Podczas tygodniowego pobytu w górach w Alasce przeżyłam wiele przygód.Jedna z nich opowiem dzisiaj.
Pewnego mroźnego ranka wyszłam z jaskini.Zaspa śniegu spadła mi na głowę.Dobrze mi to zrobiło bo byłam jeszcze zaspana.Widok z góry był piękny.U jej podnóża pasło się stado karibu.Postanowiłam na nie zapolować bo głód bardzo mi doskwierał.Podczas schodzenia ze szczytu usłyzałam za soba szelest.Obruciłam się a tam nikogo nie było.
-Chyba mi się przesłyszało -pomyślałam
Gdy nagle rozległ się koło mojego łba donośny ryk.
To był lodowy niedźwiedź.Najeżyłam się.
-Odejdź stad-krzyknęłam
Ale on chyba nie rozumiał i szykował się do skoku na mnie.Wiedziałam,że to walka o życie.Rzuciłam się na gardło zwierza,szamotajac się lekko.Na szczęście zabiłam go i nie musiwłam już polować na stado reniferów.
-BeautAce byłby ze mnie dumny-pomyślałam z uśmiechem na pysku.
Uradowana wróciłam ze swoja zdobycza do jaskini
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz