środa, 13 listopada 2013

Od Megan - "Magic Forest"


  - już czas... - niechętnie szepnęłam do uszu moich potomków, którzy i tak tego nie rozumieli. Cassidy i Percy spali jak zabici, a Dhe chrapał przeraźliwie na naszym posłaniu. Zgarnęłam z półki tobołek i pocałowałam Dhe w policzek, ale i tak tego nie poczuł - tak samo jak maluchy pogrążony był w śnie. Wybiegłam z jaskini i ruszyłam na północ. Naszą watahę otaczały z każdej strony góry. 
  Biegłam ile sił w łapach w stronę widniejącego lasu w dali. Po długim czasue i wielu przebytych kilometrach dotarłam właśnie tam...
 

Był to Magic Forest... Orzechadzając się usłyszałam nagle szeptanie.
- Ej... Widzisz?
- Megan? To ona?
- chyba tak! Co tu robi? Czego tu chce? 
- idę... Zaatakuję. - nie widziałam nimogo. Oglądałam się dookoła.
- nie! Lepiej tego nie rób! Zabiła Redara, na tonie zrobi to jednym pazurem.
- akurat! - nagle zza wielkiego głazu wyszedł Kallien (zwiadowca i szpieg watahy Redara) i biegł prostu na mnie. Jednym ruchem powaliłam go na plecy i stanęłam mu łapą na piersi.
- chcę przejąć ten las. - syknęłam.
- słucham? To NASZ las! 
- ale to się zmieni. Kto jest waszą alfą? - spytałam.
- Arduin. - rzekł Kallien. Prychnęłam z pogardą.
- zaprowadź go do mnie. - poprosiłam.
- czego od niego chcesz?!
- nie twoja sprawa! - odpowiedziałam. I tak wiedzieli, że chodzi o las, potrzebowała go nasza wataha, a ja poszłam na około- tak naprawdę las znajdował się blisko watahy. Potrzebowaliśmy go aby zyskać nowe surowce, mieć więcej terenów... Dwa wilki posłusznie zaprowadziły mnie do władcy. Spał on na małym, niewygodnym posłaniu. Chrapał tak głośno, że ptaki odlatywały z pobliskich drzew. Zaśmiałam się i drapnęłam go pazurem w pysk.
- yyy, yyy... Megan?! - mówił zakłopotany.
- nie, Redar... - zażartowałam wcale nie uśmiechnięta. - chcę tego lasu. 
- po co ci on?
- u ciebie w watasze nie ma ani jednego pożądnego maga, który wiedziałby o co chodzi. To dla mnie cenne, i wcale cię o niego nie proszę.
- i co, zabijesz nas, żeby go dostać? - zapytał roześmiany Arduin.
- mam swój honor. - powiedziałam z odwróconą głową. - nie zrobię tego, ale po prostu zrobię, czego ode mnie oczekijesz. Jest  mi on zdecydowanie bardziej potrzebny.
- ale...! No, już dobrze... - próbował coś powiedzieć Arduin, ale ja tylko zdmuchnęłam kurz z łapy i przejechałam nim po ziemi wyznaczając granicę pomiędzy lasem a nimi.
- wim, że się nas boisz, w końcu jest nas więcej, nie zbliżaj się do naszego terenu, albo pożałujesz. - powiedziałam mu na ucho przez zęby. - a teraz życzę miłej nocy - pożegnałam się i odważnym krokiem ruszyłam w drogę powrotną.
* * *
Byłam już blisko. Z daleka widziałam chodzącego w tą i spowrotem czarnego wilka i inne zakłopotane, smutne wilki. Podeszłam bliżej, a czarnym wilkiem okazał się być Dhe. Zaszłam go od tyłu i zakryłam mu łapami oczy. Nie był jednak w chumorze i ze złością odepchnął mnie odwracając się. Upadłam na ziemię i się zaśmiałam, a Dhe zorientował się, że to ja... Szczęśliwy rzucił mi się na szyję.
- gdzieś ty była?! - zapytał. Pocałowałam go w pyszczek i pokazałam na mapie zdobyty przeze mnie las i opowiedziałam mu całą hostorię. - na przyszłość mów mi, jak gdzieś idziesz. 
- wtedy polazłbyś za mną i pilnował mnie,  a to miała buć niespodzianka! - krzyknęłam roześmiana.

(Dhe?)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz