Przechodząc kawałek od watahy zobaczyłam Sazana zmierzającego ku terenie kojotów. Właściwie, to już z nimi walczył. Natychmiast popędziłam i stanęłam przed nim. Kojot biegł prosto na niego, ale ze wściekłością rzuciłam nim o skałę i ciągnęłam Sazana do watahy. Wreszcie dotarliśmy spowrotem.
- Sazan! Czyś ty zwariował?! - wrzescałam zdyszana. - co ty do cholery wyprawiasz?
- no... - podeszłam bliżej i syknęłam przez zęby:
- I nie waż się zabijać mojego kuzyna...
- ale co?!
- przepraszam, ale poprostu gdy koło ciebie przechodzę twoich myśli nie da się nie słyszeć. - westchnęłam. Sazan był trochę zły, a trochę zawstydzony. Uspokoiłam się. - wiesz... Może to dla ciebie smutne, ale to nie powód żeby się lub kogoś innego zabijać. Nie tylko ty masz prawo do bycia z Shibą... Po za tym pozwól jej być z kim chce.
(Sazan?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz