Wlaczyłyśmy długo, zniszczyłyśmy pobliską okolicę i zdobyłyśmy dużo różnych ran. W końcu żadna z nas nie była w stanie utrzymać się na nogach. Osunełyśmy się na ziemię.***-"Guen?"-słyszę pytający głos w mojej głowie, ale nie chcę otworzyć oczu, nie teraz.-"Guen, WSTAWAJ!"-rozkaz w mojej głowie zmusza mnie do otwarcia powiek. Widzę zniszczone drzewa, niebo i zaniepokojony łeb brązowego basiora. Taibron. Rozejrzałam się jeszcze raz, po drugiej stronie tego, co zostało z polany, leżała tamta wadera, a nad nią stał tygrys, coś do niej mruczał. Potem przerzucił ją sobie na grzbiet i podszedł do mnie mrucząc pod nosem coś o medykach.-Potrafisz ją obudzić?-spytał.Przytaknęłam. Z trudem się podniosłam, Taibron mi pomógł. Nie wiem w ogóle, czemu jej pomagam. Po pewnym czasie udało mi się ją obudzić. Zamrugała zdezorientowana, ale nawet nie drgnęła, obserwowała mnie, Taibrona i tygrysa.-Dziękuje-powiedział tygrys.-Skąd jesteś?-Właściwie to znikąd.-Aha... Przepraszam za nią, powiedzmy, że ma trudny charakter-wadera się skrzywiła-idziesz z nami?-spytał znów kładąc sobie waderę na plecy. Popatrzyłam na Taibrona. Przytaknął.-Właściwie, to czemu nie?
***
Tak właśnie dołączyłam, wraz z Taibronem do Watahy Wilków Błękitnej Otchłani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz