądać tak że oni wszyscy kontra(vs) my, ale całe szczęście to pył pojedynek... coś jak wszyscy kontra wszyscy - czyli kompletna rzeź. Przyznam że chyba wolę psychicznego pająka z manią "rozrywek" w postaci gier planszowych od rozrywek z starożytności.
Szybko rzuciłam się do ucieczki - nie mam zamiaru nikogo zabijać z powodu że ja sama chcę przetrwać, nie chcę się upodobnić do pająka psssychola. Jednakże nagle na mój łeb spadła... cała sterta piór. Wynurzyłam głowę ponad białe pióra i impulsowo sprawiłam za pomocą iluzji że wplotły się w moje futro - to oczywiście chwilowe rozwiązanie. I nagle przyszło mi do głowy jak je(pióra) nazwać, a mianowicie "Pierze ducha" lub "piórka ducha", albo nie! "Piórka niewidki niewinki"(XDD). To wszystko co wyżej opisałam trwało zaledwie chwilę. Teraz szybko się odwróciłam za siebie i zauważyłam Matta, który w swej zniszczonej i 'nieco' pokiereszowanej zbroi nie miał najwidoczniej zamiaru uciekać, wręcz przeciwnie - walczył z innym wilkiem. Zrobiło mi się nieco głupio, w końcu to ja go wcześniej zjechałam... ze nie ma ambicji. Jednak na chwilę mój wzrok przyciągnął nie kto inny jak sam baron który trzymał w ręce piórko i się mu przyglądał. Chyba zrozumiał o co chodzi, czyli ich zasadę działania. Dziwne było też to że wszyscy go unikali, a konkretniej walki z nim. Ciekawe... a może to dlatego że już umarł? Co z tego że znów... emm... wrócił do życia? Dobra, bez sensu... to pewnie temu że on nas tu ściągnął, ON STWORZYŁ TO MIEJSCE. Genialne i szalone, nie poznaję sama siebie.
Wtem ktoś się na mnie rzucił od tyłu i wgryzł mi się boleśnie w kark. Upadłam pod wpływem uderzenia i ciężaru. Zamknęłam mocno oczy. Pisnęłam z bólu. Nie widziałam napastnika ale to był chyba jakiś z kotowatych. Miał krótszy pysk i inny rozkład zębów oraz szeroki łapy z wysuwanymi pazurami które wbijały mi się w skórę i boleśnie raniły. Nie miałam siły wstać. Otworzyłam nieco oczy i starałam się przewrócić na grzbiet, ale wtedy przeciwnik przyjął inną technikę. Chyba stanął na dwóch łapach(jego wszystkie cztery kończyny były na mnie) i przednimi uderzył z wielkim impetem. Znów pisnęłam. Pewnie chciał złamać mi kark. Zrobił tak jeszcze dwa razy, gdy znów stanął/przycupnął na tylnych łapach ja chcąc to wykorzystać rzuciłam się do ucieczki. Przez chwilę miałam wrażenie że mam skrzydła, pędziłam(przez 4 metry ale to też się liczy *-*) i w momencie poczułam się tak jakby mi podcięto te skrzydła, ponieważ znów padłam na ziemię. To był ten sam ktosiek, chciał skończyć to co zaczął. Teraz rzucił mi się do gardła, nie ma to jak śmierć przez uduszenie, ale piórka uniemożliwiały mu nieco tej czynności. Dokładniej, przeszkadzały mu w dobrym zatrzaśnięciu się na szyi, bo gdyby to zrobił to by sobie pokaleczył piórami podniebienie. Mimo wszystko nie puszczał. Pomału, ale sukcesywnie starałam się przewrócić na grzbiet. Niektóry sądzą że to samobójczy ruch bo odsłania się delikatny brzuch, ale trzeba być nieco sprytniejszym i zwinniejszym niż przeciwnik i ma się wygraną kieszeni, PFFU! W łapie. Ustawiłam łapy w takiej pozycji, że teraz tylko jeden gwałtowny ruch i mój plan się spełni. Przez sekundę trochę mnie zemdliło, powietrza zaczynało mi najwidoczniej brakować.
*GŁĘBOKI I SATYSFAKCJONUJĄCY ŁYK POWIETRZA!*
- NIE UDŁAW SIĘ PRZYPADKIEM MENDO. - burknęłam wyjątkowo głośno jak na moje i tak spore niedotlenienie i szybko przewróciłam się na bok a z boku błyskawicznie na plecy.
Przeciwnik nie puszczał wiedział najwidoczniej że zaraz padnę, ale jego nos i czoło dotykały już praktycznie ziemi(takie rzeczy się wie, intuicja). Wykonałam kilka ruchów, tak jakbym się tarzała w ziemi. Kurz się uniósł wystarczająco wysoko aby podczas wdechu zdołał się.. "zachłysnąć". Momentalnie puścił i odskoczył do tyłu z kaszlem, kaszlał tak jakby miał zaraz wypluć płuca. Ten widok od razu dał mi takiego kopa że się rzuciłam na rysia... tak to był ryś, nie znoszę rysiów... Z PIEKIELNYM RYKIEM. Ale zdołałam zrobić tylko jeden wielki sus i stanęłam z rozstawionymi szeroko łapami i dyszałam. To jednak wystarczyło aby ryś uciekł... i rozsypał się w złoty pył("Złoty Kompas", tak wiem, bardzo wow XD). Wtem podbiegł do mnie cały w cudzej krwi Matt. Skąd wiem że w cudzej? Za bardzo się uśmiechał.
- On... to znaczy baron... Stwo... rzył to... miejsce. - wysapałam - A przynajmniej tak sądzę, bo unikają go jak ognia. - usiadłam czując pulsujący bój w karku, wciąż dysząc.
- Czyli to miejsce nie może istnieć bez niego? - spytał nie zwracając najmniejszej uwagi na mój stan fizyczny
- Genialne... - oznajmiłam, miałam to gdzieś że to było pytanie. - Czemu to ja na to nie wpadłam? To co? Mamy jakiś plan? Tylko bez żadnego "Wygramy". - mówiłam pomału odzyskując siły i czujna, aby ktoś się znowu na nas... to znaczy na mnie nie rzucił(Matt się sam rzuca więc nie można zaliczyć go do osób, na które się rzuca XDD. *logik*).

< Matt? Epic porażka Interlunar = epic walka, zadowolony? XD A tak w ogóle to ja osobiście jestem bardzo zadowolona z "jakości" tego opka. ^-^ >

Od Emerald

Chyba nic już nie mogło zepsuć takiego wieczoru jak ten, a jeśli nawet, to dalej byłby tak wspaniały jakim jest teraz. Było dosyć chłodno, szczególnie nad jeziorem, takim jak to, nad którym teraz siedziałam. Znajdowało się na polanie z mnóstwem polnych maków, których i tak nie było widać wśród ciemnego płaszczu nocy, posypanego drobniutkimi gwiazdami. W powietrzu latało mnóstwo świetlików, które pięknie wraz z księżycem w pełni odbijały się w powierzchni wody.
- nie lubię tej "muzyki" świerszczy - szepnęłam z odrazą w głosie do Vichi, która siedziała obok mnie.
"Jak tam chcesz, dla mnie to wszystko jest piękne" - odpowiedziała.
- I ten rechot żab jest jeszcze gorszy.
"Ććć, psujesz klimat" - roześmiała się w myślach.
Przewróciłam oczami i zamilkłam na jakiś czas, aby dać jej tę przyjemność gapienia się w gwiazdy, podczas gdy ja urwałam długie źdźbła trawy i ze znudzenia zaczęłam pleść z nich warkoczyka. Nagle obie nastawiłyśmy uszu w stronę lasu.
- słyszałaś to? - zapytałam najciszej jak mogłam. Vichi skinęła głową i zaczęła się skradać do przodu, gdzie zobaczyłyśmy kontury jakiejś wadery, ledwo widoczne w ciemności.
- jest tu kto? - jęknęła cicho drżącym, sopranowym głosem.
- czego tu chcesz?! - warknęłam i podeszłam nieco bliżej.
- ja? nie, niczego! j... ja... - zaczęła się jąkać. - zaraz, DEIDRA!
Popatrzyłyśmy z Vichi po sobie. Wadera rzuciła mi się w ramiona, ale szybko ją odepchnęłam, przewróciłam i z wyszczerzonymi zębami przytrzymałam jej klatkę piersiową łapą.
- OPANUJ SIĘ, IDIOTKO! - warknęłam do niej.
- Deidra! Puść, to ja, Rosewind! - jęknęła przestraszona. Pozwoliłam jej wstać i odsunęłam się, zmieszana tym co powiedziała.
- Nie jestem Deidra. - rzuciłam oschle. - jestem Emerald.
- jesteś moją siostrą, prawda? - brzmiała jak małe dziecko proszące o lizaka.
- nie wiem. Nie rób sobie nadziei.
- Emerald? Czemu masz tak na imię?
- bo tak. - odburknęłam.
- nazywasz się Deidra Meghan Connor, to twoje pełne imię i nazwisko. - powiedziała Rosewind.
- Naprawdę? Wolę Emerald. A teraz bądź cicho i chodź z nami.
Szturchnęłam znacząco Vichi i ruszyłam bez słowa w stronę naszych jaskiń.
* * *
- jesteśmy. - powiedziałam i weszłam do środka swojej jaskini.
"umiesz czytać w myślach?" - Vichi wysłała przekaz myślowy do Rosewind, ale on odbił się od niej jak o ścianę.
- Rosewind jest normalnym wilkiem bez specjalnych mocy, więc nie potrafi czytać w myślach - szepnęłam na ucho Vichi.
- Jak masz na imię? - zapytała Rosewind. Vichi odwróciła wzrok.
- to jest Vichi - przedstawiłam ją siostrze. - a teraz posłuchaj, bo już więcej razy tego nie powtórzę: to jest moja wataha, zesłała ją na mnie poprzednia właścicielka. Wstąpił we mnie demon, nie panuję nad nim, i jest to dusza poprzedniej alfy watahy o imieniu Emerald.
- demon?! - pisnęła.
- tak, demon... - westchnęłam smutno i wlepiłam wzrok w ziemię.

<Vichi?>