Ostatnio do watahy dołączyło kilka wilków. Już wcześniej było ich sporo, a teraz jeszcze więcej więc starałam się ich unikać. Siedziałam schowana pod rozłożystym drzewem, które chroniło mnie przed kroplami deszczu. Spojrzałam w zachmurzone niebo, na którym rozbłysła błyskawica. Rozejrzałam się dookoła i ruszyłam nad Wodospad Świtu. Biegłam sprawnie mijając drzewa, krople rozbryzgiwały się o mój nos, który ciął gęste, duszne letnie powietrze. Sprawnym ślizgiem zatrzymałam się przed jeziorkiem wodospadu. Spojrzałam w swoje odbicie i strzepnęłam z siebie nadmiar wody, która znacznie obciążyła moje futro. Uważnie przyjrzałam się odbiciu, a raczej jego części. Ponad połowa mojego odbicia była tak rozmazana, że trudno było stwierdzić, że to w ogóle wilk. Zmrużyłam oczy i spojrzałam przed siebie na szumiącą ścianę wody, która przybrała kolor krwi. Cofnęłam się o krok i schyliłam łeb do ziemi. Z takiej perspektywy dobrze widziałam, że coś jest pod wodą. Uniosłam wyżej łeb, a woda na powrót przybrała swój zwykły, przezroczysty kolor. Potrząsnęłam łbem i położyłam się wkładając łapy do wody. Położyłam łeb na łapach i wpatrywałam się w falującą tafle jeziorka. Nagle coś zabłysło tuż obok wodospadu, między kamieniami. Podniosłam się powoli i weszłam do jeziorka. Woda sięgała mi ponad grzbiet, nie byłam jednym z wysokich wilków. Podeszłam do kamieni i przejrzałam się kamyczkowi połyskującemu na granatowo. Wyciągnęłam kamyczek spomiędzy większych kamieni, które prawie natychmiast się osunęły przygniatając mi tylną łapę. Pisnęłam i spróbowałam się wydostać, ale łapa utknęła na dobre. Granatowy kamyczek trzymałam w zębach, nie chciałam go puszczać, bo za bardzo przypominał mi o starym przyjacielu. Po paru minutach przestałam się wyrywać i stanęłam w miejscu. Wzięłam kilka głębokich wdechów i mocno szarpnęłam łapą, która wysunęła się spod kamieni. Pisnęłam cicho i wykuśtykałam z jeziorka na brzeg. Usiadłam na brzegu i spojrzałam na łapę. Była bardzo spuchnięta i nie mogłam na niej stanąć. W końcu wypuściłam kamyk z pyska i przyglądnęłam mu się uważniej. Był granatowy z fioletowym połyskiem zupełnie jak oczy... Zerknęłam w bok i zerwałam dłuższe źdźbło trawy, którym owinęłam kamyk. Z dwóch kolejnych kawałków trawy zrobiłam prowizoryczny naszyjnik. Związałam go z oplecionym kamykiem i założyłam na szyje. Spojrzałam w górę i spostrzegłam, że od jakiegoś czasu nie pada. Patrzyłam w rozpogadzające się niebo, gdy nagle poczułam jak burczy mi w brzuchu. Popatrzyłam na własny brzuch, a potem na tylną spuchniętą łapę. No tak, nie jadłam od dwóch dni. Podniosłam się i ostrożnie oparłam o zranioną łapę. Syknęłam czując ostry ból. Podniosłam łapę i podciagnęłam ją pod brzuch. Pokuśtykałam na jakąś polanę by coś upolować. Rozejrzałam się. W wyżs zej trawie dostrzegłam czarnego królika. Zaczęłam się do niego skradać, co na trzech łapach nie jest wcale łatwe. Gdy byłam już blisko zwierzęcia i przygotowywałam się do skoku ktoś lub coś uderzyło mnie z dużą siłą w bok. Z piskiem przeturlałam się dobre 30 metrów. Kiedy zatrzymałam się leżąc na grzbiecie z końcówką ogona na nosie spostrzegłam jak upatrzony przeze mnie królik ucieka. Westchnęłam i przewróciłam się na brzuch. Nie daleko mnie zobaczyłam kształt jakiegoś wilka. Po chwili podniósł się i popatrzył na mnie. Ja również się podniosłam kuląc zranioną łapę.
-Nic ci nie jest ?-spytał basior patrząc na moją podkuloną łapę. Pokręciłam łbem i spojrzałam na skrzydła wilka.
"Należysz do watahy ?" zapytałam cicho starając się zignorować ból łapy i głód.
Cheroon ? =3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz