- ej, ej ej! Paniusiu! - powiedziałam podchodząc szybkim krokiem do wadery. Dałam jej z liścia, polałam ją wodą z wodospadu, jednak nie budziła się. W takim przypadku należało uszanować to, że jestem dowódczynią magów. Zaciągnęłam ją do pracowni, podłożyłam jej pod nos zioła lecznicze. Wadera otworzyła jedno oko. Wetknęłam jej do pyska buteleczkę z fioletowym eliksirem. Zaczęła się krztusić. - paniusia wyzdrowiała? - popatrzyłm na nią wielkimi oczami.
- yyy... Gdzie ja jestem? Ludzie... Tam...
- mam Ci podać eliksir na majaczenie?! - zapytałam z ironią w głosie. - dojdziesz do siebie po jakimś czasie. - powiedziałam siadając na krześle obok posłania, na którym ją położyłam.
(Jaduey?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz