Spoglądaliśmy na siebie w milczeniu. Zjadłem zająca, aby dał mi spokój. Czemu on mnie nie zostawił abym mógł spokojnie tu skonać? Życie jest niesprawiedliwe... spełnia tylko swoje własne zachcianki. W d*pie ma to co MY o tym sądzimy...
- Zostawisz mnie? Nie mam ochoty żyć, chciałbym tu spokojnie zdechnąć, mogę nianiu? - stwierdziłem chrypkim głosem. To było prosto od serca. W tedy naprawdę chciałem tylko być martwy. Skończyło by się wszystko, nie było by mnie tu, byłbym tam gdzie wszyscy moi przyjaciele, tam być powinienem-wśród nich. A nie na tej zielonym dywanie ziemi nasączonej krwią tych co znałem.
Basior zrobił dziwną minę, w sumie nie dziwię mu się, chciał mi pomóc, ocalić mnie a ja nagle stwierdzam że mam to gdzieś.
- Em... nie pozwolę ci. Wszyscy mają równe prawa do życia. - powiedział.
- Ta... i mi to mówisz? - chciałem jeszcze powiedzieć "Powiedz to wilkom które wybiły mi watahę." ale nie chciałem mu się teraz zwierzać.
On już nic nie mówił ani ja. Ten basior najwyraźniej na prawdę nie chciał abym umarł więc pod jego przymusem zaprowadził mnie do jakiejś wadery, która była medykiem.
~~~~~~~~~~ Pare dni później ~~~~~~~~~~
No cóż przyznam że ten medyk się sprawdził. Znów jestem zdrów, w pełni sił, ale medyk jak wiadomo uzdrawia tylko rany fizycznej, ale dziury w psychice nie załata. Tak więc wyszedłem od medyka, przyjęty do watahy, bez nadzoru psychologa, z skłonnościami samobójczymi udałem się wolnym krokiem na przeczesywanie watahy, gdy w tem...
< Roy! Włazisz na scenę, głupolu > :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz