- Ghhhrrr... Dobra. Szedłem sobie przez las, zobaczyłem wrone i chciałem mówić w jej języku. Powiedziałem chyba coś obraźliwego, ponieważ wrona krzyknęła i zaraz przyleciała wrona-mutant.- wadera przechyliła łeb w prawo. Cyba mi nie wierzyła, ale ciągnąłem dalej
- Mała wrona mnie podrapała a resztę zostawiła swojej koleżance. Ta wzięła mnie i poleciała het het wysoko. W powietrzu puściła mnie i spadałem w dół.-
"Przecież masz skrzydła..." popatrzyła na mnie pokerfacem.
- Nie mogłem lecieć ponieważ miałem zranione skrzydła, spadłem na coś twardego o zarazem miękkiego. Bolą mnie teraz łapy, skrzydła i grzbiet. Idę do jaskini, ponieważ mnie prosiłaś. Teraz proszę nie maltretuj mnie.- powiedziałem z błaganiem. Szliśmy po tym w ciszy. Stanąłem nagle przed waderą.
- Przepraszam.- powiedziałem z lekkim uśmiechem wyciągając łapę. Vichi podała mi łapę i uśmiechnęła się. Później było już z górki, gdyż było tylko 10 metrów do jaskini. Gdy weszliśmy do niej zauważyłem, że światło które na początku na końcu ( tylko ja tak napisze XD) jaskini. Vichi patrzyła na wszystko ciekawie.
- Idziesz czy nie?- zaśmiałem się gdyż wadera patrzyła na jakiś punkt. Oderwała wzrok po moich słowach i ruszyła za mną. Nudno było tak iść.
- Teraz oboje jesteśmy poobijani.- zaśmiałem się. Wadera szczerze się uśmiechnęła, a jej kły odbijały światło i zrobiło się troche jaśniej. Gdy doszliśmy już do końca Vichi zaczęła badawczo patrzeć.
- Tu go znalazłem.- pokazałem płaską, niebieską powierzchnie.
"Zauważyłeś, że wszystko tu jest takie śnieżne?" powiedziała po chwili namysłu.
<Vichi?>
PS. Błędów nie chce mi sie poprawiać ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz