Rzuciliśmy się w strone bestii. Szczeniaki podkuliły ogony i wycofały się, Dhe rzucił mu się od razu do krtani, ale niedźwiedź nieźle się obronił. Odrzucił Dhe dalej, bezskutecznie, bo znów podbiegł i tym razem wskoczył mu na kark. Ja w tym czasie z kolei podskoczyłam mu do szyi i przegryzłam krtań. Poszarpałam go, ale to nic nie dało. Co? Niedźwiedź padł na ziemię, a przed nami stanęła czarna wadera.
- Nie daliście rady? - uśmiechnęła się, a Dhe nie wiedzieć czemu, jakby była z jego rodziny podbiegł i się przytulił. Byłam zaskoczona.
(Dhe? retsis ruoY ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz