Od czego by tu zacząć... no cóż, najlepiej od początku... Chyba. Niech będzie, od początku.
Przyszłam na świat w nie magicznej watasze. Nikt z mojej rodziny nie miał do czynienia z magią. Jako szczeniak byłam jak całą reszta. Normalna. Czarna, lśniąca sierść, uszy... Takie przyzwoitych rozmiarów, ogon nie za długi, nie za krótki, budowa ciała raczej lekka, a oczy... miałam złote. Byłam bardziej... Radosna. I to bardzo radosna. Czasami opowiadałam jakieś kawały. Heh... Teraz już nie.
W moje drugie urodziny, gdy polowałam nad brzegiem jeziora, a często to robiłam, zdążyło się coś dziwnego. Goniłam zająca. Był zaskakująco szybki... Co było nieco dziwne. Kiedy chciałam już odpuścić, zająć nagle rozwiał się w popiół a przede mną, na miejscu rzeki, pojawiła przepaść. Odruchowo zaczęłam hamować. Zatrzymałam się jakiś metr przed urwiskiem. Nagle wszystko przybrało odcień szarości. Otoczył mnie czarno-biały świat. Stałam jak wryta, z przerażeniem patrzyłam na to... wszystko. Po chwili poczułam pulsujący ból głowy. Nie kontrolowałam moich ruchów. Zaczęłam biec. Nie pamiętam w którą stronę i jak długo. Pamiętam że potem zasnęłam na nie znanych mi terenach. Obudziłam się w tym samym lesie, pod tym samych drzewem. Jakby nigdy nic wstałam i ziewnęłam głośno. Bez pośpiechu się rozejrzałam. Soczysto-zielona trawa kołysała się na wietrze a okryte kwiatkami drzewa szumiały. Było ciemno Nagle mój wzrok 'spadł' na brązowego basiora który siedział i bez życia się we mnie wpatrywał. Znów poczułam pulsujący ból głowy, a świat ponownie stracił kolory. Schyliłam łeb, ale nos zamykałam oczu, sama nie wiem czemu. Obraz się zamazał. To zdawało się nie mieć końca. Nagle usłyszałam głos basiora.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy, chcę ci tylko pomóc.
Wiedziałam że on to powiedział, ale jego słowa były niczym krzyk. Wbijały mi się w głowę jak tępy nóż. POCZUŁAM jak moje źrenice zwężają się... A potem wcale ich nie czułam. Wilk chyba coś mówił, ale zagłuszyłam go swoim krzykiem bólu.
- Przepraszam. - szepnął mi do ucha a jego słowa odbiła się jak echo. Potem nastała ciemność.
Ocknęłam się w jakimś innym miejscu. W jaskini. Podniosłam łeb ale zaraz po chwili mi opadł. Byłam wyczerpana. Miałam zdrętwiałe łapy. Nie mogłam się ruszyć. Nie miałam sił co kolejek powiedzieć. Leżałam i słuchałam. Ktoś rozmawiał.
- Co teraz? - zapytał pierwszy, męski głos
- Dajmy jej wypocząć. - to była wilczyca...
- Nie, musi wstać. Im prędzej odzyska siły, tym lepiej. - to był ten basior którego wczoraj spotkałam.
- Więc musi leżeć. - mówiła zdziwiona wadera
- Nie. Wstanie i pójdzie coś upolować. - mówił ten trzeci
- Jesteś idiotą. - oznajmił pierwszy głos
Teraz coś szeptali. Nie słyszałam co. Znów podniosłam łeb i gwałtownie wstałam. Szeroko rozstawiłam nogi. Dygotałam cała. Czułam się... nieco inaczej. Nie chodzi mi o zmęczenie. Podniosłam wzrok. Był ranek. Jakoś nie miałam ochoty wychodzić z ciemnej jaskini. Zebrałam siły i stanęłam normalnie. Poczułam że nabieram energii, ale nie wiedziałam skąd. Nie zastanawiałam się nad tym bo usłyszałam kroki. Oglądnęłam się za siebie. Zamiast zwrócić uwagę na trójkę wilków gapiących się na mnie, to zauważyłam ciemnoniebieski ogon i zapadnięty bok. Byłam strasznie wychudzona. Od razu przybyło mi energii. Zwróciłam uwagę na dłuższe nogi. Usiadłam i przejechałam łapą po długim ogonie. Spostrzegłam że nam też ciemno niebieskie poduszeczki na łapach.
- Co... Co ty mi zrobiłeś!? - zerwałam się na nogi i zapytałam z wyrzutem brązowego basiora.
- Ja? Chyba mój brat? - zaśmiał się
- No, to pytanie powinnaś mi żądać.
Spojrzałam na niego poirytowana.
- Pomógł ci. - odpowiedziała na moje pytanie biała wilczyca z czerwonymi plamkami na sierści.
- CO? TO JEST POMOC? - pytała zaskoczona ich spokojem
- Tak. Widzisz... Ty jesteś magicznym wilkiem... I wczoraj te moce się u ciebie ujawniły. Venus jest telepatią i ci pomógł.
- Ja jestem Venus. Tak dla jasności... - przewrócił oczyma.
- A Mars...
- ...czyli ja. - wtrącił się basior i pokazał waderze język. A potem spojrzał na mnie - Ja ci pomogłem 'przybrać' ten wygląd, gdy mój brat cię tu przywlókł. Gdyby nie ja leżałabyś nie przytomna przez tydzień.
- Dzięki... - powiedziałam
- A ja pomogłem ci odblokować twoje moce. - oznajmił Venus
- Moce? - zdziwiłam się
- Tak, telepatia i iluzja. - tak jakby wytłumaczył
- Później ci wszystko wytłumaczę. - uśmiechnęła się wilczyca - Jestem Sunshine. A ty jak się nazywasz?
Już otwierałam pysk aby odpowiedzieć gdy nagle do jaskini wparowała jakaś szara wilczyca z pomarańczowymi oczyma i z piórkiem w uchu. Wlekła za sobą upolowaną sarnę i Mars, i Venus krzyknęli jednocześnie:
- SAM!
Popielata wadera zgromiła ich wrogim spojrzeniem.
- ANTHA! - dokończyli chyba jej imię...
- Te uno się już obudziło? - zapytała Samatha
- Nom, jak widać. - odpowiedział Venus i chciał skosztować kęs łani, ale wadera klapnęła groźnie pyskiem i gdyby nie fakt że basior odskoczył do tyłu to by pewnie go ugryzła w nos.
- Ej! Co ci? - zdziwił się agresją wobec niego
- Ty mi ostatnio nie dałeś mi ani kęsa. Więc czemu niby ja miałabym teraz to zrobić? - zapytała z ironią - A ty jak masz na imię? - zapytała mnie i podsunęła mi duży kawałek sarny
- Jestem Interlunar. - odpowiedziałam i zabrałam się do jedzenia
- Miło mi. Jestem Samantha. Jakbyś czegoś potrzebowała to daj znać. - uśmiechnęła się. A jednak może być miła...
- Nie będzie takiej potrzeby. - wtrącili się jednocześnie bliźniacy
- Zamknijcie się. - przewróciła oczyma Sunshine - Ja jej wszystko wytłumaczę. Dobra?
- No... - mruknął Mars
- Niech będzie. - stwierdził zrezygnowany Venus
- Interlunar... no bo widzisz... pochodzisz z niemagicznej watahy... i musisz wiedzieć że będziesz... że powinnaś u nas zostać. I nauczyć się panować nad swoimi mocami... - tłumaczyła wadera z czerwonymi plamkami
- Emm... jakoś tego nie widzę... a czy mogłabym chociaż pożegnać się z rodzicami? - zapytałam
- Miałaś sen, prawda?
- Tak, że żegnałam rodziców. A co?
- Bo... emm... - zacieła się
- Sunshine zmodyfikowała ich pamięć, i zrobiła tak że oni zapamiętali to tak że im powiedziałaś coś w stylu, że odkryłaś moce i musisz odejść. - wyjaśniła Samantha
- CO!? - zdziwiłam się że oni są zdolni do czegoś tak podłego - Ja muszę ich jeszcze raz zobaczyć! Muszę tam wrócić!
- Nawet jeśli! TO I TAK NIE MASZ JAK BO NIE WIEMY GDZIE JEST TWOJA WATAHA! - wydarł się któryś z braci, chyba Mars
- Ale, ale... - spojrzałam w ziemię
- Nie pamiętasz drogi... niestety, nic nie poradzę. Nawet Venus nic nie poradzi... - tłumaczyła Sam
Wyszłam powoli i smętnie z jaskini. Pociekło mi kilka łez... nawet nie wiem co miał Mars na myśli mówiąc że nic nie poradzi. To było bardzo... dobijające. Oni sądzą że się z nimi pożegnałam... ale ja tego nie zrobiłam. Miałam tylko sen... bardzo realistyczny sen. Ale nadal to jest TYLKO sen.
Ta cała 'paczka' którą w tedy poznałam była w moim wieku a tyle już umiała i potrafiła. Mój charakter diametralnie się zmienił. Przez dwa lata się uczyłam jak panować nad swoimi mocami i jak ich używać. Odkryłam tez że mam tak zwaną popularnie "furię". Mieliśmy nauczyciela. On mi wytłumaczył na tyle na ile umiał że to co widziałam, ten czarno-biały świat to była moja iluzja... wtedy za bardzo nie rozumiałam o co mu chodziło, ale teraz już wiem. Ten nauczyciel o którym wspomniałam miał swoje 'motto'... o ile to można to tak nazwać, no ale cóż... a więc te swoje 'motto' chciał nam wszystkim wpoić do łbów, a brzmiało one tak mniej, więcej tak:
"O Bogowie... niewidzialni i jaśniejący jako srebrne gwiazdy na atramentowym niebie, strzeżcie księżyca, który rozjaśnia noce i który ozdabia niebo tak jak wy, a srebrna wstęga jest waszym domem, do którego nie wszyscy dotarli, ale wszyscy zasługują na to aby tam być.".
Bez sensu, prawda? Może nie tak całkiem. Wystarczy włączyć wyobraźnię. A tak naprawdę tylko trzeba wiedzieć, a przynajmniej domyślić się co to Uno... przepraszam, nauczyciel, miał na myśli mówiąc o księżycu. Księżyc... nie jest idealny bo na niebie nie jest przez wszystkie noce. A przynajmniej to moje zdanie... a wilki tez nie są idealne, prawda? A więc moim zdaniem chodziło o wilki. Moim zdaniem oczywiście. No i wilki umierają/mijają. A ta 'wstęga' to po prostu droga mleczna. Dobra, dobra, koniec tych tłumaczeń.
Po dwóch latach(czyli teraz) bycia w tej watasze postanowiłam odejść... bez słowa. Tak jak było w zwyczaju. Teraz idę żwawym truchtem przez piękne wrzosy. Za kilka minut będzie noc. Pasowałoby coś upolować. Pociągnęłam kilka razy nosem, ale zamiast wywąchać jakiś potencjalne jedzenie, wywąchałam "ogon", czyli jakiegoś wilka który mnie śledzi od niedawna. Odwróciłam się zgrabnie i spojrzałam w stronę kilku sporych głazów. A z nich wystawił/a łeb..
.
< Ktoś dokończy? Proszę.... *^* >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz