To była bardzo ciężka noc. Jeszcze nigdy takiej nie miałam. Niby wiosna a można zamarznąć. Oczywiście pewnie wszyscy siedzą w swoich jaskiniach ale ja...nie!
Szłam w górach nagle zobaczyłam dwa kojoty.
- No no no kogo my tu mamy. Jakiegoś członka watahy? Megan?
- Co ja? Nie! Ja jestem Moon.
- Nie ściemniaj wiemy że to ty a wiesz co się dzieje gdy wchodzisz na nasz teren?
- NIE JESTEM MEGAN! Pomyliłeś mnie! Ja nie jestem z żadnej watahy! Nawet nie wiem co się dzieje gdy wejdę na waszą połowę.
- Ździszek powiemy jej?
- No jasne Edzio. Jeśli wejdziesz na naszą połowę. Musisz zapłacić
- A czym?
- Tobą...
I w tedy na małej górce pojawiła się wilczyca podobnej maści co ja.
- Niczym nie będzie płaciła. To wy musicie zapłacić. Weszliście na tereny naszej watahy a teraz sio bo będzie kolacja!
- A z czego? - zapytał się jeden kojot
- Z ciebie matole. Nas chcę zjeść. No choć zanim zacznie się uczta.
I odeszli
- Dzięki ci za uratowanie mnie.
- Nie ma sprawy ... Moon?
- Megan to ty?
W tedy poznałam ją. Jak byliśmy małe bawiliśmy się razem a teraz znowu razem
- Moon co ty tu robisz?
- Rodzice w niewyjaśniony sposób znikneli i nie mam się gdzie podziać.
( Megan dokończysz? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz