Jednak wydawało mi się że ktoś stoi obok mnie. Czułam że powoli stracę zmysły. Zaczęłam myśleć o przeszłości. Przypominałam sobie zimne klimaty panujące na rodzinnych terenach. Nigdy tam nie chorowałam co było bardzo dziwne. Zawsze byłam pełna energii, beztroska. Ale pech chciał że choroba musiała wyjść na jaw. Mogłam przecież normalnie żyć. Ale nie - bogowie chcieli inaczej. Właściwie było mi to obojętne. Szanowałam ich decyzję przecież tak musiało być. Myślałam o wielu rzeczach. Czy w końcu ktoś mnie pokocha? Czy uda mi się pokonać chorobę? Kiedy to wszystko minie? Nie wiedząc kiedy - zasnęłam.
~~Noc~~
Obudziłam się w środku nocy. Było cicho jak makiem zasiał. Nie mogłam zasnąć. Postanowiłam wyjść na dwór, ale tak aby nikt nie wiedział. Powoli wyszłam na korytarz a następnie skradałam się do wyjścia.
- Gdzie ty idziesz? - usłyszałam szept.
- Kim ty jesteś? - spytałam nieufnie wyprostowując się.
- Mam na imię Mortis. Jestem nowy.
- Sheherezada. - powiedziałam krótko.- Możesz mówić mi Szezi.
- Powiedz, gdzie idziesz?
- Na dwór. - odpowiedziałam.
- Po co? Przecież idzie zamarznąć. - zdziwił się.
- Wiem ale ja muszę. Zresztą nie mam czasu. Nikt nie może wiedzieć że wychodzę w nocy. Proszę, nikomu nie mów.
- Dobrze nikomu nie powiem.
- Dziękuję. - powiedziałam.
- Szezi? - zapytał.
- Tak?
( Mortis? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz