Noc. Siedziałam na skraju Złotej Doliny. Obserwowałam niebo, gwiazdy. Starałam się nie myśleć o basiorze przez którego zgubiłam lisa(o którym głównie myślałam). Mnie i jemu nic się nie stało.
Mój wzrok ciągle był wbity w drogę mleczną. Tyle gwiazd... tyle galaktyk... tyle przestrzeni. Jak ja bardzo chciałabym tam być. Zobaczyć to wszystko.
Wtem, nie wiem czemu, ale spuściłam wzrok na ziemię. Wyostrzyłam wzrok, gdyż sama sobie nie wierzyłam. Czy... czy ja widziałam piramidy? Bez większego namysłu ruszyłam w stronę 'kupy cegieł'. Otaczały one wielkie ognisko, które jarzyło się czerwonym blaskiem, który o dziwo - padał nawet na najdalsze piramidy. Podbiegłam bliżej. Mogłam teraz zauważyć że ognisko otaczają czarne cienie... a raczej dusze. Co pewien czas jedna z nich wskakiwała w ogień. Stałam teraz wśród nich, oszołomiona ich dziwnym zachowaniem.
- Akcja... - usłyszałam głos... ale go nie znałam zbytnio. - to było ich życie. Reakcja, teraz skaczą w ogień. Skutek... sama musisz to zobaczyć.
Rozglądałam się wszędzie. Dopiero po chwili zobaczyłam... lisa. tego samego lisa którego goniłam. Teraz siedział na jednym z głazów które były ułożone wokół ogniska i się we mnie wpatrywał.
Na początku nie miałam pojęcia co powiedzieć, ale po chwili wydusiłam z siebie:
- Co się z nimi po tym jak skaczą w ten ogień?
- Skutek. - Odpowiedział krótko.
Uśmiechnął się złośliwie, a jego futro zapłonęło. Skoczył w moją stronę. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co zrobić. Zamknęłam oczy. Poczułam gorąc a następnie... kompletnie nic.
< C.D.N. >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz