niedziela, 5 października 2014

Od Ako - "Battle for the sun" Event cz. 8

Event cz. 1 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-1.html
Event cz. 2 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-2_12.html    
Event cz. 3 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-3.html  
Event cz. 4 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-4.html 
Event cz. 5 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-5.html 
Event. cz. 6 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/ako-event-cz-6.html
Event cz. 7 - http://watahawilkowblekitnejotchlani.blogspot.com/2014/09/od-ako-event-cz-7.html

Staliśmy jak wryci. Rogata bestia wydawała z siebie dziwne zduszone dźwięki które przypominały bezradne krzyki i jęki rozpaczy... miała gdzieś z dwa i pół metra w kłębie*. A drugi, który przypominał bardziej wilka choć miał 3 pary łap też był naprawdę duży gdyż miał z 2 metry(też w kłębie). Warczał jak wilk lecz był to emm... basowy, odbijający się echem warkot. 
 Cała nasza czwórka nie ruszyła się do puty do puki te dwie potężne bestie nie rzuciły się na nas. W tedy każde z nas pobiegło w inną stronę. Ja pobiegłem na prawo. Stanąłem pod ścianą obróciłem się i zauważyłem że żadna z tych stworzeń mnie nie ściga. Lecz Jaff i Kelzan byli w tarapatach. Czarnego basiora dopadł sześcionogi stwór, a Jaff był celem rogacza. A gdzie Sick? Rozglądnąłem się. Nie było go nigdzie. Nagle usłyszałem znajomy mi już głos:
- Mnie szukasz? 
Do był Sick. Zapewne teleportował się obok mnie. Spojrzałem na niego. Wzrok neutralny, z wyrazu pyska nie dał się wyczytać ani rozdrażniana, ani poirytowania, ani złości, ani też znużenia. Jednym słowem: pokerowa twarz.
- Ta... ciebie. Może im pomożemy? - spytałem spoglądając na broniących się basiorów przed zagrożeniem. 
- Może... choć sądzę, że sobie poradzą. 
- Sądzisz czy może WIESZ? W końcu umiesz przewidywać czas o dwie minuty do przodu? - powiedziałem, a na pysku basiora pojawił się uśmiech zadowolenia. 
- A więc... ja to WIEM. Zadowolony? Siadaj, szykuje się fajne widowisko. - powiedział i usiadł na swich wysokich łapach, a ja zrobiłem to samo. 
Wbiłem wzrok w walczących. 
Na razie to Jaff i Kelzanem przegrywali... 
 Kelzan radził sobie nawet nieźle lecz nagle wilkopodobna bestia straciła cierpliwość i rzuciła się na niego z niesamowitą szybkością, tak że Kelzan nie miał szans uniknąć tego ataku. Lecz ten nagle zniknął choć... nie zniknął tyle że zmienił się w czarną smugę, która zgrabnie prześlizgnęła się między łapami napastnika i zebrały się w czarną postać tuż za nim. Potem pokazały się jego złote oczy. Sześcionogi przeciwnik obrócił się w jego stronę a ten rzucił się mu szyi i zaczął go dusić aż padł martwy. Z szyi potwora, w miejscu gdzie ugryzł go śmiertelnie Kelzan pociekła szarawa ciecz. Basior podszedł do nas i powiedział:
- I jak?
- Dobrze ci poszło. - podsumował Sick.
Zwróciliśmy wzrok ku Jaff'owi. Nie radził sobie najlepiej... Wtem zapłoną, tak jak kiedyś Roy kiedy z nim walczyłem. Skoczył na grzbiet Rogatego stwora unikając rogów. Bestia się podpaliła się. Jej sierść płonęła jak słoma. Jaff zeskoczył z jej grzbietu i obserwował jak bestia kona palona żywcem. Wydała z siebie jeszcze pare długich błagający o litość jęków... a potem rozpuściła się w ciemny dym przypominające kształtem zarysy wilków odbiegające w ciemne wyjście z tej sali...
Staliśmy w czwórkę w milczeniu. Co teraz nas spotka jak wkroczymy w ciemny tunel?
- Idziemy dalej. Nie ma sensu tu tak stać. - stwierdził Sick.
Weszliśmy w milczeniu w ciemny tunel. Ściany znowu były z ziemi i niestarannie wykopane. Pochodnie były porozstawiane w bardzo dużych odległościach gdyż panował półmrok chyba że po prostu dawały nikły ogień?
Nie zrobiliśmy zbyt wielu kilometrów lub choćby metrów gdy przed nami z ciemności wyłoniła się postać... z głową kobiety o długich kasztanowatych włosach, potężnych skrzydłach i ciele lwa. Był to sfinks.


Siedziała na środku tunelu z lekko rozłożonymi skrzydłami przez co całkiem zasłoniła przejście. Wyglądała na zadowoloną z tego żeśmy ją odwiedzili...
- Witajcie. - przywitała się.
- Hejo... - powiedział pomału Jaff. - przepuścisz nas?
- Pod jednym warunkiem, jeśli odgadniecie zagadkę. Jeśli odgadniecie z pierwszym razem przepuszczę was, jeśli jednak się pomylicie rzucę się na was i zabiję, a jak będziecie milczeć pozwolę wam odejść, ale tylko tam skąd przybyliście. Podejmujecie wyzwanie?
- No pewnie. - powiedzieliśmy jednym głosem.
Myślałem że to będzie zagadka z serii 'co chodzi i bije ale nie pije?'** Ale gorzej mylić się nie mogłem...
Sfinks wziął wdech i wyrecytował płynnym, spokojnym głosem:

Najpierw pomyśl się o kimś, kto żegna się czule,
Potem się zastanów, czego ci brakuje,
Gdy mówisz o chłopcu, że kogoś całuje.
Wreszcie dodaj do tego sam końca początek,
Albo koniec początku. Już załapałeś wątek.
Bo gdy to połączysz  - już spokojna głowa, 
Wyjdzie ci stworzenie, chociaż nie osoba,
Którego byś nigdy nie chciał pocałować.

Gdy zakończyła recytować pomyślałem sobie jedno: jesteśmy udupieni (XD)
Wytrzeszczyłem oczy na kobietę, to był jeden z nielicznych momentów w moim życiu kiedy sądziłem że to już koniec...(to jest już koniec, nie ma już nic^^)
- O kur*a. - zaklął  cicho Jaff.
- Aha... - powiedział wolno Sick. - Można na głos sobie pomyśleć?
Sfinks tylko się uśmiechną na znak iż można.
Zbiliśmy się w ciasny okrąg i zaczęliśmy się naradzać...
- A wiec rozwiązaniem tej zagadki jest nazwa stworzenia, którego byśmy nie chcieli pocałować. - stwierdziłem z zduszonym śmiechem, a moi towarzysze cicho zachichotali.
- Na to wygląda. - powiedział Kelzan.
- Jakieś przypuszczenia? - spytał Sick.
Milczeliśmy. Bo niby co to ma być? Jest wiele stworzeń których bym raczej nie pocałował...
Zaczęliśmy gorączkowo się zastanawiać, ale nic sensownego nie przychodziło nam do głowy. W końcu stwierdziliśmy że warto poprosić Sfinksa aby powtórzył zagadkę.
- Mogłabyś powtórzyć? - spytałem.
Ona uśmiechnęła się pogodnie i ponownie wyrecytowała wierszyk.
- A więc... mamy pomyśleć o kimś kto żegna się czule... - stwierdził Jaff.
- A to będzie... em... - zacząłem. - ktoś bliski? Ukochana? Rodzice? Rodzeństwo?
- Może... Przyjaciel! - stwierdził Sick.
- Przyjaciel? - spytał Kelzan.
- Na pewno tak. - zapewnił Sick, jednak ja nie miałem wobec tego dobrego przeczucia. - A jak ktoś się czule żegna to mówi... - zakończył pytająco.
- Żegnaj? - zaproponował Jaff.
- Nie... - mruknął Sick. - 'Pa'!
- Sick, ty nie wiesz nic o pożegnaniach chyba, co nie? - spytałem.
On tylko rzucił mi pogardliwe spojrzenie i kontynuował swoje przemyślenia.
- Do 'pa' wrócimy później... następne dwa wersy to... "Potem się zastanów, czego ci brakuje, Gdy mówisz o chłopcu, że kogoś całuje." Hm...
- Dlaczego 'chłopiec'? - powiedziałem zażenowany.
- Chyba to ważne... - stwierdził Kelzan - chłopiec... chłopiec całuje....  chłopiec JĄ całuje!
- Może pasować. - rzekł Sick. - Dobra więc mamy...
- 'Pa' i 'Ją'... - powiedziałem. - Co nam daje PAJĄ... K! Końca początek! Pająk!
- Em... a co jeśli to nie to? - spytał Jaff
- Nie wiem, ale nic innego nie wykombinujemy. - powiedział Sick.
Zwróciliśmy się w stronę Sfinksa i rzekliśmy wspólnie:
- Pająk.
- Dobrze. - stwierdził z promiennym uśmiechem.
Sfinks i usunął się w bok a byśmy mogli przejść. Kiedy już ją minęliśmy usłyszeliśmy ponownie jej głos:
- A! Zapomniałabym, pozdrowienia od Barona.
Nic na to nie powiedzieliśmy tylko poszliśmy dalej tunelem wydrążonym w ziemi.
- A więc jesteśmy już blisko... - powiedział przerywając ciszę Sick.
- No... jak myślicie, jak on wygląda? Jaki jest? - spytał Jaff.
- To jest chyba żeglarz lub pirat wiec pewnie tak będzie ubrany. - stwierdził Kelzan.
- A ja go sobie wyobrażam jako grubego pijaczynę - odrzekłem.
Tak dyskutowaliśmy o tym jaki jest Baron, a raczej jego duch aż napotkaliśmy ścianę... ślepą uliczkę.
- Nie było żadnego skrętu po drodze? - spytałem.
- Nie.... zauważylibyśmy. - stwierdził Sick i podszedł bliżej. - Tu jest coś napisane... pewnie kolejna wskazówka, ale jest zbyt ciemno, aby cokolwiek dostrzec.
- To akurat nie jest problem. - powiedział Jaff i oczy zapłonęły mu.
Po chwili przed nim wisiała w powietrzu kula ognia, która przemieściła się i teraz wisiała nad kamienną płytą, na której napis głosił:

Ostatnią wskazówką, którą dla Ciebie mam jest ta, która była w sali 'Echa'. 
A w prawym dolnym rogu widniał podpis:
Baron, niegdyś władca mórz i oceanów, teraz władca samego piekła...

- Sala 'Echa'? - powiedział lekko zdziwiony Jaff
- To chyba tam gdzie walił na się na głowę sufit... pamiętacie? - powiedział Kelzan.
- A no tak... co tam pisało? 'Kiedy spotkasz ścianę to rozwal ją głową'? - rzekł Sick
- Nie, pisało 'Jak trafisz na ścianę to rozwal ją głową'. Ale byłeś blisko.
- Jak trafisz na ścianę to rozwal ją głową... Może... może to nie jest wcale żadna przenośnia, czy coś takiego tylko... dosłownie trzeba rozwalić głową! - podsumował Sick.
- Co? - spytaliśmy się w trójkę.
Ale Sick nas nie słuchał tylko rozpędzony uderzył barkiem z całej siły w ścianę, a ta, co mnie zdziwiło pękła, tworząc otwór. Podeszliśmy do niego i spojrzeli przez dziurę. Tam była jakaś sala... oświetlona jasno pochodniami.
- Na 'trzy' wszyscy razem! - powiedziałem. - Raz... dwa... TRZY!
Uderzyliśmy wspólnie z całej siły w ścianę, która nas dzieliła od opustoszałej sali. Roztrzaskała się w drobny mak a ny wylądowaliśmy na posadce w tajemniczej sali. Wstaliśmy, otrzepali z pyłu i zaczęli rozglądać...
Była to okrągła sala wyłożona białymi i czarnymi płytami układające się z białych elementów symbol słońca. Ściany były pokryte iminami, symbolami, między innymi tymi co były na cmentarzu... ale były też zwykłe imiona takie jak Jack, As, Caroline, Kate, Samantha, Zefir, Tamar i wiele, wiele innych. Cała ściana była nimi pokryta, każde imię było inne, każde pisane podobnym a raczej tym samym stylem. Sklepienie było wysoko ponad naszymi głowami, z małym otworem, przez które wpadało na środek sali wprost na symbol duży promień słońca.
Ciszę przerwał basowy, mocny głos dochodzący z dziury, którą zrobiliśmy w ścianie. Wszyscy obróciliśmy się w stronę, skąd dochodził.
- Witam, mam nadzieje ze nie musieliście długo na mnie czekać.
Stał tam mężczyzna, wysoki, dobrze zbudowany, twarz posiekana od wiatru, czarno-krucze włosy, dość długie, zapewne związane z tyłu z kuc, w uchu złoty kolczyk, z opalenizną i pirackim stroju. Jednak ten mężczyzna nie był zbyt zmaterializowany, gdyż przez jego ciało można było zobaczyć co jest za nim.
- Jestem Baron Mulgarad, ale wy już o tym wiecie. Zapewne nasuwa się wam pytanie, dlaczego to wy trafiliście do tego mojego piekła - przy ostatnim słowie zrobił rękami w powietrzu cudzysłów. - Jesteście przypadkowo wylosowanymi osobami, wiem o was wszystko, ale to dlatego że jestem wyklętym duchem, a więc potrafię wszystko. Także czytać w myślach i penetrować waszą przeszłość. - już wiedziałem skąd wiedział o tym wierszu, co widniał na mym nagrobku. - jestem też szaleńcem, no cóż słoneczko dało się nadmiernie we znaki, dlatego mój ukochany dom jakim są te katakumby jest pod ziemią. Lubię patrzeć na cierpienie innych... najróżniejsze sposoby na śmierć... chciałem to zobaczyć... jak to jest tak umierać, stąd przyciągałem tu przypadkowe wilki, aby zabrały udział w moim eksperymencie. - po tych słowach zaśmiał się w głos. Jak tamten wilk którego spotkałem, z wydłubanymi oczami... to był śmiech szaleństwa. - Zapewne zauważyliście te napisy na ścianie. To są imiona wszystkich wilków, które odwiedziły moje piekło... wy też tu jesteście. - mówiąc to spojrzał w dumą wypisaną na twarzy na ścianę pomazaną imionami. - A wasza trójka... moi jedyni goście jacy pozostali mi w moim świecie... dotarliście aż tu... obserwowałem was, zadziwiło mnie iż z taką łatwością udało się wam pokonać moje przeszkody... ale też zarazem się cieszę! - powiedział z uśmiechem, lecz w oczach tkwiła dzikość... - Gdyż mam dla was zadanie ostatnie z ostatnich i jak je wykonacie będziecie wolni, ja zniknę z Ziemi i pójdę w zaświaty aby tam odbyć swą karę... - umilkł na chwilę - A więc, zaczynamy! - Klasną w dłonie.
Jego postać rozpłynęła się w powietrzu. Sala dziwnie zadrżała, ściany zaczęły pękać i się formować w dziwne kształty. Wyłożona na czarno część podłogi zapadła się, lecz całe szczęście nasza czwórka stała na symbolu słońca. Zbiliśmy się razem.
- Cokolwiek się stanie, trzymamy się razem. - powiedział Sick.
Na różnych wysokościach, aż po samo sklepienie uformowały się lewitujące wyspy, a po gładkich ścianach i wygrawerowanych na nich imionach nie było śladu. Gdy wszystkie odłamki zatrzymały się usłyszeliśmy jakby z oddali głos Barona Mulgarda:
- Musicie we czwórkę dostać się na samą górę i wyjść stąd... jeśli jednak choć jedno z was zginie wszyscy zostaniecie tu aż do śmierci. Macie minutę, jak zostanie 10 sekund stopnie się zatrzymają... - powiedział szyderczym, przesiąkniętym nienawiścią głosem. - Powodzenia.
W tedy pułki kamienne zaczęły się przemieszczać, tworząc ruchomy tor przeszkód. Zaczęliśmy skakać wspólnie z jednej pułki na drugą. Trudno było odpowiednio ocenić czy się uda doskoczyć czy nie.
- Uważaj! - krzyknąłem widząc jak Jeff chce skoczyć na kolejny stopień lecz z boku nadlatywał mniejszy i szybszy odłamek, który był gotów go ztrącić w przepaść.
Skoczyłem ku niemu i odepchnąłem od krawędzi.
Biegliśmy w czwórkę dalej. Wtem Wszystko się zatrzymało. A więc zostało nam 10 sekund. To niewiele jak na ten dystans co nam został do pokonania. Przyspieszyliśmy tępa. Byle szybciej, ku słońcu, ku naszemu ukochanemu słońcu, byle przeżyć. Skakaliśmy szybciej i szybciej. Nagle oślepiły nas promienie słoneczne. To był koniec walki z czasem... byliśmy wolni.


W głębi dało się słyszeć zawiedziony, pełen rozpaczy krzyk Barona. Potem miejsce gdzie jeszcze przed chwilą było wyjście ku powierzchni zniknęło i teraz rosła tak jak nigdy nic zielona trawa i stał tam tajemniczy drogowskaz. 
Spojrzałem na swoich towarzyszy. Byli uśmiechnięci, nawet Kelzan - czarny basior, rozpromienił się.
- Co teraz? - spytał Sick.
- Rozejdziemy się w swoje strony, tam skąd przybyliśmy, ale nikomu o tym co się tam stało nie powiemy, to będzie nasza słodka tajemnica. - stwierdził Jaff. - Zgoda?
- Zgoda. - odpowiedzieliśmy w trojkę.
- Spotkamy się jeszcze kiedyś? - powiedziałem.
- Jeśli los nam będzie sprzyjał... czas pokarze. - odrzekł Kelzan.
Podeszliśmy w milczeniu do drogowskazu. Były tam strzałki i wyryte na nich litery naszych imion. Jaff i Sick mieli iść w tym samym kierunku, więc chyba są rodzeństwem lub przyjaciółmi z tej samej watahy.
Pożegnaliśmy się. Kelzan, Jaff i Sick poszli już w swoje strony a ja jeszcze przez chwile stałem wpatrując się w malowniczy zachód słońca, a potem pobiegłem w swoją stronę niesiony magiczną mocą szczęścia.


<<< KONIEC  :woohoo: >>>

PS. THE END! XD Na reszcie! Bogu dzięki. Wielkie gratulacje dla tych co dotrwali do samego końca i nie ominęli ani jednej linijki ^^

Wysokość w kłębie* – pionowy rozmiar zwierzęcia czworonożnego liczony od poziomu ziemi do najwyższego punktu tułowia, położonego na szczycie łopatek. 
 co chodzi i bije ale nie pije?** - mam nadzieję że dobrze to napisałam XD

1 komentarz:

  1. No, no, no....droga do skarbu była długa i zawiła. Poznałeś trójkę przyjaciół, wciągnąłeś nas w powieść, na początek było strasznie. Tak. Początek to był istny HORROREK WE WTOREK!ale coś mnie jednak nie zadowala. Wielki koniec był trochę za szybki, za krótki. Ale może koniec recenzji i przejdźmy do nagród!"
    No to tak. Zdobyłeś: ( No i tu trochę poczekasz...)
    - 3 500 (No wiem. Zaszalałem)
    - Krew feniksa (Zaraz wszyscy sobie będą smoczkami XD)
    - I mały złoty kluczyk z szafirem (Jak zwykle jedna tajemnicza rzecz)

    *Obyś był zadowolony*

    OdpowiedzUsuń